Pukanie. Głośne pukanie wyrwało mnie z głębokiego zamyślenia, gdy po raz kolejny studiowałam wszystkie zapisane koszty wyjazdu na zbliżające się zawody.
- Proszę! - krzyknęłam, chowając notes pod poduszke.
Lekko zdziwił mnie widok samego Wernera Schustera, więc minęła chwilka zanim poderwałam się z łóżka.
- Nora! Muszę przyznać, że dajesz w kość moim chłopakom- zaczął poważnie.
Zdębiałam na te słowa. No tak, wyleje mnie. Miałam ich trenować, a nie urządzać jakieś cholerne igrzyska śmierci. Brawo ja!
- Ale o to chodzi! Dobra robota, tego im było trzeba- dokończył z wielkim uśmiechem, a moje nogi ugieły się od poczucia ulgi.
Zadowolona odetchnęłam i przeczesałam swoje krótkie włosy.
- Nie... nie wiem co powiedzieć - wydukałam.
- Już Cię lubie! Mało gada dużo robi! Tak trzymaj dziewczyno! Jakbyś mogła przekazać chłopakom plan na jutrzejszy dzień, byłbym Ci wdzięczny.
- Nie ma sprawy - kiwnęłam twierdząco głową i odebrałam od trenera plik kartek.
Mężczyzna uniósł kciuk do góry, po czym znowu zniknął za drzwiami. Przez moment stałam w miejscu uśmiechając się jak głupi do sera. Byłam z siebie dumna, co wśród tych ostatnich negatywnych emocji było miłą odmianą. Poczułam nagły przypływ energii, więc zarzuciłam na ramiona szarą bluzę i wybiegłam z pokoju.
Gdy stanęłam przed pokojem Richarda i Stephana nie kwapiłam się, aby poczekać na jakiekolwiek pozwolenie tylko od razu wparowałam do środka. Rozmowy ucichły, zapewne wystraszyli się, że zaraz zagonie ich do kolejnego maratonu wokół hotelu.
- Jutro o dziesiątej macie być już na skoczni, ale myślę, że wcze... - urwałam, unosząc wzrok znad kartki.
Cisza widocznie nie była spowodowana postrachem, który siałam, ale tym, że naprzeciwko mnie w samym ręczniku stał Wellinger. Pospiesznie odwróciłam wzrok, lecz tyle wystarczyło, żeby moje policzki znowu przybrały czerwoną barwę. Spojrzałam na leżącego Wanka, który o mało co nie udusił się ze śmiechu widząc moje zakłopotanie.
- No to co tam mówiłaś? - spytał, odchrząkując głośno.
- Z czego tak rżysz surykatko - niezadowolony Markus wyszedł z łazienki nadal szczotkując zęby i o ironio był w samych bokserkach.
Tuż za nim pojawił się Freitag, jego włosy były mokre, ale na szczęście ubiór skoczka był kompletny.
- Macie być jutro o dziesiątej pod skocznią - powtórzyłam informację.
Eisenbichler nie słuchał co trochę mnie zirytowało. Brunet mruknął coś do kolegi, na co tamten, aby zaśmiał się cicho.
- A wam co tak wesoło?
To pytanie było zdecydowanie nie na miejscu.
- Goło i wesoło! - wrzasnęli równocześnie i pociągnęli za ręcznik Andreasa.
Odwróciłam się gwałtownie, łapiąc za głowę. Usłyszałam za sobą krzyki oraz... gwizdanie Wanka? Spojrzałam ostrożnie w jego stronę, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Istny cyrk na kółkach, żeby nie powiedzieć, że burdel -odpowiedział jeszcze bardziej wyciągając się na łóżku.
Gdy śmiechy ucichły, a towarzystwo w miarę się uspokoiło, przyniosłam na nich przyszywający wzrok.
- Jutro pobudka o 6 i bieg w koło budynku, a tylko któryś się odezwie to rok na dupe nie siądzie - warknęłam, po czym wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi.
--------------------
Ale śmieszki z tego Markusa i Rysia ;)
Kolejny jest! Do zobaczenia w następnym ^^ koniecznie zostawcie komentarz z opinią :)))

CZYTASZ
So Close ©A. Wellinger©
Hayran KurguByłam tak blisko szczęścia, a odepchnęłam je. Byłeś tak blisko wygranej, a zrezygnowałeś z niej. Byliśmy tak blisko siebie, a zarazem tak daleko... Okładka by Kluska