8. Myślisz, że Ci się upiecze?

145 11 0
                                    

Omar spojrzał na mnie z triumfem. W ogóle się nie zmienił. Ostatni rok nie odcisnął nawet najmniejszego piętna na jego twarzy. Nie wiem czy cokolwiek było w stanie to zrobić!

- Lexi Pierce! Bałem się, że nie przyjdziesz.

Ton jego głosu sprawił, że zaczęłam się cofać. Po dwóch krokach zdałam sobie sprawę, że to doskonały pomysł. Im bardziej ja się cofałam, tym mniej widoczny był Omar, podążający moim śladem. Wkrótce zniknie drugiemu strażnikowi z pola widzenia. Mężczyzna najwidoczniej pomyślał o tym samym, bo nagle przycisnął mnie brutalnie do ściany.

Skoro nie chciał, by widział go tamten, musiał być nowy. Omar nigdy nie ufał nowym. Bał się, że zabiorą mu jego pozycję.

- Myślisz, że ci się upiecze?- syknął-  Niech no tylko Crossford cię zobaczy.

Odwrócił na chwilę głowę, co dało mi szansę na wyciągnięcie noża Jensena z cholewki botka. Zanim Omar zdążył cokolwiek zauważyć, ostrze przebiło jego ciało. Raz, potem drugi, trzeci... Nie wiem ile razy go dźgnęłam, zanim padł bez życia. Ogarnęła mnie furia i chęć zemsty. Myślałam, że mam to już za sobą, jednak wszystkie moje uczucia związane z pobytem w Fort Pierce były tak naprawdę tłumione. A teraz przybrały na sile. Owładnęły moje ciało i umysł.

To, co zrobiłam później, pamiętam jak przez mgłę. Wyciągnęłam pistolet i pociągnęłam za spust, zabijając kolejnego strażnika. Wiedziałam, że popełniłam błąd gdy tylko uruchomiłam broń. Huk mógł zwabić pozostałych. Sama, na własne życzenie, ściągnęłam na siebie nie wiadomo ile ludzi, którzy chcieli mojej śmierci. Nie miałam nic do stracenia. Rzuciłam się biegiem do magazynu, licząc na to, że nie będzie tam nikogo pilnującego przetrzymywanych.

***

- Amalie naprawdę dużo mi pomaga- opowiadałam któregoś dnia Nickowi- Jeśli wpadnę w kłopoty, to mogę mieć pewność, że to właśnie ona pierwsza mi pomoże. Chyba, że chodzi o wodę. Wtedy nie mogę na nią liczyć.

- Wydaje się, że to wymarzona przyjaciółka- mruknął Nick, patrząc w sufit.

- To prawda. Chociaż nie zawsze miałam szczęście do ludzi...

- Ale z Jensenem ci się poszczęściło- zauważył, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Tak. Jensen to skarb. Tak samo jak JJ, Zepp i Arrow- przyznałam.

- A kto to jest?

- Dzieci Jensena. Są naprawdę urocze.

Odkąd podsłuchałam rozmowę Reese i Danici minął tydzień. Dan obstawiała, że będę w magazynie co najwyżej dwa tygodnie. Jeśli się nie myliła, to mój czas się kończył, a ja nie miałam żadnego planu ucieczki z Fort Pierce. Nie wiedziałam nawet czy ktokolwiek mnie szuka.

   Na pewno ktoś mnie szuka!- zbeształam się w myślach.

- Co się dzieje jeśli ktoś nie spłaci długu?- wypaliłam, zanim zdążyłam pomyśleć.

Reese odgarnęła z twarzy rude włosy i spojrzała na mnie ze spokojem. W jej niebieskich oczach widać było troskę, niepewność, zrozumienie i ... współczucie. Tak, to zdecydowanie było współczucie.

- Najbliższa osoba zadłużonego trafia do Fort Pierce- powiedziała, przerywając niezręczną ciszę, która pojawiła się po moim pytaniu.

- Albo do innego magazynu- uzupełniła Danica.

- To już wiem- westchnęłam trochę zniecierpliwiona- Chodziło mi o to, co jest potem...Jak nikt dalej nie zapłaci tych pieniędzy.

- Jeśli to dzieci, to są zabijane- rzucił beztrosko Nick, jakby życie małego dziecka nie miało dla niego najmniejszego znaczenia.

Na dźwięk jego słów niewielki posiłek, który zjadłam w ciągu ostatnich 24 godzin, podszedł mi do gardła. Oczyma swojej wyobraźni widziałam brutalnie mordowane dzieci. Od noworodków do tych bliskich wieku młodzieżowego. Szybko potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z niej te straszne obrazy.

- Starych nie zabierają- ciągnął Nick.

-Chłopców szkolą. Robią im pranie mózgu i „zatrudniają" u siebie- przerwała mu Danica. Byłam jej za to ogromnie wdzięczna.

- Mężczyzn traktują według własnego widzimisię- dodała Reese- I musisz wiedzieć, że dla nich mężczyzna to już piętnastolatek, bo nie da się mu zrobić prania mózgu.

- A co z dziewczynami?- zapytałam, bojąc się odpowiedzi. Ale musiałam wiedzieć co mnie czeka. To było nieuniknione. Jakakolwiek byłaby suma, którą chciał uzyskać Crossford, doskonale wiedziałam, że Jensen jej nie ma. Kiedy zrezygnował z kariery aktorskiej po wypadku, w którym zginęłam Danneel, nie podjął się żadnej pracy. I choć na koncie miał niemało, jak głupi uparł się by opłacić mi szkołę prawniczą, co znacznie uszczupliło jego majątek. Do tego dochodziło utrzymanie, opiekunka, liczne wyjazdy...Na Jensena nie mogłam liczyć.

- Dziewczyny...- zająknęła się Reese, uciekając spojrzeniem w bok.

- Dziewczyny są sprzedawane.

Odwróciłam głowę w kierunku znajomego głosu. Moim oczom ukazał się Adam.

- Wstawaj Pierce, idziemy- burknął, podchodząc bliżej.

***

Niezauważona przemknęłam do magazynu. Szczęście zdecydowanie mi sprzyjało. Odsunęłam zasuwę i wślizgnęłam się do środka. Zewsząd otaczały mnie grobowe ciemności. Wspomnienia zaczęły napływać ze zdwojoną siłą, ale szybko wcisnęłam wcisnęłam je w najgłębsze zakamarki mojej świadomości. Miałam zadanie do wykonania. Nie mogłam sobie pozwolić na rozkojarzenie.

   Westchnęłam, żałując, że nie wzięłam latarki.

- Hej, Jensen- szepnęłam, ale odpowiedziała mi głucha cisza.

- Jensen- spróbowałam jeszcze raz, trochę głośniej.

Tym razem odpowiedział mi krótki jęk dochodzący z drugiego końca magazynu. Moje oczy zdążyły się przyzwyczaić do ciemności, więc starałam się jak najszybciej przemierzyć dzielący nas dystans. Instynkt mi podpowiadał, że to właśnie Jensen

- Lexi- szepnął na mój widok.

- Ciii...- chwyciłam jego ramię i przełożyłam przez swoje barki. Został nam tylko powrót do samochodu. Tylko tyle i aż tyle.

- On tu jest- szepnął Jensen, opierając się o mnie.

- Kto?- zdenerwowana rozejrzałam się dookoła, ale w tej ciemności nie byłam w stanie zobaczyć nikogo ani niczego.

- Pośpiesz się- usłyszałam za sobą znajomy głos.

Nie zwracając na nic uwagi, ruszyłam przed siebie, podtrzymując jednocześnie Jensena, który ledwo szedł. Część mnie cieszyła się z tego, że nie widzę jak okropnie musi wyglądać.

Przeszliśmy przez drzwi magazynu, wpadając na jednego ze strażników. Zanim któreś z nas zdążyło zareagować, usłyszałam huk wystrzału i świst kuli przelatującej koło mojego ucha. Trwało to ułamek sekundy. Stojący przede mną mężczyzna osunął się na ziemię ,martwy. Na jego bluzie pojawiła się czerwona plama, która z każdą chwilą robiła się coraz większa.

- Daj mi mój pistolet- powiedział Ackles, wyciągając dłoń w kierunku broni.

Bez zastanowienia podałam mu jego własność. Nie czekałam długo by dostać kolejną broń. Zacisnęłam palce na chłodnym metalu pistoletu. Świadomość tego, że mamy wsparcie, była pokrzepiająca.

- Szybko!- krzyknął nasz pomocnik, popychając mnie lekko.

   W tej chwilo poczułam, że naprawdę mogę wyjść z tej sytuacji żywa. Ja i oni.

Jeden strzał || J.Ackles (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz