rozdział 23

770 53 25
                                    

*Harry*

Byłem zmęczony. To jedyne uczucie jakie ostatnio mi towarzyszyło. Niby wszystko było w porządku, bo media dały mam względny spokój, a Louis zachowywał się wobec nas uczciwie i nie przekraczał granic wyznaczonych przez sąd, jednak mnie czegoś brakowało, czułem się pusty i coraz bardziej zagubiony w tym 'sfingowanym' życiu. Nie wiedziałem jak to naprawić i ciążyło mi to strasznie, ale nie miałem serca poruszać tego tematu z Jenny. Chciałem dać jej czas i jak najwięcej miłości, by nie czuła się sama i opuszczona. Tylko wtedy zdałem sobie sprawę, że to właśnie mną targają takie uczucia. Byłem samotny i nieszczęśliwy w pozornym udawaniu idylli, a kiedy się tak zastanowiłem to okazało się, że najbardziej brakuje mi Zayn'a. Jego uśmiechu, ciągłego wrzasku i przytulania wieczorem kiedy nikt nie patrzył. Mieliśmy wtedy siebie i tylko siebie. Potem ja rozpieprzyłem to w drobny mak. I wcale nie chodziło tu o udawanie przed wszystkimi idealnego męża i ojca, nie chodziło o udawanie hetero gościa z wielkim ego, a o to jak nisko upadłem i jak dałem się ponieść temu wszystkiemu. Już wtedy po wyjściu z aresztu, powinienem był położyć temu wszystkiemu kres, ale nie, ja popieprzony Harry Styles musiałem unieść się honorem i dalej zatapiać się w bagnie swojego niepoukładanego życia.

- Harry? - usłyszałem głos Jenny i odwróciłem się do niej.

- Słucham?

- Co się dzieje?

- Mam dość wszystkiego, księżniczko. Nie chcę już tak żyć. To wszystko zaszło za daleko. - westchnąłem i zaprosiłem ją obok siebie na sofę. Chyba przyszedł czas na rozmowę, którą powinniśmy byli przeprowadzić już dawno, ale nie miałem odwagi. Nie wierzyłem, że ona sobie beze mnie poradzi, a może to ja bałem się, że nie poradzę sobie bez niej.

- Nie będzie wesoło, co? - usiadła koło mnie i wtuliła się w mój bok.

- Nie. Nie będzie dopóki nie będę miał przy sobie Zu. - odparłem i przytuliłem ją mocno.

- Harry, ja... rozumiem. To się nazywa miłość. - szepnęła, a mnie bolało serce, bo miałem przeczucie, że ona nie mówi tylko o mnie ale także o sobie. Dałbym sobie rękę uciąć, że jej uczucia względem Louis'a się nie zmieniły, a to co pokazywała na co dzień było świetnym kamuflażem.

- Muszę z nim pogadać.

- To to zrób. Idź do niego, padnij na kolana i błagaj o wybaczenie. - uśmiechnęła się słabo.

- Jesteś tego pewna?

- Jak nigdy wcześniej. Nie możesz wiecznie być ze mną. Jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie. - widziałem, że słowa wypowiada z trudem, ale liczyło się to, że wypowiedziała je na głos. Dla mnie znaczyło to wszystko.

- Kocham cię, Jen.

- Też cię kocham, Harey. A teraz idź i walcz. - otarła łzę a potem biegiem pokonała schody na górę. Nie wiedziałem co to znaczy i chyba w tym momencie nie chciałem wiedzieć. Liczył się Zayn i nic innego. On był moim celem.

Wyszedłem z domu jak stałem. Nie zaprzątałem sobie głowy przebraniem ciuchów czy prysznicem. To nie miało znaczenia. Pokonałem drogę od drzwi wejściowych do bramy, a potem ulicą minąłem dwa domy by po przeciwnej stronie zobaczyć budynek, w którym było moje życie i moje serce.

Stanąłem pod bramą domu Zayn'a Malika i nacisnąłem przycisk na domofonie. Głucho. Światła pogaszone. Cisza. Spróbowałem jeszcze raz i nadal nic. Nie wiedziałem co to może oznaczać, ale przecież musiał być w domu, bo auto stało na zewnątrz, a Zu zawsze parkuje w garażu. Nie chciało mi się wierzyć, że nie ma go w środku. W przypływie jakiegoś dziwnego uczucia wróciłem prędko do domu i wyciągnąłem z komody zapasowe klucze, których nigdy mu nie oddałem.

Kiedy znów znalazłem się przed jego willą nacisnąłem przycisk na pilocie i metalowe wrota ustąpiły. Nim zdążyła się otworzyć byłem już na terenie posesji. Pomknąłem do drzwi i nie zastanawiając się za wiele wszedłem do środka. Wtedy to poczułem. Nie było go. Od dawna. Skąd wiedziałem? Serca nie da się oszukać. Tak jak stałem na środku holu padłem na kolana a moje oczy były mokre od łez. Straciłem go. Miłość odeszła. Nie powinienem się dziwić i zdziwiony nie byłem, ale bolało. Cholernie bolało. To nie jest miłe uczucie. Nie mamy zainstalowanego przełącznika na niekochanie. Nie da się tego zrobić. To tak nie działa. To tak jakby kto rozerwał mnie na pół i oddał Zayn'owi. Czułem się pozbawiony duszy, tylko samo ciało. Mój umysł krzyczał, tak głośno, że robiłem się głuchy na wszystko. Chciałem wykrzyczeń wszystko, ale nie mogłem. Jakby ktoś zasznurował mi usta.

- Harry? - tak jakby za światów usłyszałem ten anielski głos i poczułem ramiona mocno mnie oplatające w talii – Hazz, rusz się. Jego tu nie ma. - szept cichszy od wiatru wwiercał się w najgłębsze zakamarki mojej duszy.

- Zostawił mnie. -czułem jakbym to nie ja wypowiadał te słowa.

- Nie. Na pewno nie.

- Zostawił.

- Po prostu potrzebował wszystko przemyśleć.

- I mnie zostawił.

Potem nie pamiętam nic...

***

- Rozmawiałaś z nim?

- Nie da się do niego dotrzeć.

- Musi być sposób! On nie może się tak zachowywać!

- Ciszej, bo usłyszy.

- Niech usłyszy! Nie można mu pozwolić na takie pogrążanie się!

- Jest zraniony.

- Wszyscy jesteśmy, ale nie zachowujemy się jak zombie, Jen. Musi wziąć się w garść.

- Możliwe, że wiem kto może pomóc.

- Nie ma mowy!

- To jedyny sposób.

- Ty?! Ty chcesz go o coś prosić?

- Nie chcę! Ale dla Harry'ego jestem w stanie się poświęcić.

- Zwariowałaś!

- To dobrze, że w końcu zdaliście sobie z tego sprawę!

Rozmowa w salonie była dziwna i dobrze wiedziałem kto tam jest, ale nie miałem siły podnieść się z łóżka. Nie miało już to najmniejszego znaczenia. Miłość mojego życia odeszła nie wiadomo gdzie i zostawiła mnie z roztrzaskanym sercem. Moje życie się w tym momencie skończyło. Chciałem zasnąć i nigdy się już nie obudzić. Miałem pragnienie zatonąć w odmętach swojego bólu, bo nie widziałem już sensu w tym wszystkim. Po co to było?

Mówią, że w życiu wszystko ma swój kres. Człowiek rodzi się po to, aby umrzeć. Dlaczego by nie pomóc temu wszystkiemu? I tak mój cały świat odszedł z Zayn'em. Mój ukochany pozostawił po sobie tylko zgliszcza. Moje życie teraz składało się tylko z ran, których nie było widać. Bo to moja dusza krwawiła, serce umierało. Można rzec, że już byłem martwy.

- Zayn, jeśli chciałeś mnie zniszczyć, tak jak ja cię niszczyłem przez ostatnie lata, wierz mi.. Udało ci się.

'Zawsze już na duszy dnie będziesz, bo jesteś częścią mnie.
W każdą noc dziękuję wciąż, że sobą nas obdarzył los.
Nie chcę burzyć Ci Twoich myśli bo nowe życie masz.
Lecz chcę byś wiedział, że wiele dałbym żeby cofnąć czas.
Proszę odwiedź mnie...ten ostatni raz.
Przygotuję coś...'

--------------------------------------------------------
Dziękuję yasma1616 za kontrolę rozdziału i każdą pomoc jaką od niej otrzymuję😚😚😚

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now