14. Wewnątrz nas...

558 45 6
                                    

    Usłyszałam jej ciepły głos. Zachęcała mnie, abym podeszła bliżej. Zrobiłam to. Czarny rumak zrobił dwa kroki w tył lekko zdenerwowany. Miał niespokojne oczy. Tak samo jak ja teraz. Wewnątrz nas był krzyk, który próbowaliśmy ukryć. Ten sam krzyk, który sprawiał, że chcieliśmy stąd uciec. Jednak nie poddałam się. Zbliżyłam się jeszcze bardziej. Koń przestraszony stanął dęba i zarżał głośno. Upadłam zakrywając się rękami. Byłam przekonana, że poczuje na sobie ciężkie kopyta, lecz zamiast tego poczułam jedynie chłód pochodzący z uchylonego okna.

   Poderwałam się na łóżku do pozycji siedzącej, po czym zakryłam uszy. Rżenie. Okropne, końskie rżenie rozsadzało moją czaszkę od środka. Dopiero po chwili zorientowałam się, iż odgłos jest prawdziwy i dochodzi ze stajni. Przestraszona wybiegłam na zewnątrz nie zważając na liczne kamyki. Na dworze nie poczułam listopadowego chłodu tylko ciepło. Wysoka temperatura biła od buchających płomieni.

   - Nie, nie, nie, nie - powtarzałam w kółko.

   Nie było czasu na przemyślenia. Rzuciłam się biegiem w stronę płonącego budynku. Jedyne co chciałam zrobić to zabrać stamtąd Carmela. Czyjeś silne ręce zatrzymały mnie i uwięziły w uścisku, gdy od zawalonego wejścia dzieliły mnie tylko metry. Zaczęłam się szamotać nie zważając na sprawce. Po moich policzkach spłynęły łzy.

  - Carmel - wymamrotałam, uspokajając się.

  - Wszystko będzie dobrze - znajomy głos wyszeptał mi te parę słów wprost do ucha.

  Jednak nie zmieniło to faktu, że wciąż jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w tańczące płomienie. Dopiero teraz zauważyłam, że jeden ze stajennych Sebastiana oraz dwóch innych mężczyzn wyprowadzało pojedynczo konie, wpędzając je na padok. Pomimo światła bijącego od ognia, nie dostrzegłam swojego siwka i przestraszona jeszcze bardziej wtuliłam się w chłopaka. Wewnątrz mnie znowu był krzyk, który pożerał moje narządy.


***

   Gdy wszystko się uspokoiło dochodziła godzina dziesiąta. Straż powoli odjeżdżała zwijając sprzęt, a ludzie krążyli w te i we wte doglądając swoich koni.

   - Hej - Andreas podszedł do mnie i przycupnął obok na schodku. - Wszystko okey?

  - Można tak powiedzieć - odparłam szczelniej opatulając się kocem.

  - Carmel jest cały i zdrowy.

  - Ma tylko drobne zadrapania i poparzenia - uściśliłam.

   Blondyn kiwnął głową nerwowo wyłamując palce.

   - Trener powiedział, że jeżeli chcesz wolne możesz wziąć je bez problemu.

   Teraz? W takiej sytuacji? Nigdy.

   - Spłonęła stajnia mojej matki. Jedyna rzecz jaka mi po niej została. Wszystkie zdjęcia, trofea, drewniany dach i części zniknęły. Zostały same mury - wyrzuciłam z siebie na jednym tchu. - Zostałam z niczym.

----------------------------------------------------------

Za spokojnie było musiało się coś wydarzyć xD i jak?

 


So Close ©A. Wellinger©Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz