ROZDZIAŁ 9

2.3K 184 16
                                    

Rozdział dedykuje: RivenVivienRiddle16

(swoją drogą: fajny nick)


Rano w dzień poprzedzający Noc Duchów obudził mnie zapach pieczonej dyni. W lochach podobno była kuchnia, więc u nas ten zapach czuć było najbardziej. Jednak nie przeszkadzało to mi - zapach był nawet ładny. Pierwszą lekcją tego dnia były zaklęcia z tym małym skrzatem ... no ... F-f-flitwick. Moja pamięć do nazwisk powoli się polepsza. Dużo daje to, że często czytam i piszę z ojcem. Wymieniam się z nim przynajmniej jednym listem tygodniowo. Zazwyczaj ja mu piszę co zrobiłam produktywnego, a ojciec daje mi wskazówki i rzadziej chwali mnie. Treści listu dodają mi motywacji, a rady ojca są zawsze przydatne. Niestety nie mogę zachowywać listów od Czarnego Pana - to zbyt ryzykowne - więc po parokrotnym przeczytaniu muszę je spalić.

Na lekcji zaklęć znowu ćwiczyliśmy ,, Wingardium Leviosa ''. Niestety niektórzy uczniowie nie są w stanie pojąć nawet tak prostego zaklęcia. Mi udało się to za drugim razem. Za pierwszym źle zaakcentowałam zaklęcie. Otrzymałam 10 punktów i spojrzałam na gryfońską połowę klasy. Nikomu jeszcze się nie udało. Każdy był podzielony w pary. Ja ćwiczyłam z Pansy, Harry z jakimś Gryfonem, którego imię nie jest warte mojej pamięci, a rudzielec ( jak później się dowiedziałam - Weasley ) z panną Wiem-to-wszystko. Chłopiec bezskutecznie próbował unieść swoje pióro chociaż o centymetr w górę. Po paru minutach bezskutecznej walki z piórem Weasley zaczął groźnie wymachiwać swoją różdżką i warczeć zaklęcie. O mało co nie nabił dziewczynie siniaka. Szturchnęłam Draco, który ćwiczył z Zabini'm ławkę przede mną, by też na to popatrzył. Na szczurzej twarzy Malfoy'a wymalował się perfidny uśmiech i byłam całkowicie pewna, że Draco nie omieszka wytknąć ten incydent rudzielcowi. Jednak Malfoy nie był w cale lepszy. Może i nie atakował swojego pióra, ale też i nie uniósł go ani centymetr nad ławką. Flitwick co jakiś czas skrzeczał instrukcje i rady ze swojej sterty książek na której siedział.

- Spróbuj zrobić płynniejszy ruch nadgarstkiem ... o tak ... - poradziłam blondynowi pokazując mu jak powinien to robić - i zaakcentuj bardziej ,,o'' w ,,Leviosa''.
Malfoy przytaknął i po trzech kolejnych próbach udało mu się. Szczurek wysłał mi zadowolony z siebie uśmiech, który w skomplikowanym języku Malfoy'ów oznaczał po prostu ,, Dziękuję za pomoc ''. Przewróciłam oczami i wróciłam wzrokiem do Weasley'a i Granger. Dziewczynka była tak sfrustrowana faktem, że już dwom Ślizgonom się udało, a jej jeszcze nie, że cała zaczerwieniona warknęła do rudzielca:
- Źle to wymawiasz. Jest Wir-gar-dium Levi-o-sa i nie machaj tą różdżką jak wariat !
- To spróbuj sama jak jesteś taka mądra! - fuknął chłopiec, a jego uszy zmieniły się na kolor podobny do jego włosów.
Wyglądało to tak jakby w Weasley'u coś się gotowało i to dosłownie. Panna Wiem-to-wszystko zrobiła minę jakby była najmądrzejszym człowiekiem na świecie i z uniesioną brodą i niepewnością w kącikach oczu wypowiedziała zaklęcie. Zaśmiałabym się głośno, gdyby jej nie wyszło, ale Granger miała farta i pióro poszybowało w górę. Spojrzała z wyższością na rudzielca, a następnie przeniosła wzrok na profesora, który tylko kiwną głową na znak pochwały i odwrócił się do innych uczniów, którym jeszcze się nie udało. Lekcja minęła i obrażona na cały świat Granger wybiegła z klasy. Szliśmy za nią i innymi pierwszorocznymi na następne zajęcia, gdy nagle rudzielec zaczął uskarżać się Potter'owi:
- Ona jest okropna ! Nic dziwnego, że nikt jej nie lubi. Jest nie do zniesienia !
Mała Gryfonka rozpłakała się i wyminęła chłopaków kierując się w przeciwną stronę niż klasa transmutacji.
- Brawo, Weasley ! - zawołałam doganiając Potter'a i rudzielca.
- Spadaj, Riddle ! - warknął wściekły, ale też i zmieszany chłopiec.
- Nie no na prawdę. - kontynuowałam okrutnie. - Nawet ja bym jej lepiej nie poniżyła. Trafiłeś w samo sedno. - roześmiałam się na widok ich twarzy.
- Zasłużyła sobie. - odparł Weasley, ale nie tak do końca pewnie.
- Oczywiście. - mruknęłam. - Jest przecież taka irytująca ...
- Hermiona nie jest irytująca. - warknął Potter odzywając się po raz pierwszy.
- Czy ty przypadkiem nie masz kompleksu bohatera ? - zapytałam uprzejmie zaciekawiona, chociaż byłam całkowicie pewna, że chłopiec go posiada. Potter zrobił zdezorientowaną minę. Pewnie nie wiedział co to jest ,,kompleks bohatera'' - dziecko. - No wiesz ... stawiasz siebie pod innymi, ratujesz wszystko co oddycha, stajesz w obronie słabszych i takie tam ... - wyjaśniłam pomocnie.
- Harry nie ma żadnego kompleksu bohatera. - warknął rudzielec - Odwal się, Riddle. Jesteś jeszcze gorsza od tej całej Hermiony.

- Która teraz przez was płacze? - zapytałam szyderczo.
Nikt mi nie odpowiedział.
- Trzy: zero, Potter. - dodałam i odeszłam z promiennym uśmiechem na twarzy.
Ku mojemu rozbawieniu dziewczynka nie pojawiła się ani na następnej lekcji, ani na obiedzie. Obserwowałam jak samopoczucia Potter'a i Weasley'a powoli się psują, a poczucie winy daje o sobie znać. Jednak miałam mnóstwo spraw do załatwienia i jeszcze więcej nauki, więc nie miałam czasu na dalsze bawienie się Potter'em i jego kolegą. Zapomniałam o tym i zrobiłam sobie chwile przerwy dopiero na świątecznej kolacji. Wielka Sala była pięknie udekorowana. Ze ścian i sklepienia zwisały setki żywych nietoperzy, a nad stołami latała druga ich połowa. Jedzenie było podawane na złotych tacach, a pomiędzy potrawami stały wydrążone dynie ze świecami w środku. Panował tu półmrok i atmosfera Nocy Duchów była po prostu cudowna ! Przez chwilę poczułam się małą, jedenastoletnią dziewczynką, która chce się bawić. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy żartować, rozmawiać i jeść najróżniejsze potrawy. Było idealnie. Nie trwało to jednak długo, ponieważ do Wielkiej Sali wparował Quirrell. Był cały blady i zdyszany. Na Sali zapanowała cisza.
- Troll ... - sapnął - w lochach ... uznałem, że powinien pan wiedzieć ... - było ostatnim co mężczyzna powiedział zanim zemdlał.
Wybuchło ogromne zamieszanie. Kompletnie bezcelowe, jak dla mnie. No proszę ja was. To niemożliwe, żeby jeden troll pokonał tylu wykształconych czarodziejów. Mimo iż ja byłam tego pewna to inni, chyba pominęli ten fakt w ocenie sytuacji. Starzec musiał parę razy wystrzelić iskry ze swojej różdżki, żeby skupić na sobie uwagę.
- Prefekci ! - zagrzmiał - Natychmiast zaprowadzić swoje domy do dormitoriów !
Zaraz, zaraz co ?! Cały dom węża ruszył się, by pójść za Burke'm do lochów. Złapałam Draco za ramie.
- Draco, popraw mnie, jeśli się mylę. - chłopiec pełen strachu przytaknął. - Troll jest w lochach, tak ?
- No, tak ! Nie słyszałaś Quirrell'a ?
- A czy nasze dormitorium nie mieści się w lochach ?
Przez twarz Draco przeszedł cień zdezorientowania, zrozumienia, szoku, przerażenia, a następnie wściekłości.
- Głupi Dumbledore. - warknął, ale zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić tłum wypchnął nas w stronę drzwi.
Omiotłam wzrokiem Wielką Salę i spostrzegłam Potter'a i Weasley'a. Mimowolnie przypomniałam sobie o tej całej Granger. Może i bym jakoś zareagowała, by zabłysnąć, ale szczerze losy tej dziewczynki są mi obojętne. Wpływ na to ma też fakt, że głupi kompleks bohatera Potter'a powinien się teraz odezwać. I może dla kadry nauczycielskiej górski troll to nie wyzwanie, to dla dwóch chłopców na poziomie podstawowym może sprawić drobne trudności. Zły uśmieszek wykrzywił mi usta.
Do końca dnia nie wolno było się nam ruszać z dormitoriów, bo tam było ponoć bezpiecznie. Rano Snape raczył do nas przyjść i ogłosił, że troll został pokonany. Nie był w dobrym humorze, gdy to mówił. Może chciał mieć pretekst do chociaż jednego dnia odpoczynku ? Nie ... to coś głębszego, a co dowiedziałam się dopiero przed pierwszą lekcją. Razem z Pansy i Daphne napotkałam z rana grupkę dziewcząt otaczających pannę Wiem-to-wszystko. Podeszłam do nich zaciekawiona. Dziewczyny były bardziej niż szczęśliwe mogąc mi o tym opowiedzieć.
- Wczoraj byłam w łazience i płakałam ... nagle znikąd wziął się ten troll. Myślałam, że już po mnie. - opowiadała Granger - Ale w tedy przybiegli chłopcy - Harry i Ron. Pokonali trolla jego własną maczugą i obronili mnie ...
- Harry jest taki dzielny ... - rozmarzyła się jedna z Gryfonek.
Pansy i Daphne zrobiły minę jakby próbowano im wmówić, że magia nie istnieje. Żadna z nich nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo niepewna dłoń opadła mi na ramie. Odwróciłam się jak na komendę zrzucając obciążenie z mojego ramienia.
- Trzy: jeden, Riddle. - zaświergotał Potter po czym odszedł bliżej innych Gryfonów, którzy otoczyli go i zaczęli chwalić jakby zrobił nie wiadomo co.
Ugh. Ale dobrze. Zabawa trwa i Harry na prawdę w nią gra. No w końcu nie byłoby wyzwania, gdyby Potter już na starcie się poddał.

Następny rodział wstawię, kiedy otrzymam 5 gwiazdek lub 5 komentarz. Powodzenia :)


Świetlik w mroku - Córka Czarnego PanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz