Rozdział 2

101 14 10
                                    

                                                                                            

Przepych, bogactwo, kultura, piękno - te słowa idealnie odwzorowują Arill - pomyślał N'aen - Aż dziw bierze, że musiałem ukrywać się w Otrivill przez tyle lat. Przecież tu jest niemal idealnie, ale mimo to czegoś mi brakuje. Myślę, że brak mi dawnych przygód. Mimo, że na wschodzie Oris trwa wojna, muszę wrócić po moją rodzinę. Pewnie się martwią.

Bohater Elfów wpadł na pomysł, aby wysłać list. Pomyślał, że to może uspokoić jego żonę Synhie i syna - Loena. Elf szedł właśnie na pocztę, po drodze mijał rynek. Na jego środku jego widniała kolosalna, pozłacana fontanna. N'aen przechodząc koło niej, był obarczany wzrokiem przechodniów. Spojrzenie ich darzyło łowcę niebywałym szacunkiem. Był niezwykle dumny ze swojego czynu, jednak kryła się myśl, że wojna którą wywołał, ogarnie pożogą setki, a może nawet tysiące niewinnych istnień. Ale mimo to czuł się dumny niczym paw. 

Zamyślony podszedł do tablicy informacyjnej gdzie przeczytał: ,,Po niezwykle celnym strzale N'aena w już byłego, króla Otrivill. Tron królestwa ludzi (tfu) przejął jego syn Dorian. Król ten wyzwał nasze piękne królestwo na wojnę, w związku z tym, organizujemy pobór do wojska, oraz obowiązkowy kurs strzelania. Zgłaszać możecie się w kancelarii." - W sumie pragnę przeżyć kolejną przygodę, jednak z drugiej strony nadstawiać karku, dla głupiej polityki, mija się z celem - Pomyślał młody elf. Następnie otrząsnął się i ruszył do swego pierwotnego celu - Poczty. Po zaledwie trzydziestu krokach, był już na miejscu. Postanowił napisać list. Czego rezultatem było to oto pismo: ,, Witaj Synhio, mam świadomość tego, że razem z Loenem przeżywacie piekło, jednak moja droga, znalazłem dużo lepszą lokalizację ,niż paskudne ludzkie Otrivill. A jest to Arill. Jestem pewien, że spodoba wam się tutaj. W końcu nie będziecie musieli ukrywać się, z swoją prawdziwą naturą. Przyjadę do was, najpóźniej za cztery noce, za ten czas spakujcie się, Pozdrawiam i do zobaczenia - N'aen". Przymocował list do kruczej nóżki i wysłał. Tak nie przesłyszeliście się, w Arill poczta działała za pomocą kruków, uznano je, za dużo lepszych kurierów od gołębi. N'aen wrócił do domu, aby przygotować się na podróż, po Loena i Synhie. 

                                                                                              

Gdy łowca przygotowywał się do podróży, w Otrivill trwała hałaśliwa i donośna burza. Grzmoty brzmiały tak, jakby chciały coś oznajmić lub zapowiedzieć. I to co chciały przekazać, na pewno nie było czymś przyjemnym.

Było już po zgaśnięciu słońca. Żołnierze powróciwszy po zbiórce, udali się do namiotów. Z jednego z nich, słychać było donośny głos.

- No ja pierdole! - powiedział na głos jeden z żołnierzy Doriana.

- Też mi się nie podoba to, że syn Derventa zorganizował pięciogodzinny apel, o tym jakie to ważne jest ,,bronienie narodu" - odpowiedział jego dobry znajomy.

-Tu nie chodzi o apel, tylko o jedno z poleceń - wyjaśnił żołnierz. - Jak my kurwa mamy schwytać i przyprowadzić N'aena?! Przecie, ostatnio był widziany tuż przed wojną, a ten sukinsyn nigdy publicznie nie pokazywał swojej twarzy (jeżeli w ogóle miał twarz). Jak do chuja mamy go zidentyfikować?

- Po pierwsze, ogarnij ten niewyparzony ozór. Po drugie; mamy przecież informacje, gdzie mieszkał i z kim mieszkał, możemy ,,ładnie" poprosić o jakieś informacje. - oznajmił Marszałek -A jak to nie zadziała, poprosimy w inny sposób. - obleśnie zarechotał.

- To jest myśl, aczkolwiek, nawet nie wiemy ,w czym ten cały N'aen zawinił. - odpowiedział żołnierz.

- Rozkaz to rozkaz, a biada temu, kto nie respektuje Doriana - chociaż to zwykły skurwiel, rządny zemsty, władcy się służy - Wypowiedział szeptem Marszałek.

Cała trójka oddanych żołnierzy wzniosła toast, za śmierć Derventa - którego w głębi duszy nienawidzili. Ale obowiązkiem mieszkańców Otrivill, było wielbienie władcy. Ot, taki urok totalitaryzmu ,który tam panował. Marszałek, żołnierz oraz jego dobry znajomy - wypili kolejkę i zasnęli. Wszyscy tej nocy mieli koszmary. Śnili o człowieku w kapturze, który na widok ich poczynań, z kimś bliskim dla niego. Biegnie do nich, cichym, niesłyszalnym krokiem. Krokiem, który zwiastował śmierć..

OrisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz