XII. Too much is wrong with me

1.6K 109 14
                                    

-Czy tak ma wyglądać moja wieczność? - zapytałam, nie oczekując odpowiedzi. Cisza. Westchnęłam ciężko, chowając twarz w dłoniach. Okej, byłam bardzo złym człowiekiem - mordercą bez wyrzutów sumienia, który właśnie zapłacił za swoją naiwność. Ale w tej sytuacji nawet słynny kocioł ze smołą, którym straszono niegrzeczne dzieci na lekcjach religii, wydawał się lepszą perspektywą.

-To naprawdę żenujące - parsknęłam - Ej, ty na górze! Błagam, daj mi jakiś znak - jęknęłam rozpaczliwie. Ta cała sytuacja zdecydowanie nie sprzyjała mojej kondycji psychicznej. Ale o czym my tu mówimy, skoro i tak prawdopodobnie byłam martwa. Chyba, że... To zły sen. Tak, to na pewno zły sen! No dalej. Obudź się. To tylko chory sen. Jeden z wielu. Ciepłe łóżko. Ukochany mężczyzna. Zły sen. Kurwa, nie działa.
Ponownie rozejrzałam się po pokoju, natrafiając wzrokiem na... Drzwi? Robi się cholernie dziwnie. Nie zrozumcie mnie źle, ale nigdy nie wierzyłam w definicję nieba lub piekła, a tym bardziej w istnienie postaci takich jak Bóg czy Szatan. Duszę, która według badaczy miała ważyć słynne 21 gram, wkładałam między bajki. Uważałam, że śmierć to koniec. Żaden początek, żadne odrodzenie, żadne reinkarnacje. Umierasz ty, umiera wszystko wewnątrz ciebie, twoje ciało gnije, ale, kolokwialnie mówiąc, masz to w dupie, bo nie żyjesz. Proste? Niezupełnie.

-Co do kurwy? - szepnęłam, wychodząc na korytarz. Wyglądał niemal identycznie jak ten w naszym apartamencie. Szłam coraz dalej, by odkryć, że rozmieszczenie pozostałych pomieszczeń również było identyczne. Zgadzało się nawet położenie najmniejszych przedmiotów takich jak sztućce w kuchni, czy tandetne figurki na półkach w salonie. Wszystko oprócz tej cholernej, przytłaczającej ciszy! Usiadłam na kanapie, by w spokoju policzyć do dziesięciu i odetchnąć głęboko. Nie spieszyłam się - hej, miałam przed sobą całą wieczność.
-Kurwa mać - krzyknęłam w nadziei, że zwrócę na siebie czyjąś uwagę. Po raz kolejny bezskutecznie. Cisza. Podsumujmy wnioski zebrane w ciągu ostatnich kilku minut:

*nie żyję
*jestem w miejscu przypominającym mieszkanie

*nie spotkałam nikogo na swojej drodze
*nie wiem co robić

-Logiczne myślenie nigdy nie było moim konikiem. Huh, nie ma co, cudowne zwieńczenie mojego żałosnego życia - mruknęłam, po raz kolejny nie oczekując odpowiedzi - Zaraz popadnę w stan ciężkiej psychozy - dodałam, słysząc dochodzące zza drzwi głosy. Pewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia, jednak... Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Podeszłam bliżej, by zauważyć swoje ciało leżące na łóżku. Wyglądałam dokładnie tak samo, jak w odbiciu lustra - przeraźliwie blada twarz, sine usta i ogromny krwiak na szyi. Drżącą dłonią dotknęłam chłodnego policzka, a samotna łza wypłynęła z mojego oka. To była cholerna prawda. 

-Ruby żyje - powiedział w pewnej chwili Theo - Udało mi się przywrócić pracę serca. Za chwilę będą tu specjaliści, którzy należycie się nią zajmą. Ruby jest silną kobietą, nie da jej się tak łatwo pozbyć - zaśmiał się, jednak po chwili spojrzał pogardliwie nie Jerome'a.

-Naprawdę? - zapytał rudowłosy. Wyglądał naprawdę żałośnie. Łzy spływające po spuchniętej twarzy, podbite oczy i krew sącząca się z dolnej wargi, wskazywały, że przed chwilą padł ofiarą dotkliwego pobicia.

-Problem leży w tym, że w ciągu tych kilku minut mogło dojść do nieodwracalnych zmian w mózgu. Jeśli jakimś cudem kiedyś się obudzi - westchnął ciężko - Może już nie być tą samą osobą, co wcześniej. Niedotlenienie mózgu może prowadzić do jego poważnych uszkodzeń, a co za tym idzie, wpłynąć na kondycje fizyczną jak i psychiczną Ruby. Będzie żyła, ale zakładając najgorsze, do końca życia może pozostać w stanie wegetatywnym. Tymczasem dziewczyny, zapraszam na słówko. Jerome, ty zostań.

book one ● insanity is contagious ● jerome valeskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz