4.

100 4 1
                                    

Alec

Biegnę przed siebie. Jest noc. Jestem na plaży. Tak bardzo chciałbym się zatrzymać, ale nie potrafię. Nagle widzę coś niepokojącego. Czyiś cień porusza się wzdłuż brzegu. Woda jest krwisto-czerwona. Wciąż nie rozumiem co się dzieję. O co w tym chodzi? Wciąż nie umiem się zatrzymać. Tak, jakby...coś kazało mi biec...Czuję ból. Ogromny ból. W całym ciele czuję miliony malutkich ostrzy, które rozcinają moje wnętrzności, żyły, skórę. Nagle ten cień wskakuje do wody. Jedyne co udaje mi się usłyszeć, to czyjeś krzyki o pomoc. Krwisto-czerwony zamienia się w głęboką czerń. Ale ja wciąż nie mogę się zatrzymać. Wciąż biegnę i nie czuję nawet zmęczenia. To wszystko jest takie nierealne... Po chwili czuję jak umieram i..

I budzę się z krzykiem. To tylko koszmar. Policzki mam mokre od łez. Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym śnie...
Mam wrażenie, jakby faktycznie ktoś prosił mnie o pomoc.

Ale mimo wszystko, w moim przypadku taki koszmar nie jest normalny. Nigdy nic takiego mi się nie śniło. Postanowiłem pobiegać. Tak...może to się wydawać dziwne...

Chłopak, który miał przed chwilą przerażający koszmar, postanawia sobie pobiegać o północy.

Przecież każdy tak robi...

Ubrałem na siebie jakieś przypadkowe ciuchy i wyszedłem z Instytutu, starając się nikogo nie obudzić. Skierowałem się w stronę plaży. Czułem, że dzieje się coś złego, ale nie miałem pojęcia co.

Biegłem wzdłuż brzegu, tak jak we śnie. Ale woda na szczęście była ciemno niebieska. Nagle zauważyłem jakieś ciało. Jak najszybciej, podbiegłem bliżej.

Kiedy zobaczyłem kto to, myślałem że w tamtym momencie umrę.

To był Shawn. Szybko zdjąłem swoją bluzę i owinąłem ją wokół jego nadgarstka. Czemu on to zrobił?!

-Shawn! - rozpłakałem się - Dlaczego?! Dlaczego do cholery ty mi to robisz?!

Przytuliłem się do niego, ale szybko się ogarnąłem i zaniosłem go do Instytutu.

Położyłem Shawn'a w sali szpitalnej i obudziłem resztę Łowców.
Już po chwili do sali wbiegła przerażona i zapłakana Isabelle. Szybko podbiegła do Shawn'a i złapała za jego zabandażowaną już rękę. Zaczęła krzyczeć.

-Shawn! Shawn, kurwa nigdy więcej tak nie rób! Obudź się! - przestała już krzyczeć - Proszę...

Przytuliłem Izzy i zapewniłem, że wszystko będzie dobrze. Chociaż sam nie jestem tego pewien...ale trzeba wierzyć. Trzeba mieć nadzieję. Nawet, jeśli inni mówią, że nadzieja jest matką głupich...może mają rację, ale to właśnie NADZIEJA umiera ostatnia.

Zasnęliśmy w tej sali. Obydwoje chcieliśmy pilnować Shawn'a, tak w razie czego. Nie wybaczylibyśmy sobie, gdyby on zmarł, bez naszej walki o jego życie. Mimo, że Shawn jest pod opieką najlepszych lekarzy (którzy na szczęście nie chcą go wysłać do psychiatryka ze względu na jego "próbę samobójczą") i mimo, że wierzymy, że może być tylko lepiej, zdecydowanie wolimy być teraz blisko niego.

Shawn

Widzę ciemność. Wszędzie jest czarno. Ciągle chodzę w kółko, albo idę przed siebie i próbuje przerwać "to coś". Ale to nie ma końca. Chciałbym się z tego wydostać, mam już dosyć tej pustki. Pustka. Idealne słowo, które może opisać to co teraz czuję. Nie czuję bólu, smutku, zmęczenia. Mam tego dosyć. To jest okropne tak...nie czuć zupełnie nic. A co najgorsze, nie mam pojęcia ile to jeszcze będzie trwało...ile jeszcze będę musiał się tak męczyć?

Porwany // Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz