Pierwsze spotkanie

127 13 5
                                    

Wrzesień, najbardziej znienawidzony miesiąc w całym roku. Początek szkoły, początek stresu, początek drogi pod górę.


Szedłem długim, przepełnionym ludźmi korytarzem. Musiałem trafić do mojej klasy, 3A. Pod ścianami, przy granatowych szafkach stały dwa długie rzędy uczniów. Ich zimne i groźne spojrzenia dawały mi wznak, że nie jestem kimś z kim chcą rozmawiać. Odgarnąłem z ramienia długie czarne kosmyki, włożyłem dłonie w kieszenie i z obojętnością na twarzy kroczyłem dalej środkiem korytarza szukając 3A.

Rozejrzałem się dookoła pośpiesznie. "Gdzie do cholery jest ta klasa?!" Wściekając się coraz bardziej swoją bezradnością usłyszałem za swoimi plecami niski, groźny głos.

- To ty Kenta? - słysząc swoje imię odwróciłem się w stronę skąd pochodził głos.

Był to Karemi, wysoki, czarnowłosy i zarozumiały padalec. Wredny typ dręczący niższych i słabszych żeby poprawić sobie humor bądź wyciągnąć od nich parę drobnych.

- Oh, to ty Kenta! Całe wakacje się nie widzieliśmy. Nadal nie ściąłeś tych kudłów?

- Jestem zajęty, idź wyżebrać trochę jenów od dzieci z podstawówki - rzekłem robiąc dwa kroki wstecz.

- Dokąd to?! - w czasie gdy zadał to ironiczne pytanie za mną pojawiło się dwóch facetów, który złapali mnie za ramiona odrzucając mój plecak na bok. Karemi przykucnął i otworzył mój plecak. W jego dłoniach ujrzałem swój szkicownik.

- Karemi, masz to w tej chwili zostawić! Nie wolno ci! To nie twoje! - szarpałem się daremnie.

- Nie moje? - zaśmiał się - Wszystko co twoje, kotku, jest moje.

Wokół nas zebrała się grupa uczniów. Nikt nie odważył się powiedzieć choćby "Karemi, to co robisz jest złe" Absolutnie nikt! Nastała grobowa cisza. Czarnowłosy zbliżył się, zacisnął pięść i z całej siły uderzył mnie w podbrzusze. Wstrzymałem jęk i opuściłem głowę. Chciałem, żeby skończył się pastwić i poszedł sobie.

- EJ! Karemi, gnoju! - między tłumem przedarł się do nas chłopak. Jego pomarańczowe oczy aż lśniły ze złości.

Tylko jedna osoba w tej szkole miała taki wyrazisty kolor tęczówek - Lucas Shingeru, sportowiec, obiekt zainteresowania u dziewczyn oraz wzorowy uczeń. Dlaczego wyszedł na środek by mi pomóc? Poczułem wstyd, być ratowanym przez najprzystojniejszego mężczyznę w szkole. Mój oprawca spojrzał lekceważąco na niego rzucając mój zeszyt za siebie. Machnął ręką i po prostu sobie poszedł. Za nim ruszyły dwa typy, które mnie przytrzymywały.

- Wszystko w porządku?! - blondyn schylił się do mnie i położył dłoń na moim ramieniu.

Podniosłem na niego wzrok, lecz gdy tylko zorientowałem się, że się we mnie wgapia wstałem szybko, podniosłem swój plecak i szkicownik. Obróciłem się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłem przez siebie. Tylko, że... Gdzie ja chcę iść? Jak najdalej od miejsca zdarzenia.

Lucas zatrzymał mnie stając przede mną.

- Widziałem co ci zrobił. Jak się czujesz? - już miałem odpowiedzieć "spierdalaj" gdy usłyszałem stukot męskich lakierek.

Między mną a blondynem stanął niski chłopak ubrany na galowo. Dosięgał mi do podbródka i to co pierwsze rzuciło mi się w oczy to jego śnieżnobiałe włosy spięte w krótkiego kucyka. Popatrzył na mnie dużymi, błękitnymi oczyma marszcząc czoło. Kurduplem tym był przewodniczący szkoły, Haruki Akane. Oczytany, na ogół spokojny chłopak o wyglądzie 1-klasisty. Jest on powszechnie szanowany, zarówno przez nauczycielki jak i uczniów. Nie pamiętałem jednak do jakiej klasy chodzi Haruki i Lucas...

- Co tu się dzieje? - spytał chłopaczyna.

- Karemi dokuczał Kencie - oznajmił Lucas.

Zaczęło mnie to irytować. Przez 4 lata nikt nie odezwał się do mnie ani słowem, a teraz nagle są mną zainteresowane dwie najbardziej znane osoby w całej szkole! Jestem introwertykiem, nie cierpię być w jakimkolwiek towarzystwie. Postanowiłem przerwać tą rozmowę.

- Dobra, chłopaki, koniec tego. Na razie - rzekłem krótko i szybko się oddaliłem. Moja swoboda nie trwała długo albowiem znowu ta dwójka zagrodziła mi drogę.

- Szukasz naszej klasy? Po schodach na górę i trzecie drzwi na lewo. Obok sali chemicznej - uśmiechnął się białowłosy krasnal.

- Oh, dzięki... Zaraz, "naszej"? - odgarnąłem włosy z czoła.

- No tak. Przecież chodzimy do tej samej klasy - oznajmił przewodniczący śmiejąc się z blondynem.

- J-Jak to?!

- Kentuś, my chodzimy do tej samej klasy od podstawówki. Gdzie ty masz głowę? - zaśmiał się Lucas.

- Nie przypominam was sobie - burknąłem.

- Dlatego, że w czwartej klasie Rin wyjechał? - spytał prosto z mostu krasnal.

Na to imię przeszedł mnie zimny i nieprzyjemny dreszcz. Rin był moim najlepszym przyjacielem od zawsze. Znaliśmy się od zerówki. Jednak gdy mieliśmy 11 lat musiał wyjechać do Nagasaki, albowiem tam pracował jego ojciec. To było dla mnie jak koniec świata. Mój jedyny i najlepszy przyjaciel przeprowadził się i przepisał się do innej szkoły. Przed wyjazdem obiecał, że będziemy ze sobą pisać, lecz było to kłamstwem. Ani razu do mnie nie napisał.

- Nie waż się o nim wspominać - powiedziałem groźnie patrząc w niebieskie, duże oczy.

- Wiem, że bardzo się przyjaźniliście, ale nie możesz się separować od ludzi. Przecież gdybyś się postarał to znalazłbyś nowych - nie zrobiło na nim wrażenia moje spojrzenie - A tak z innej beczki to słyszałem, że startujesz w konkursie muzycznym.

- Tak, a bo co? - przewróciłem oczami zakładając ramię na ramię.

- W konkursie muszą startować zespoły, a z tego co wiem to nie masz żadnego. Ja i Lucas postanowiliśmy śpiewać razem. Chciałbyś dołączyć?

Haruki i Lucas. Przyjaciele. Mocno zżyci. Zawsze i wszędzie są razem. I ja mam do nich dołączyć? Dopełniają się doskonale. Lucas jako nadpobudliwy przystojniak i Haruki grający słodkiego kujona. Gdzie tu miejsce dla wrednego i ponurego dupka? Nie chciałem się z nimi zadawać, nie nadaję się na przyjaciela, albo chociaż znajomego. Ale z drugiej strony mógłbym mieć zespół i rozwijać się muzycznie.

Gram na gitarze od pięciu lat. Na początku na zwykłej, teraz na elektrycznej. Tworzę utwory metalowe, rockowe i czasami popowe. Piszę je i gram dla mojej matki. Była kochaną kobietą. Bardzo ją kochałem, to była jedyna osoba, która mnie rozumiała. Lecz przyszedł ten dzień gdy zmarła, a ja zostałem z ojcem, który po jej śmierci się zmienił. Śmierć tej kobiety zmieniła jej syna w zamkniętego w sobie gówniarza, a jej męża w nieczułego i brutalnego pracoholika. Zniszczyła mi życie.

- Dołączę, ale z góry mówię, żadnych czułości, emocji itd, jasne? - postawiłem warunki.

- A oddychać możemy? - zadrwił Lucas.

- Byłoby dobrze, gdybyście nie marnowali tlenu, ale możecie oddychać - uśmiechnąłem się złośliwie.

Zadzwonił dzwonek na lekcje. Pobiegliśmy do klasy i zajeliśmy miejsca. W ławce siedziałem z Harukim. Nie wiem dlaczego, ale byłem z tego zadowolony. Ten krasnal chyba też. Przez całą lekcję myślałem nad zespołem. Jaka nazwa, jaki gatunek muzyczny. Może będą koncetry? Może będziemy sławni? Byłem pobudzony bardziej niż zwykle. Byłem pewien, że nic dobrego nie wyjdzie z tej znajomości, ale może faktycznie czas rzucić przeszłość. Rzucić wspomnienia związanie z Rinem....



ZarazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz