Wyszłam z łazienki i niewiele myśląc wrzuciłam zakrwawione ręczniki do zlewu. Nadal byłam wściekła na Jensena, jednak powoli to uczucie zamieniało się w niepokój i troskę. Powierzchowna prawda, którą poznałam dobijała mnie. Miałam wrażenie, że za czynami mężczyzny kryje się coś więcej. Przez myśl przeszła mi nawet chęć samobójstwa, ale odrzuciłam ją od siebie tak szybko jak się pojawiła.
Siedziałam na fotelu, nie zwracając na nic uwagi. Byłam tak bardzo skupiona na Jensenie, że nie dostrzegłam nawet, kiedy Martin zebrał brudne naczynia, Daniel je pozmywał, układając równo na suszarce, a Lionel poszedł do łazienki.
Martwiłam się o Amalie i dzieci Jensena. Dawno nie miałam od niej żadnych wiadomości. Isabella też się ostatnio nie odzywała. Miałam wrażenie, że kilka tygodni, a przynajmniej kilka dni temu, przekroczyłam już swój limit problemów na ten rok. Wszystko było takie przytłaczające...
- Lexi?- na dźwięk swojego imienia aż przeszły mnie ciarki.
Koło mnie stał Daniel. Wyglądał jakby oczekiwał mojej odpowiedzi. Tyle że ja nawet nie znałam pytania.
- Tak?
- Pytałem czy masz jakiś pomysł jak położymy się spać
- Zajmijcie dół, a ja pójdę do Jensena. Pościel jest na górnej półce w szafie - odpowiedziałam, niewiele się zastanawiając nad tym co mówię.
Zebrałam swoje rzeczy i poszłam na górę. Po drodze chwyciłam też apteczkę leżącą na stole. Drewniane schody skrzypiały głośniej z każdym kolejnym krokiem. Byłam już u szczytu, kiedy dostałam SMS-a. Wyjęłam telefon z kieszeni i odczytałam wiadomość.
Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi. Niedługo się zobaczymy
Świadomość rychłego spotkania z Gen i Jaredem podniosła mnie na duchu. Kiedy się pojawią nie będę już sama z problemami. Będę miała przyjaciół, na których zawsze mogłam liczyć.
Uchyliłam drzwi i wśliznęłam się do środka, mając nadzieję, że nie obudzę Jensena. Jednak mężczyzna nie spał. Leżał na plecach z rękami za głową i wpatrywał się w sufit. Kiedy znalazłam się w pokoju, przeniósł swój wzrok na mnie. Nic nie mówiąc, położyłam torebkę i ubrania na niewielkim krześle w kącie i usiadłam na brzegu łóżka. Nie byłam pewna czy pozwoli mi spać ze sobą i zaczynałam się przeklinać za swoją niewyparzoną gębę. Mogliśmy się przecież jakoś dogadać co do łóżek na dole. Nie żebym chciała spać z którymś z kolegów, ale wydawało się to lepszą opcją niż wyrzucenie z sypialni na górze.
- Przepraszam Lex - Jensen przerwał moje myśli - Przepraszam, że byłem dupkiem, że jestem dupkiem
- Jensen...
- Poczekaj, nie przerywaj mi - skinęłam głową, patrząc na niego niepewnie - Miałaś rację, kiedy mówiłaś w samochodzie, że myślałem tylko o sobie. Byłem pewny, że zapewnisz dzieciom doskonałą opiekę. Tyle razy się nimi zajmowałaś.. - po jego twarzy spłynęły dwie łzy - Miałaś rację, mówiąc, że jestem samolubny. Miałem już dość. Nie dawałem rady, teraz też wcale nie jest lepiej. Chciałem, żeby to wszystko się skończyło. Dlatego tam poszedłem... Kiedy zabili Danneel, byłaś przy mnie cały czas. To dzięki tobie byłem w stanie zjeść, zawieźć JJ do szkoły, pobawić się z chłopcami. Ale kiedy porwali ciebie, coś we mnie pękło. Zostałem sam. Nigdy ci nie powiedziałem, dlaczego tyle czasu zajęło mi odszukanie ciebie. Pierwsze tygodnie byłem wyssany z życia. Dzieci wysłałem do rodziców. Cały dom był pełny puszek i butelek. Gdyby nie Jared pewnie bym tak żył do tej pory. Mając cię z powrotem w domu, bałem się, że za chwilę znowu znikniesz, że cię nie będzie, bo zrobią ci krzywdę. Tobie, dzieciom... Nie wybaczyłbym tego sobie. Chodziło o mnie, cały czas chodziło o mnie. Nie wiem do tej pory jaki dług mam u tego faceta, ale chciałem waszego bezpieczeństwa. Chciałem to skończyć. Gdyby mnie zabili, nie musiałbym czuć tych wszystkich rzeczy, które tak bardzo mnie przerażają, ale oni nie chciali tego zrobić. Torturowali mnie, ale nie chcieli mnie zabić
Jensen przestał już próbować powstrzymywać łzy. Płakał jak dziecko, któremu stała się krzywda. I poniekąd tak było. Przytuliłam go, chcąc go uspokoić, jednak dopiero sen dał mu względny spokój. Odsunęłam kołdrę i wsunęłam się pod nią. Patrzyłam na pogrążonego we śnie Acklesa. Przyglądając się jego przystojnej twarzy, zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem jakie łączą nas relacje. Kiedy miał żonę, byliśmy przyjaciółmi. Jednak po śmierci Deedee coś się zmieniło. Nagle wróciły do mnie słowa Jensena. Nadal nie wiedział jaki miał "dług" u Crossforda. Miałam cały rok, żeby powiedzieć mu prawdę, jednak zawsze czekałam na tzw. odpowiedni moment. Dopiero teraz, leżąc obok niego na łóżku w dębowej chatce położonej w gęstym lesie, zdałam sobie sprawę, że coś takiego jak odpowiedni moment nie istnieje i jeśli nie powiem mu prawdy teraz, nie zrobię tego nigdy. Musiałam jednak poczekać do rana, by dać mu czas na odpoczynek i regenerację.
- To nie była twoja wina - szepnęłam, odsuwając włosy z jego twarzy, po czym sama zasnęłam.
***
- Sprawdziłem tego Crossa - Adam pojawił się po kilku dniach od ostatniej rozmowy - Tylko nie rozumiem po co
- Mam wrażenie, że coś ich łączy
- Curtisa i Jamiego? Lexi, to dwie różne osoby. Jamie Cross to wręcz anioł. Był wolontariuszem w szpitalu i schronisku, pomagał bezinteresownie ludziom. Za to Curtis.. Widzisz sama co robi
- Musi być coś - nie mogłam odpuścić, przeczucie mówiło mi, że to Jamie Cross jest kluczem do zagadki.
- Tylko tyle, że Jamie zaginął w 2000 roku. Ostatni raz widziano go na stacji benzynowej jak tankował samochód. Później na trasie nie ma ani samochodu ani samego Jamiego
- Gdzie to było?
- Gdzieś w tej okolicy. Wyglądało jakby jechał z Jacksonville do Miami, na trasie przeciął Fort Pierce, ale kilkanaście kilometrów dalej ślad się urwał
- Adam..
- Co?
- My jesteśmy kilkanaście kilometrów dalej
Przepraszam za przerwę, ale teraz mam już pomysł, wenę i czas, żeby pisać dalej :) Mam nadzieję, że nowa część wam się podoba ;)
Do następnego
Cathleen
![](https://img.wattpad.com/cover/101755353-288-k169859.jpg)
CZYTASZ
Jeden strzał || J.Ackles (Zakończone)
FanficChwila, w której musiałam nauczyć się walczyć nie była ciężka. Gorsza była świadomość, dlaczego muszę to zrobić. A ci dwaj w ogóle tego nie ułatwiali. Nie żebym tego oczekiwała. Oni nie potrafią niczego ułatwić. Po prostu wszyscy znaleźliśmy się w n...