Prolog

884 42 7
                                    



Zielonooka lisica wyciągnęła z torebki telefon, usłyszawszy dźwięk przychodzącej wiadomości. Przedstawiała ona jedynie ciąg cyfr. Dziewczyna zmarszczyła brwi, następnie zadzwoniła pod podany numer. Nikt nie odebrał – wręcz przeciwnie – po krótkiej chwili połączenie zostało zakończone, tak jakby ktoś je odrzucił.

- Co do...? – rzuciła zdziwiona, wpatrując się w telefon. Nie miała pojęcia o tym, że owe połączenie spowodowało zamknięcie obwodów elektrycznych bomby, do której przyczepiony był telefon, na który próbowała się dodzwonić. Nastąpiła detonacja, wysadzając w powietrze pusty magazyn na przedmieściach Zwierzogrodu.

Odłożyła telefon na stolik do kawy, stwierdziwszy, że jutro spróbuje zadzwonić ponownie.

Pewnie jest już za późno i dlatego nikt nie odebrał, pomyślała, ze smutkiem zaglądając do małego pokoiku przez uchylone drzwi. Pod oknem na wózku inwalidzkim siedziała starsza lisica, niezwykle podobna do naszej bohaterki.

- Potrzebujesz czegoś, mamo? – zapytała. Lisica pokręciła głową. – Dzwoniłam do tego rehabilitanta, którego polecił mi... hmm... znajomy. Nie odbiera. Spróbuję jeszcze raz jutro, dobrze?

- Nie przemęczaj się dla bezużytecznej matki. – Lisica na wózku miała nieco zachrypnięty, bezbarwny głos, jakby pogodziła się z tym, że uległa wypadkowi i nic tego nie zmieni.

- Nie mów tak, mamo!

- Idź już. Chcę zostać sama.

- Ale...

- Idź!

Dziewczyna nie miała wyjścia. Westchnęła tylko i wyszła z pomieszczenia, ocierając łzę płynącą z oka. Weszła do swojego pokoju i wzięła do łapy ramkę ze zdjęciem, na którym stała roześmiana razem z innym lisem. Zdjęcie zostało zrobione w Zwierzogrodzie, pewnego słonecznego dnia kilka lat temu.

- Wszystko byłoby prostsze, gdybyś tu był – szepnęła, a następnie wyjrzała przez okno. Nad jej rodzinnym miasteczkiem zachodziło słońce. – Ale nie mam do ciebie pretensji. Wiem, że gdybym tylko poprosiła, rzuciłbyś wszystko i przyjechał. Po prostu – zerknęła na roześmianego lisa na zdjęciu i pojedyncza łza skapnęła na niego – byłoby mi łatwiej...

* * *

W ekskluzywnym wieżowcu inny ssak obserwował czarny dym na tle ciemnego nieba oświetlony od dołu płomieniami i światłami wozów strażackich.

- Idealnie – uśmiechnął się, a następnie skierował wzrok w stronę pierwszego komisariatu policji. – Zaczynamy zabawę. Nie zawiedźcie mnie.

------------------------------------

Oto prolog pewnej opowieści, na pomysł której wpadłam dosłownie wczoraj. Zamierzam w niedalekiej przyszłości zamieścić jeszcze rozdział pierwszy i drugi, jednak czy wstawię całość zależy od was :) Liczę po prostu na komentarze (niekoniecznie pozytywne - chciałabym po prostu poznać waszą opinię i posłuchać trochę konstruktywnej krytyki), jeśli jednak nie będzie żadnego, myślę, że nie ma sensu pisać dalej tej opowieści, skoro nikt nie chce jej przeczytać :)

Pozwolę sobie mieć nadzieję, że się wam podobało.

Pozdrawiam cieplutko :)

Godzina zero - ZwierzogródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz