Rozdział 5

42 12 7
                                    

Karczma tętniła życiem. Bardowie grali i śpiewali, pięściarze brali udział w turniejach. A w tle, niezauważalna dla nikogo trójka odmieńców. Wśród nich mały elf z załzawionymi oczyma - Loen, a obok niego słynny łowca nagród w niedźwiedzim kapturze, oraz tak zwany ,,Marszałek".

- A więc - rozpoczął R'ick. - Plan działania jest taki, że odsyłamy Loena do Wei, a następnie udajemy się do Doriana. Tam będziesz musiał się wykazać znanym ci podstępem. 

- Mam już pewien plan - kontynuował wypowiedź N'aen. - Udamy, że mnie schwytałeś. Zawiążesz mi lekkim węzłem ręce i poprowadzisz mnie do króla. Podczas tego, będę musiał mieć cały czas kaptur na głowie. Zważywszy na to, że Dorian bardziej żąda szanowania niż Dervent, każe mi go zdjąć. Następnie powiesz mu, że jestem w stanie to zrobić, ale pod warunkiem, że zostaniemy w sali tronowej tylko my.

- I co dalej? - zapytał wsłuchany Marszałek.

- Gdy zostaniemy tylko my, zrobię to, w czym już mam nie lada doświadczenie - odpowiedział Łowca.

- Ale tak z mężczyzną? - spytał R'ick.

- Nie o to doświadczenie mi chodzi głupcze. Po prostu go zabiję - oznajmił N'aen.

 Chwilę po wypowiedzeniu tych słów, łowca spojrzał na syna, który był widocznie wystraszony.

- Nie przy dziecku - szepnął R'ick.

- Masz rację, lepiej jakbyśmy już wyruszyli, bo za kilka godzin zapadnie zmrok.

Wędrowali około dwóch godzin. Loen siedział na ,,Klaczy'', a N'aen z R'ickiem szli pieszo. Wszyscy byli przerażeni obrotem spraw. W pewnym momencie Marszałek zapytał:

- Słuchaj N'aen. Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale generalnie rzecz ujmując, jestem zdziwiony twoim brakiem reakcji na sam, wiesz co.

- Nie dziwie ci się. Od dłuższego czasu moja twarz jest uboga w mimikę i innymi słowy, rzadko kiedy cokolwiek mną porusza. Jednak jak coś mną ruszy, emocje zamieniam na czyny. A czyny te, nie są przejawem dobroci - odpowiedział łowca.

Po tych słowach Marszałek zamilkł.

Przed zmierzchem zatrzymali się w domu R'icka. Dom ten nie był synonimem luksusu, ale spokojnie nadawał się do życia. Trójkę odmieńców powitała ze zdziwieniem Wei, po czym R'ick przygotował miejsce do spania dla elfa i jego syna. Marszałek chwilę musiał przekonywać sceptycznie nastawioną małżonkę, lecz po czasie umówili się, że ona wraz z Loenem wyruszą do Arill, gdzie pokażą pismo N'aena, a to pozwoli im się zakwaterować. Tego wieczoru na kolacji zjedli zupę z ryb. A następnie udali się do snu. Gdy wstali, zjedli posiłek i ruszyli w swoją stronę. Wei z Loenem do Arill, a N'aen z R'ickiem do króla Otrivill. Byli przekonani, że cały plan się uda. Po długim marszu, łowca z towarzyszem trafili do centrum królestwa. Rozejrzeli się z niesmakiem po okolicy. Mimo, iż to najbogatsze terytorium państwa ludzi, krajobraz zdobili liczni żebracy, oraz w nie najlepszym stanie - budowle. Po chwili oglądania paskudnej okolicy, ruszyli szybkim krokiem do pałacu. N'aen doskonale pamiętał jak był tu pierwszy raz. Wielkość budowli robiła piorunujące wrażenie, a ubóstwo architektury jeszcze większe. R'ick trzymał skrępowanego N'aena w sposób taki, jaki stosują władze porządkowe. Marszałek silnym pchnięciem otworzył gigantyczne drzwi. Ujrzał tam liczne straże, a na samym końcu złoty tron.
- Już wiem na co idą nasze podatki - pomyślał R'ick.
Na tronie tym siedział pyszny, arogancki, znienawidzony etc. Dorian. Król szybko wstał na widok łowcy w kapturze.

- Witaj wasza królewska mość - rozpoczął Marszałek.

- Widzę, że nie próżnowałeś - ciągnął król. - A teraz, muszę pomówić z N'aenem na osobności.

- Nie ma takiej opcji - odpowiedział R'ick. - Jako Marszałek muszę go nadzorować, on jest nieprzewidywalny. 

- Niech tak będzie - odparł Dorian. - Straże, proszę opuścić tę sale.

Po chwili podwładni króla wyszli. N'aen był gotów.


OrisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz