Osiem mil

39 5 5
                                    

- Kenta - zagadnęła czarnowłosa piękność.

- Tak? - spytałem patrząc przed siebie.

- Gdzie idziemy?

- Daleko, Amber.

8 mil. Pustkowie. Jedynie sypkie podłoże i błękitne niebo. Tak, jesteśmy na jakimś pustkowiu. Gdzieś za Tokyo. Gdy skręcić na zachód i iść parę kilometrów dotarlibyśmy do autostrady. Oko Zabójcy widziało na dystans kilku kilometrów, więc nie było trudne wypatrzeć ruchliwej drogi. Tak samo miał się mój słuch, słyszałem jadące auta. A w autach są ludzie. Ludzie = mięso. Mięso = morderstwo. Morderstwo = spokój. NIE! Nie mogę tak myśleć, to okropne. Jestem człowiekiem, nie mogę zabijać swoich. To nieetyczne. Ale... Zabójca nie trzyma się żadnych zasad prawda?


Szliśmy dwa dni, był upał. Nie byliśmy spragnieni ani głodni. Szliśmy w kompletnej ciszy. Z każdym krokiem pod moim butem unosił się dym. Pot spływał po moim czole. Otarłem go rękawem. Po pewnym czasie usłyszałem szelest. Coś zbliżało się do nas z wielką prędkością. Słyszałem trzepot. Coraz bliżej, jeszcze bliżej, tuż za mną.
    Odwróciłem się wystawiając scyzoryk z wyciągniętym ostrzem przed siebie. Nikogo tam nie było, jedynie wrona przeleciała nade mną. Czyli osoba zarażona słyszy aż tak dobrze? Nieźle.
    Amber patrzyła na mnie niezrozumiale.
- Co ty robisz? - spytała przekręcając głowę w bok.
- Nie słyszałaś? - schowałem scyzoryk do kieszeni.
- A co miałam słyszeć?
- No przecież... ptak.
- Ptak?
   Zamilkłem, zaraz potem dałem sobie z liścia. Ja pierdole, zrobiłem z siebie kretyna! Amber podeszła i z uśmiechem złapała mnie za rękę. Jej czarne gałki wpatrywały się we mnie.
- Nie karaj się, w tym świecie jest wielu wariatów, ale tylko najwięksi przetrwają - ruszyła dalej.
Popatrzyłem na nią z lekkim zdumieniem. Mieliśmy przed sobą długą drogę, a na dodatek jesteśmy zbiegami, których już na pewno szukają.
Moje przemyślenia przerwał niecodzienny widok. Na naszej drodze, przed nami, leżało rozszarpane ciało. Zauważyłem jak Amber się w nie wpatruje, Żądza najwidoczniej ją pobudziła. Chwyciłem ją mocno za rękę by nie podchodziła. Zrobiłem to za nią.
Ciało miało połamane kości i rozerwane mięśnie. Trochę jakby poszarpane przez dzikie psy. Jednak jedna rzecz zaprzeczała tej tezie. Czaszka miała pięć okrągłych wgłębień, w ustawieniu jak kula do kręgli. To były odciski palców, bardzo głębokie.
Amber zbliżyła się.
- Wilki czy sępy? - spytała przyglądając się ciału.
- Zabójcy - podniosłem się.
- Co? Jak? Czyli muszą być gdzieś tu!
- Spokojnie, zwłoki są stare. Chyba tydzień temu, jak nie dwa, został napadnięty ten człowiek. Wiesz przecież jak szybko umiemy się poruszać. Ci, co to zrobili mogą być już w innym mieście, albo kraju. Możemy iść spokojnie - uśmiechnąłem się.
Amber odwzajemniła uśmiech gdy nagle na jej twarzy pojawił się ból. Wstrząsnęło nią, a zaraz potem upadła na ziemię. Za nią ujrzałem wysoką postać. Chłopak niski, ubrany w niebieską bluzę i jeansy. Miał w dłoni paralizator. Jego białe jak śnieg włosy odbijały się od słońca.
- Haruki?! - wrzasnąłem, ale zaraz potem kucnąłem przy Amber by ją obejrzeć.
- Zostaw ją - rzekł ostro, podszedł bliżej.
- Jesteś posrany! Co ty tu robisz?! I dlaczego ją poraziłeś prądem?! Spieprzaj! - krzyczałem patrząc jak się zbliża.
Chłopak kucnął przy mnie. Nie był to wyraz twarzy Harukiego. Zdawał się dziwny, inny. Wyciągnął do mnie rękę na przywitanie.
- Daiki Akane, idę za wami od początku waszej ucieczki - powiedział to poważnie, ale z lekkim uśmiechem.
- Daiki? Akane? Przecież wyglądasz zupełnie jak Haruki. Nawet macie takie same nazwiska! - nadal niedowierzałem.
- Haruki to mój brat bliźniak.
- no i wszystko jasne... ale dlaczego nas śledzisz?
- Nie będę odpowiadał na tak głupie pytanie.
- A racja, uciekliśmy... Chcesz nas zabić, aresztować czy co?
- Prosić o przysługę - rzekł ostro.
- Co? Ale co ja będę z tego miał? - położyłem głowę Amber na swoich kolanach.
- Powiem w Shinyukko, że znalazłem was martwych, a wtedy zaprzestaną poszukiwań.
- A jaka brzmi prośba? - patrzyłem na niego groźnie.
- Przyprowadź mi mojego brata.
- Przecież... no... To twój brat! Możesz sam po niego iść! - oburzyłem się.
- To nie mogę być ja, przyprowadź go dziś do Shinyukko, albo zastrzelę ciebie i twoją przyjaciółkę - wyjął z kieszeni spluwę.
- Dobra, dobra! Kiedy mam po niego wyruszyć? - spytałem wstając.
- Teraz - odparł krótko.
- A co z Amber?
- Nie obawiaj się, będzie pod moją opieką i nic jej się nie stanie jeśli spełnisz moją prośbę. Ruszaj.
- Ale co ja mam mu powiedzieć? - patrzyłem jak Daiki siada obok nieprzytomnej dziewczyny.
- Wymyśl coś. Ruszaj! - wrzasnął.
Zrobiłem pare pierwszych pośpiesznych kroków, trzy następne szybciej, jeden podskok i znalazłem się na autostradzie. Rozejrzałem się. Znalazłem znak oznajmujący mi, że Tokyo jest 89 km stąd. Uśmiechnąłem się lekko, stałem na środku drogi. Przykucnąłem, nie zwracając uwagi na trąbiące samochody. Wystartowałem niczym olimpijczyk biegnący po wygraną. Tylko, że... Moją wygraną jest porwanie Harukiego. Ale musimy spokojnie dotrzeć do Nagasaki. Do Rina. Potem po niego wrócę. Chyba, że go porwę, schowam i powiem jego bratu, że jest już w laboratorium Shinyukko. Gdy Daiki się odwróci, zabiorę Amber i Harukiego gdzieś daleko, a potem znajdę nam nocleg. To dobry pomysł. Kenta, zaimponowałeś samemu sobie, he he. Ale, czy jest jakieś "ale"? Nawet jeśli to zrealizuję plan.
W czasie gdy debatowałem sam ze sobą, dotarłem do Tokyo. Szybka wycieczka na luzie. Doskonale znałem tą ulicę. Żółty dom z czerwonym dachem, piękny kwiecisty ogród, oraz brązowy płotek. Na furtce tablica z napisem "Uwaga pies!". Haruki nie miał psa, ale jego matka bała się panicznie, że zostaną kiedyś obrabowani więc dlatego umieściła to ostrzeżenie.
Przeskoczyłem nad furtką i znalazłem się przed drzwiami. Tak jak przypuszczałem, były zamknięte. Okna tak samo. Była godzina około 16 więc Haruki był w domu. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zapukałem do drzwi i stanąłem tak, że gdy drzwi się otworzą to będę stał za nimi. Usłyszałem tupanie obcasów, drzwi się otwarły, wyskoczyłem zza drzwi. Stała w nich niska kobieta o pięknych białych włosach. Niebieskimi oczami patrzyła na mnie z zaskoczeniem.
- Jesteś Kenta, prawda? - spytała.
- Tak, chciałbym się widzieć z Harukim.
- Och, Haruki jest w bibliotece - oznajmiła z uśmiechem.
- Szkolnej?
- Tak.
- Dziękuję bardzo za informację. Miłego dnia - wycofałem się.
Biblioteka. Że też o tym nie pomyślałem. Szkoła jest niedaleko, więc dobrze się składa. Ale co ja mam powiedzieć. Gdy popatrzy na mnie tymi uroczymi oczami napewno się zatnę. Muszę działać szybko. Zdezorientować, zabrać, schować. Jak zdezorientować? Krzyknąć "O patrz jaki ptaszek leci!". Nie, wyjdę na idiotę. Ostatni raz zobaczył mnie w... W tym spożywczaku. Może się mnie bać. Nie mogę go jeszcze bardziej przestraszyć.
Dotarłem do szkoły, założyłem kaptur, o tej porze tylko nauczyciele się tam kręcili. No i jeszcze mały, słodki zapalony czytelnik. Wkroczyłem na teren szkoły. Podszedłem do drzwi biblioteki. Otworzyłem je, wielkie półki zasłaniały mi widok. Zacząłem krążyć między nimi. Usłyszałem płacz. Skręciłem i ujrzałem w kącie, małą osóbkę. Chłopak o śnieżnych włosach. Był skulony, obok leżała książka "Opętania". Kucnąłem przy nim. Wiedziałem, że teraz moje oczy są normalne. Szepnąłem jego imię. Podniósł twarz, jego oczy były czerwone od płaczu. Gdy mnie zobaczył dostał panicznej histerii, próbował uciec, ale siedział w kącie. Złapałem go za rękę.
- Puszczaj! - krzyczał.
- Nie krzycz, jesteśmy w bibliotece.
- Masz lodowatą rękę. Widziałem wszystko, Kenta. Jesteś mordercą. Albo jesteś demonem. Jesteś opętany, prawda? Albo jesteś duchem, dlatego masz zimne ręce! - histeryzował bardziej.
- Haruki, nie jestem demonem, ani nie jestem opętany. Jestem zarażony. Wszystko ci wytłumaczę, ale błagam cię. Uspokój się - przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem.
Pozwoliłem mu się wypłakać w moją bluzę. Trząsł się w moim ramionach, słyszałem jego łkanie. Na pewno nie było mu teraz łatwo. Przed chwilą zobaczył kogoś, który zabił 4 osoby na jego oczach. A na dodatek jest jego przyjacielem. Znaczy... był...
- Już dobrze, nie płacz tyle bo się przeziębisz... - szepnąłem mu do ucha.
- J-J-Ja..! B-Bałeem się! Że n-n-n-nigdy cię już n-nie zobaczę... - wydukał w histerii.
- Haruki, moim planem było po ciebie wrócić. Nie płacz już. Proszę.
Chłopak spojrzał na mnie smutno. Wytarł oczy rękawem swojej koszuli. Zaraz potem stało się coś czego nie przewidziałem.
- Kenta... - zagadnął.
- Tak?
Białowłosa piękność zbliżyła się. Chłopak położył dłonie na moich policzkach i przyłożył swoje wargi do moich. Poczułem jego pocałunek na swoich ustach. Poczułem gorąco. Poczułem, że muszę to zakończyć, ale... Nie potrafiłem. Kto by pomyślał, że taki mały krasnal zrobi coś takiego? Chwyciłem go za biodra i oddałem mu pocałunek. Po chwili Haruki się oderwał ode mnie.
- Przepraszam, poniosło mnie... - spuścił głowę i odsunął się.
Uśmiechnąłem się.
- Dziękuję.
- Tłumacz.
- Co?
- No miałem mi wszystko wytłumaczyć.
- Kurna, przepraszam! Trochę mi to wypadło z głowy...
Przede mną siedział Haruki. Przewodniczący szkoły. Wzorowy uczeń. Elegancik. Spokojny chłopiec. Teraz wiem, że stęskniony za mną przyjaciel. Tak, na pewno przyjaciel, nic więcej.
Wytłumaczyłem mu Zarazę, Zabójców i Shinyukko. A także moją wędrówkę i spotkanie z Daikim. Również przedstawiłem mu Amber i cel jaki musimy zrealizować. Wtedy chłopak tylko kiwnął smutno głową.
- Wiem, że nie chcesz iść, ale jeśli tego nie zrobisz możesz skończyć jak ja. Jak Zabójca. Możesz tego nie przeżyć - znów ująłem jego dłoń.
- Tak, nie chcę tam iść... Ale nie pozwolę, żeby ci zrobili krzywdę - zrobił stanowczą minę.
Rozejrzałem się. Wziąłem wielki, dobrze zrobiony plecach z kantoru i położyłem obok.
- Po co to? - spytał.
- Właź.
- Teraz idziemy?!
- Tak, nie mamy czasu do stracenia.
- Ale ja muszę wziąć swoje rzeczy.
- Dam ci swoje, szybko, błagam.
Chłopak wgramolił się do szarego plecaka. Włożyłem go na siebie, nie ważył dużo. Dla przykrywki wziąłem pare dużych paczek czipsów i położyłem na Harukim gdyby jego brat miał ochotę sprawdzać plecak. Ruszyliśmy.
Słyszałem co jakiś czas jak chłopak pyta "Już?". Zawsze odpowiadałem, żeby się nie odzywał. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Nadal było tam gorąco, widziałem Daikiego i Amber. Ona była już przytomna, on siedział na żwirze. Wstali.
- Zrobiłeś to? - spytał zniecierpliwiony.
- Tak... - rzekłem smutno.
- I co to za plecak? - zbliżył się.
- Prowiant.
- Prowiant?
Otworzyłem plecak, było widać jedynie kolorowe paczki. Daiki włożył między nie rękę. Wyjął jakiś smak.
- Mogę? - spytał.
- Bierz i nie zrób krzywdy Harukiemu - powiedziałem.
- Jasne, do zobaczenia Kenta - oddalił.
- Oby nie...
Gdy był już wystarczająco daleko pozwoliłem wyjść Harukiemu. Przedtem ostrzegłem Amber by nic mu nie zrobiła. Chłopak był spocony, nic dziwnego. Zapoznał się z Amber uśmiechem. Ona patrzyła na niego wściekła.
- Nie chcę go tu - rzekła i popchnęła go na tyle mocno, że się przewrócił.
Amber jak wszyscy była od niego wyższa.
- Ej, bez takich! On jest człowiekiem. Każdy, nawet najmniejszy cios zadaje mu większy ból. Opamiętaj się albo... - przerwałem i pomogłem wstać białowłosemu - Biorę jego bezpieczeństwo na swoją odpowiedzialność, jasne?
- Ale niech uważa, bo od dawna nie skręcałam nikomu karku.
Haruki był przerażony, popatrzył na mnie. Powiedziałem mu tylko żeby się nie przejmował bo go obronię.
- Gdy będziesz zmęczony albo śpiący to cię poniosę, dobrze? - spytałem zbierając nasze rzeczy.
- Dobrze, też chcę coś nieść - rzekł swoim uroczym głosem.
- Hmm... - podałem mu niewielki plecak z jedzeniem, scyzoryk oraz gaz pieprzowy - Broń się dobrze.
Przepakowałem wszystkie ciuchy do dużego plecaka z biblioteki, a jedzenie, które w nim było, do plecaka Harukiego. Amber niosła w plecaku wody oraz broń.
Zapadał zmrok. Szliśmy dobrze 3/4 godziny. Widziałem, że białowłosy się zmęczył. W końcu był człowiekiem. Postanowiłem się zatrzymać.
- Amber, tutaj śpimy - rzekłem siadając na piachu.
- Tu? Pogrzało cię? Nie ml zamiaru tu spać, mieliśmy się zatrzymać na stacji benzynowej - nie zatrzymała się.
- Amber, Haruki jest zmęczony. Musimy się zatrzymać - złapałem ją za dłoń.
Odwróciła się wściekła. Z zamachu walnęła mnie w twarz z liścia.
- Nie obchodzi mnie to! Gdyby nie to, że tu jest już dawno wyszlibyśmy poza granice tego kraju! A poza tym cały czas się na ciebie gapi! To jakiś pieprzony gej! - wrzeszczała.
- Jesteś zazdrosna? - spytałem masując się po policzku.
Dziewczyna zamilkła. Spuściła wzrok i rzuciła plecak.
- Dobra, możemy się tu zatrzymać. Ale pilnuj swojego kurdupla, bo może coś mu stanie w nocy.
Haruki spojrzał na mnie. Miałem złe przeczucia co do jego towarzystwa, ale obawiałem się jeszcze jego orientacji. Nie interesował mnie on. Chcę go jako przyjaciela, nie kochanka.
Rozbiliśmy obóz. Położyliśmy się na karimatach, nim się obejrzałem Amber usnęła. Ja objąłem wartę.
- Kenta... - usłyszałem za sobą głos Harukiego.
- Tak?
- Jesteś na mnie zły?
- O co?
- O to, że wtedy w bibliotece... - przerwałem mu.
- Nie, ale nie rób tak więcej, dobra?
- Przepraszam, ja...
- Śpij, dobrze, już nic nie mów.
Zapadło milczenie. Wiedziałem, że go tym trochę uraziłem, ale ja wciąż chcę Rina, nie Harukiego.

Rin, żyjesz tam? Kim jesteś? Może sobie kogoś znalazłeś? A może na mnie czekasz? Wiesz, ja cię szukam. I znajdę. Obiecuję.




Sorki, że tak długo to trwało :P
Jeśli podobał się rozdział to zapraszam do pisania w komentarzu, uwagi i teorie również mile widziane <3

ZarazaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz