5. Cyrk na kółkach

580 64 19
                                    

Pukanie. Głośne pukanie wyrwało mnie z głębokiego zamyślenia, gdy po raz kolejny studiowałam wszystkie zapisane koszty wyjazdu na zbliżające się zawody.

- Proszę! - krzyknęłam, chowając notes pod poduszke.

Lekko zdziwił mnie widok samego Wernera Schustera, więc minęła chwilka zanim poderwałam się z łóżka.

- Nora! Muszę przyznać, że dajesz w kość moim chłopakom- zaczął poważnie.

Zdębiałam na te słowa. No tak, wyleje mnie. Miałam ich trenować, a nie urządzać jakieś cholerne igrzyska śmierci. Brawo ja!

- Ale o to chodzi! Dobra robota, tego im było trzeba- dokończył z wielkim uśmiechem, a moje nogi ugieły się od poczucia ulgi.

Zadowolona odetchnęłam i przeczesałam swoje krótkie włosy.

- Nie... nie wiem co powiedzieć - wydukałam.

- Już Cię lubie! Mało gada dużo robi! Tak trzymaj dziewczyno! Jakbyś mogła przekazać chłopakom plan na jutrzejszy dzień, byłbym Ci wdzięczny.

- Nie ma sprawy - kiwnęłam twierdząco głową i odebrałam od trenera plik kartek.

Mężczyzna uniósł kciuk do góry, po czym znowu zniknął za drzwiami. Przez moment stałam w miejscu uśmiechając się jak głupi do sera. Byłam z siebie dumna, co wśród tych ostatnich negatywnych emocji było miłą odmianą. Poczułam nagły przypływ energii, więc zarzuciłam na ramiona szarą bluzę i wybiegłam z pokoju.

Gdy stanęłam przed pokojem Richarda i Stephana nie kwapiłam się, aby poczekać na jakiekolwiek pozwolenie tylko od razu wparowałam do środka. Rozmowy ucichły, zapewne wystraszyli się, że zaraz zagonie ich do kolejnego maratonu wokół hotelu.

- Jutro o dziesiątej macie być już na skoczni, ale myślę, że wcze... - urwałam, unosząc wzrok znad kartki.

Cisza widocznie nie była spowodowana postrachem, który siałam, ale tym, że naprzeciwko mnie w samym ręczniku stał Wellinger. Pospiesznie odwróciłam wzrok, lecz tyle wystarczyło, żeby moje policzki znowu przybrały czerwoną barwę. Spojrzałam na leżącego Wanka, który o mało co nie udusił się ze śmiechu widząc moje zakłopotanie.

- No to co tam mówiłaś? - spytał, odchrząkując głośno.

- Z czego tak rżysz surykatko - niezadowolony Markus wyszedł z łazienki nadal szczotkując zęby i o ironio był w samych bokserkach.

Tuż za nim pojawił się Freitag, jego włosy były mokre, ale na szczęście ubiór skoczka był kompletny.

- Macie być jutro o dziesiątej pod skocznią - powtórzyłam informację.

Eisenbichler nie słuchał co trochę mnie zirytowało. Brunet mruknął coś do kolegi, na co tamten, aby zaśmiał się cicho.

- A wam co tak wesoło?

To pytanie było zdecydowanie nie na miejscu.

- Goło i wesoło! - wrzasnęli równocześnie i pociągnęli za ręcznik Andreasa.

Odwróciłam się gwałtownie, łapiąc za głowę. Usłyszałam za sobą krzyki oraz... gwizdanie Wanka? Spojrzałam ostrożnie w jego stronę, posyłając mu pytające spojrzenie.

- Istny cyrk na kółkach, żeby nie powiedzieć, że burdel -odpowiedział jeszcze bardziej wyciągając się na łóżku.

Gdy śmiechy ucichły, a towarzystwo w miarę się uspokoiło, przyniosłam na nich przyszywający wzrok.

- Jutro pobudka o 6 i bieg w koło budynku, a tylko któryś się odezwie to rok na dupe nie siądzie - warknęłam, po czym wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi.

--------------------
Ale śmieszki z tego Markusa i Rysia ;)
Kolejny jest! Do zobaczenia w następnym ^^ koniecznie zostawcie komentarz z opinią :)))

So Close ©A. Wellinger©Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz