13. Freitag wygra puchar świata!

510 60 19
                                    

    Bicie serca i stukot kopyt. Tylko tyle słyszałam, gdy pokonywałam ostatnią przeszkodę. Z ulgą spojrzałam na wielką tablicę i odczytałam wynik. Bezbłędny przejazd oraz lepszy o sekundę czas od wrednego Sebastiana. Do moich uszu powoli zaczęły dochodzić krzyki. Kilka osób na trybunie poderwało się z tryumfem na ustach.

   Udało mi się. Nie wierzyłam w to, jednak, gdy zatrzymałam się za barierkami i zeskoczyłam z konia, szczery uścisk przyjaciółki utwierdził mnie w wygranej.

   - Zmiażdżyłaś go! - krzyknęła mi wprost do ucha.

   Skrzywiłam się lekko.

   - Tak, a ty zaraz mnie zmiażdżysz - wyswobodziłam się z żelaznego uścisku Nory.

   Jednak, po chwili zostałam poderwana do góry. Czyjeś ręce oplotły mnie od tyłu i jeszcze mocniej ścisnęły.

   - Markus puść ją bo połamiesz jej żebra - karcący głos trenera Schustera sprowadził sprawcę na ziemię.

   Skoczek odstawił mnie, odchrząknął i wygładził moją marynarkę.

   - Dziękuję bardzo - odparłam, uśmiechając się.

  - Widać nie tylko trenowanie tych nieudaczników ci wychodzi - odezwał się mężczyzna uśmiechając się lekko.

   - My od zawsze trenowaliśmy tylko nie wtedy, gdy pan patrzył trenerze - mruknął Wank.

   - Jasne, a Freitag wygra puchar świata.

   Richard posłał trenerowi załamane spojrzenie.

   - Nie to, że w ciebie nie wierzę - Schuster klepnął go porządnie w plecy, aż chłopak zrobił krok w przód.

   Biedny brunet skrzyżował ręce na piersi i wymamrotał coś pod nosem. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, po czym zabrałam Carmel'a do stajni. Jak mogłam się domyśleć moja samotność nie była długa. Ledwie zdążyłam rozsiodłać konia, koło mnie pojawił się młodszy z Andreasów. Szczerze mówiąc przez towarzyszącą mi adrenalinę zapomniałam o naszym krótkim pocałunku. Chcąc, nie chcąc zaczerwieniłam się na myśl o tamtej chwili.

   - To twoja matka? - spytał, wpatrując się w wiszące na ścianie zdjęcie.

  Kiwnęłam lekko na potwierdzenie.

   - Byłaby z ciebie dumna -urwał na moment tak jakby wahał się nad czymś. - Tak jak ja.

   Zanim zdążyłam zareagować jego ręce oplotły moje ciało. Uniosłam lewy kącik ust. Wspomnienia o rodzicielce wracały, jednak teraz widziałam tylko te dobre sceny, gdy przez całe dnie trenowała, śmiała się i pokazywała mi jakie życie może być piękne.

   - Chyba powinnam odebrać nagrodę - zaczęłam, spoglądając w jego błękitne tęczówki.

   - Może nie zauważą, że cię nie ma - odparł, wzruszając ramionami.

    - No...- nie dokończyłam, bo po raz kolejny złączył nasze usta.

    Tym razem jednak nie stałam jak słup soli, tylko oddałam pocałunek zarzucając ręce na jego szyje. Przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, gdy poczułam, że jeszcze mocniej mnie obejmuje.

   Nagle do moich uszu dobiegł dziwny dźwięk. Jak oparzeni odskoczyliśmy od boksu obok, gdy wyłoniła się z niego jakaś postać.

  - Markus! - krzyknął Wellinger.

    Chłopak zaśmiał się w głos, po czym jeszcze raz przyłożył dłonie do ust i zrobił sowę.

    - Co tam gołąbeczki? - tuż obok pojawił się Stephan.

   - Wszystko słyszeliście prawda?

   Eisenbichler zatrzepotał rzęsami i udał, że odrzuca do tyłu długie włosy.

  - Chyba powinnam odebrać nagrodę - zaczął cieniutkim głosem.

  - Och nie zostań! Tu jest tak romantycznie! Kocham cię! - dodał Leyhe.

   - Ej nie powiedziałem tego! - obruszył się Wellinger.

   - Ale tak myślałeś! - brunet zmrużył oczy i wycelował w niego palec.

   Zaśmiałam się głośno mierzwiąc blond włosy Andiego. Od dawna nie byłam w takim nastroju. Od bardzo dawna.

---------------------------------------------------------

Kolejny jest, z lekkim opóźnieniem, ale jest :D

  

So Close ©A. Wellinger©Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz