Scena IV

311 49 21
                                    

    Mikołaj spojrzał z zadowoleniem na blat swojego biurka, który był cały zasypany górą pisaków i markerów. Zawsze miał do nich słabość, uwielbiał bazgrać po wszystkim, co nawinęło mu się pod rękę. Na przykład po takiej ścianie w domu Igora, siedem lat temu. Zachichotał pod nosem na samo wspomnienie. Po chwili podszedł do okna i otworzył je na oścież. Igor niedługo powinien przyjść. Mikołaj już wcześniej się przygotował, robiąc po kryjomu w kuchni kanapki i gorącą czekoladę dla nich obu. Usiadł na łóżku zakrytym niebieską pościelą i spojrzał na regał zajmujący szeroką na metr wnękę w ścianie. Igor zazwyczaj przyklejał się do tego mebla za każdym razem, jak wpadał do bruneta, chcąc sprawdzić, czy ma jakieś nowe książki lub komiksy. Mikołaj lubił swój pokój. Lubił miękkie łóżko, regał we wnęce, fikuśny żyrandol z motywem planetarnym, ściany, które sam "udekorował" farbami, za co później mu się oberwało, ale najbardziej lubił tablicę korkową nad biurkiem, do której przypinał różne fajne rzeczy. Zdjęcia, bilety, wycinki z gazet, suche liście... Ciche stuknięcie spowodowało, że chłopak zerknął w stronę okna. Po chwili pojawił się w nim wyszczerzony od ucha do ucha Igor. 

    Blondyn podciągnął się po drewnianej framudze otwartego okna i po kilku sekundach znalazł się na samym środku niezbyt dużego pokoju przyjaciela. Rozejrzał się po pomieszczeniu, patrząc, czy zmieniło się cokolwiek od ostatniego czasu, gdy tu zawitał. Jednak nic specjalnego nie przykuło jego uwagi, jeśli nie liczyć kilku nowych drobiazgów przypiętych do tablicy korkowej i góry mazaków leżących na biurku. Zerknął pytająco na siedzącego na łóżku bruneta i kiwnął głową w kierunku owych przedmiotów. 

    — A to do czego?  

    Mikołaj wyszczerzył się do Igora, widząc jego pytające spojrzenie.

    — Jak to do czego... Pisaki i mazaki do rysowania — odpowiedział, wzruszając ramionami. 

    Po chwili jednak zaczął paplać, wydając się być bardzo podekscytowanym. 

    — Bo wiesz, byłem z rodzicami na zakupach! I obczaiłem takie mazaki co się flu... Fluor... Fluorescyn... — chłopak zmarszczył brwi, wyraźnie nie mogąc poprawnie wypowiedzieć słowa. — Mazaki co w ciemności świecą! — odparł, wyraźnie z siebie zadowolony, że udało mu się z tego wybrnąć. 

    Przekrzywił głowę, wpatrując się radośnie w przyjaciela, który nadal zerkał to na wysypane na biurko mazaki, a to znów na Mikołaja. Brunet zaś naciągnął na dłonie rękawy bluzy i wstał, by zamknąć okno. Dziś nie było tak ciepło jak wczoraj. W powietrzu wyraźnie czuć było zbliżającą się jesień. 

    — Więc wiesz... — zaczął Mikołaj, wracając z powrotem na łóżko. — Pomyślałem sobie, że sprawdzimy, czy faktycznie się świecą. Specjalnie ich jeszcze nie rozpakowywałem! — zapewnił z szerokim uśmiechem, podrygując nerwowo stopą, wyraźnie nie mogąc się doczekać. 

    Igor zachichotał słysząc jak Mikołaj nie może wypowiedzieć nieco skomplikowanego słowa.

    — Masz na myśli fluorescync... Fluorenscen... — uśmiech zszedł mu z twarzy. — Pierdolę to — parsknął naburmuszony i z niezadowoleniem wymalowanym na twarz, podparł głowę na ramieniu. — Świecące w ciemności... — powiedział w końcu beznamiętnie, a po chwili westchnął. 

    Igor nie był aż tak podekscytowany jak Mikołaj, jednak entuzjazm jego przyjaciela sprawiał, że miał ochotę przystać na ten pomysł. Uśmiechnął się. To była jedna z tych rzeczy, które uwielbiał w ciemnowłosym. Jak takie, na pozór głupie rzeczy, potrafiły sprawić mu tyle radości.

    — A twoja mama nie będzie zła, jeśli pomażemy tę ścianę? Skapnie się prędzej czy później... — blondyn zrobił zadumaną minę, zastanawiając się, czy Miki nie oberwie za tą chwilową przyjemność. 

✔ Po ZmrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz