ROZDZIAŁ 18

1.5K 115 3
                                    

Rozdział dedykuję: @oreWolf , dzięki za ostatni spam gwiazdek :)


  - To pan? - zdziwił się Potter, może tylko trochę za głośno.
- Tak to ja. - przyznał Quirrell. - Zastanawiałem się czy cię tu spotkam, Harry Potter'ze.
- Ale ja myślałem, że ... Snape ... - chłopiec nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Severus? - Quirrell roześmiał się, ale nie tak jak zwykle swoim nerwowym chichotem, a krótkim i zimnym śmiechem. Teraz tylko z wyglądu był podobny do tego jąkały, który przez cały rok nas uczył. - Tak, Severus wygląda na takiego, prawda? Nieźle mieć takiego Sevrusa, który krąży po szkole jak wyrośnięty nietoperz. Kto by mógł podejrzewać tego b-b-biednego j-j-jąkałę, p-profesora Quirrell'a? - no miał w sumie trochę racji. Na pierwszy rzut oka w życiu bym go o to nie posądziła. Uświadomiłam sobie teraz jak bardzo pozory mogą mylić.
- Ale Snape próbował mnie zabić! - wrzasnął Potter z niedowierzeniem w głosie. Odnosił się oczywiście do meczu Quidditch'a.
Wraz z odpowiedzią mężczyzny moje podejrzenia się potwierdziły, a przynajmniej w większości. Snape ratował Potter'a, a nie próbował zabić. To Quirrell chciał go strącić z miotły. Snape od początku do końca był dobry, a to Quirrell chciał zabić Złotego Chłopca. Tylko po co? Mężczyzna pstryknął palcami i grube liny oplotły ciało Harry'ego. Były profesor spokojnie, bez pośpiechu wyjaśnił Potter'owi sprawę z troll'em, a następnie nakazał mu być cicho, bo chce zbadać to lustro. Spojrzałam w stronę, gdzie przesunął się Quirrell i dojrzałam tam zwierciadło Ain Eingarp.
- To lustro jest kluczem do odnalezienia kamienia ... - mruczał bardziej do siebie niż do Potter'a. - Że też ten Dumbledore musiał na coś takiego wpaść ... No, ale nasz kochany dyrektor jest teraz w Londynie ... kiedy wróci ja już będę daleko.
Potter szarpnął parę razy liny, ale gdy to nie skutkowało zapytał :
- Widziałem ciebie i Snape'a w puszczy.
Mężczyzna odwrócił swoją uwagę od lustra i dopiero teraz zrozumiałam motywy Potter'a. Chłopiec chcę odwrócić uwagę Quirrell'a od lustra na tak długo, aż przyjdzie pomoc wezwana przez szlamę i rudzielca. Jak na moje, to bardzo ślizgońskie podejście.
- Zgadza się... - przyznał beztrosko, powracając do badania zwierciadła oraz przy okazji tłumacząc jak to Snape chciał go nastraszyć.
- Widzę kamień ... - mruknął zirytowany mężczyzna stając z powrotem na przeciwko lustra. - Przekazuję go mojemu panu i mistrzowi ... ale gdzie on jest ?
Tego ja też chciałabym się dowiedzieć. Chciałabym też wiedzieć czemu jego najskrytsze pragnienie to przekazanie kamień ojcu? Byłam pewna, że chodzi mu o Czarnego Pana. A no tak... on pewnie nie wiedział, że ojciec już powstał po swojej klęsce. Wykazał się teraz należytą lojalnością i pokazał, że jest użyteczny. Na pewno, jeśli Quirrell wyjdzie z tego cało, zostanie przez ojca nagrodzony. Odpędziłam te zbędne myśli na chwilę, by ponownie skupić się na szarpiącym się Potter'ze.
- Ale przecież Snape sprawiał wrażenie, że mnie nienawidzi. - kontynuował Harry.
- Och, tak... - westchnął Quirrell, jeszcze raz obchodząc zwierciadło dookoła. - Trudno powiedzieć, by darzył cię sympatią. Był w Hogwarcie z twoim ojcem, nie wiedziałeś o tym ? Nie znosili się. No, ale nigdy nie życzył ci śmierci ...
- Po co ci ten kamień? - warknął w końcu Potter zapewne z braku innych pytań. Był już mokry od potu.
- Ach, to straszna historia... - rzekł Quirrell. - Przez ciebie mój Pan stracił swoje siły, ale ten kamień by go uratował... No bo widzisz... - kontynuował mężczyzna. - Spotkałem go, kiedy podróżowałem dookoła świata. Byłem wtedy głupim młokosem, miałem zupełnie śmieszne poglądy na dobro i zło. Sam-wiesz-kto pokazał mi, jak bardzo się myliłem. Nie ma czegoś takiego jak dobro i zło na tym świecie, jest tylko władza i potęga oraz mnóstwo ludzi zbyt słabych, żeby je osiągnąć ... - tak, to były słowa ojca. Ja też trzymałam się tej zasady. - Od tego czasu służyłem mu wiernie, chodź nie była to łatwa służba.
Potem Quirrell jednocześnie skarżył się i chwalił Czarnego Pana. Koniec końców jednak wrócił do bacznego rozszyfrowywania zwierciadła.
- Nie rozumiem ... Czyżby kamień był wewnątrz lustra ? Może powinienem je rozbić ? - dumał były profesor.
Nagle Potter zamarł na chwilę w swoich próbach po czym odchylił się w stronę lustra, jednak jedyne co zrobił to się przewrócił. Quirrell zignorował go kompletnie pewny, że Harry nie da rady się uwolnić. Nagle jednak jego uwaga znowu przeniosła się na chłopca. Pstryknął ponownie i więzy puściły, a Potter upadł na kolana. Złoty Chłopiec szybko się podniósł i przez moment myślałam, że ucieknie, ale profesor machnięciem ręki sprawił, że Potter przysunął się przed same lustro. Staną za nim z dłońmi opartymi na jego ramionach i szepnął mu do ucha, jednak wszystko i tak było dobrze słychać :
- Spójrz w lustro i powiedz mi co widzisz... - polecił.
Złoty Chłopiec cały spięty ze strachem w oczach podszedł do zwierciadła. Chwile w nie spoglądał po czym odparł łamiącym się głosem :
- Widzę siebie ściskającego dłoń Dumbledore'a. Ja... ja zdobyłem Puchar Domów dla Gryffindor'u.
Quirrell zaklnął, ale po chwili wrzasną wściekły :
- Powiedz prawdę!
- Ale... ale ja mówię prawdę... - jęknął zdesperowany chłopiec.
- Powiedz prawdę! - powtórzył ostro mężczyzna przykładając mu różdżkę do głowy. Z jednej strony Potter był już trupem, a z drugiej w końcu Quirrell zna zasady : Złoty Chłopiec jest Czarnego Pana.
- Ale ja ... - zaczął Potter nerwowo nadal starając się grać na czas.
- Legilimens. - syknął Quirrell. - Oddaj go ! - rozkazał po chwili.

Czyli Potter ma kamień, tylko jakim cudem ? Śledziłam go od Puszka, aż tu i po drodze nie mówili nic, że mają Kamień Filozoficzny, a po za tym; gdyby go mieli, to po co tu szli ? Pewnie to lustro zostało tak zaczarowane przez Starca, by ten kto chce znaleźć Kamień, a nie ten co chce go użyć mógł go dostać czy coś równie kiczowatowego. Nagle Harry kopnął byłego profesora i uciekł za zwierciadło. Quirrell syknął wściekle i pognał za Potter'em, ale ten już był po drugiej stronie komnaty. Jak na kogoś tak chudego i małego Złoty Chłopiec szybko biegał. Były profesor wysyłał w jego stronę masę różnych zaklęć, które Potter z zwinnością kobry wymijał. On też w końcu wyjął różdżkę i obrzucał mężczyznę kontratakami. Jednak na jego nieszczęście były to bardzo słabe, podstawowe czary. Człowiek śmiał się z poziomu umiejętności Potter'a, ale ten pozostawał zdeterminowany.

- Petrificus Totalus! - wrzasnął zdesperowany upadając.
Quirrell stanął nad nim i wycelował w niego różdżkę. Nie musiał nawet unikać zaklęcia, bo chłopiec chybił.
- Oddaj kamień, bo inaczej ... - jednak nigdy nie dowiemy się co inaczej, ponieważ były profesor upadł. Zaklęcie Potter'a odbiło się od sufitu i uderzyło mężczyznę w plecy. Upadł pchając Harry'ego pod ścianę. Z dziesięć sekund zajęło mu zrozumienie co się stało. Szybko podniósł się, wyjął kamień z kieszeni i pognał w stronę wyjścia - za pewne po Dumbledore'a. Odczekałam na prawdę krótką chwilę i ostrożnie podeszłam do Quirrell'a zdejmując po drodze zaklęcie kameleona.
- Nie zaatakujesz mnie jak cię odczaruję? - zapytałam spokojnie z rękoma splecionymi za plecami.
W odpowiedzi uzyskałam dziwny pomruk upokorzenia. Uznałam to za ,,tak''.
- Finite. - jednak dostałam klątwą, którą zablokowałam. - No, no, no ... pomyśl z kim zadzierasz... - ostrzegłam groźnie. - Czarny Pan nie byłby zadowolony, że jego sługa atakuje mu córkę ...
- T-ty... ty naprawdę jesteś... - zająknął się Quirrell opuszczając różdżkę i padając na kolana. - Ja przepraszam... ja chciałem...
- Wiem co chciałeś, a teraz jak chcesz się na coś przydać ojcu to się pośpiesz, bo zaraz zjawi się tu Dumbledore ...
- Tak jest, o-oczywiście... moja Pani...? - kontynuował z ziemi.
- Panienko. - poprawiłam go, choć miło było usłyszeć taki przydomek z ust dorosłego, który nie mógł być pewny w 100 % co do mojego pochodzenia.
- Cz-czy Czarny Pan...?
- Reszta informacji potem. - odparłam szybko ponaglając go, by wstał.
Pod zaklęciem kameleona wydostaliśmy się na trzecie piętro, a z trzeciego piętra na błonia Hogwartu pod sam Zakazany Las. Rzuciłam na nas zaklęcie wyciszające i zaklęcie prywatności.
- Przekaże ojcu wszystko... - zaczęłam szybko. - Ale co z tobą się stanie... to już nie od mnie zależy.
- Panienko... - mruknął Quirrell przyjmując syndrom lizustwa i pochylając w pokorze głowę. - Ja... um...
- Nie musisz nic mówić. - odparłam krótko. - Nie mam zbyt dużo czasu.
- Dobrze, więc może chociaż... w ramach podzięki... uleczę ci kostkę? - zapytał nieśmiało.
Zgodziłam się, bo to by się w sumie przydało, ponieważ niby jak im potem wytłumaczę, że wieczorem położyłam się spać kompletnie zdrowa, a obudziłam się z skręconą kostką?
Były profesor drżącą ręką wyjął różdżkę i wyczarował mi krzesło. Usiadłam na nim, a Quirrell przyklęknął na trawie i po paru minutach moja kostka była już zdrowa.
- Do zobaczenia, profesorze. - odparłam pogodnie, cofając zaklęcia.
- Do zobaczenia, panienko. - odparł mężczyzna kłaniając się.
A następnie pod zaklęciem kameleona wróciłam do swojego dormitorium, napisałam list do ojca i przekazałam go przez naszą magiczną skrzynkę. A potem ledwo dotknęłam poduszki i usnęłam.

***

Hejka, moje Robaki! Nikt nie protestował z tą nazwą, więc ją zostawię :). I jak, podobał się rozdział? Spodziewaliście się tego? Do końca 1 tomu książki pozostały jeszcze dwa rozdziały, więc chciałabym wam zaproponować Q&A, lecz nie takie zwyczajny. Pytania zadawajcie pod tym i następnym rozdziałem, ale nie do mnie, a do Delphi (lub innego bohatera z mojej opowieść). Piszecie coś takiego: ,,Do Delphi: Co sądzisz o Harry'm?" itp. . Wszystkie pytania i odpowiedzi opublikuję w ostatnim, dodatkowym rozdziale ,,Sowa''. Rozumiecie zasady? W takim razie do następnego rozdziału. Pozdrawiam.

^RDR^

Ps. Można pisać więcej, niż jedno pytanie :).



Świetlik w mroku - Córka Czarnego PanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz