Wegetarianin

171 31 24
                                    

Będąc w pokoju, Alexander wziął długą, relaksującą kąpiel, po której narzucił na siebie jedynie spodnie i jedwabny szlafrok. Rozłożył się na łóżku, niczym lew w legowisku i sięgnął po książkę. W międzyczasie zamówił do pokoju kolację i teraz czekał na nią z niecierpliwością. Ktoś z personelu zapukał do jego drzwi chwilę później i do jego pokoju wepchnięto wózek, na którym spoczywał jego posiłek i czekał na konsumpcję.

– Pana kolacja – powiedział lokaj i chciał podać jedzenie, ale w tej samej chwili, Alexander zwrócił uwagę na istotny fakt.

– Czy kiedy rezerwowałem pokój nie mówiłem wyraźnie, że jestem wegetarianinem? Z niesmakiem przyglądał się potrawie, która w ponad siedemdziesięciu procentach składała się z mięsa. Mężczyzna z personelu patrzył, to na talerz, to na Lewisa i zaniemówił.

– N-najmocniej przepraszam, musiała zajść pomyłka – wyjąkał.

– Chcecie mnie otruć, rozumiem – odparł pozornie spokojnie Alexander. Tak naprawdę nic wielkiego się nie stało, ale on musiał wykorzystać okazję, by wypomnieć personelowi ich niekompetencję. Taką już miał naturę.

– Nie, ależ oczywiście, że...

– Jeśli cokolwiek mięsnego wyląduje w moim przełyku i się od tego rozchoruję, to przysięgam, że puszczę was wszystkich z torbami. Będziecie mieć sprawę sądową na pół Polski i nie wygrzebiecie się z tego – zagroził.

– Oczywiście, najmocniej przepraszam. Zaraz otrzyma pan danie wegetariańskie, proszę wybaczyć to straszne niedopatrzenie.

Zirytowany Lewis siedział nad książką i obmyślał plan zemsty, głaszcząc Arystotelesa. Kot, dziś wyjątkowo posłuszny, zasnął już na brzuchu swojego pana. Alexander nigdy nie pożałował wzięcia go z Anglii mimo, że czasem jego obecność sprawiała małe problemy, jednak zawsze umiał je obejść. Wszystko dla małego księcia.

Kolację dostał znacznie później, niż się tego spodziewał. Wiedział już doskonale, co zrobi, żeby dopiec tym niekompetentnym pseudo pracownikom. Jak gdyby nigdy nic, podziękował z uśmiechem za posiłek, po czym, gdy tylko lokaj się oddalił, zaczął poszukiwać w nim czegokolwiek mięsnego. Mieli szczęście, nic takiego tam nie znalazł, ale nie zmieniało to faktu, że miał plan i nie chciał z niego rezygnować. Zjadł wszystko, co miał na talerzu (nawet niezłe), żeby nie zostawić poszlak działających na swoją niekorzyść, po czym ułożył się na łóżku i zaczęło się przedstawienie.

Wezwany hotelowym telefonem, w drzwiach stanął ten sam pracownik, co wcześniej.

– Co było w tym żarciu? – wyjęczał, ściskając się kurczowo za brzuch. Nic mu oczywiście nie było, ale grunt, to sprawiać pozory. Tak sobie to wszystko przemyślał.

Mężczyzna patrzył na niego z najprawdziwszym strachem w oczach.

– N-nic, przysięgam – wyjąkał. – Naprawdę, ani grama mięsa.

– A mimo to się otrułem – odparł Lewis, perfekcyjnie udając skurcz żołądka. – Wiedziałem, że mi tam czegoś napakujecie, po prostu wiedziałem. Lubicie się pastwić nad wyższymi od siebie, co?

Znów wykręcił się z bólu, a lokaj, który swoją drogą wyglądał na początkującego w swoim zawodzie, zbladł strasznie i dalej nerwowo przepraszał.

– M-mam wezwać właścicielkę?

– Byłbym wdzięczny.

Po kilku minutach, Lewis odstawiał szopkę przed właścicielką, zastępczynią, nie wiedział dokładnie, ważne jednak, że była wyżej w hierarchii. Szczupła blondynka, w eleganckim kombinezonie i z wielce zmartwioną miną.

– Najmocniej pana przepraszam, panie Lewis, dołożę wszelkich starań, żeby znaleźć powód tego, co pana spotkało.

– Nie wierzę... – westchnął z niedowierzaniem. – Hotel cieszący się tak dobrą opinią, a tu takie rzeczy się dzieją... Niech mnie pani źle nie zrozumie, ale jak dla mnie, to plama na honorze tego miejsca.

– Ja naprawdę nie mam pojęcia co zaszło – kobieta wyglądała na załamaną.

– W tym wypadku, chyba będę musiał powziąć odpowiednie kroki, bo niezaprzeczalnie ktoś próbował mnie otruć – stwierdził Alexander i udał całkiem zgrabny „z trudem powstrzymany odruch wymiotny".

– Panie Lewis, proszę się nad tym zastanowić – poprosiła blondynka. – To jest przeraźliwa pomyłka i...

– Pomyłka, przez którą muszę spędzić ten wieczór z piekielnym bólem brzucha.

– Mogłabym zaproponować masaże, mamy naprawdę świetnych masażystów i oczywiście wszystko na nasz koszt.

– Cokolwiek mi pani zaproponuję, ja wciąż nie czuję się tu wystarczająco bezpieczny. A co jeśli znów dojdzie do, jak do pani nazwała, „pomyłki"? Nie toleruję mięs i uprzedziłem o tym recepcję przy rezerwacji, powinni się państwo do tego ustosunkować.

– Oczywiście, jeszcze raz najmocniej przepraszam. To się już więcej nie powtórzy i...

– A teraz może już pani wyjść i dać mi odpocząć, żebym mógł przynajmniej przemyśleć, co zamierzam teraz zrobić.

– Jeśli pan chce, możemy podać herbatę, może jakieś leki przeciwbólowe...

– Najlepiej pani zrobi, jeśli po prostu wyjdzie i da mi się wyspać.

Skinęła posłuszni głową i opuściła apartament. Gdy tylko wyszła, Lewis zaśmiał się chytrze i potargał Arystotelesa za uchem.

– No mały, triumfujemy – kot podniósł się zaczął gramolić się na głowę swojego pana, drapiąc go tym samym po twarzy. – Chodź tu, myszko – uniósł pupila w powietrze i zaczął mówić do niego, jak do dziecka. – Who is the sweetest kitten? Kotek tatusia, co? No pewnie, moje małe słoneczko, little cutie.

I tak do późnego wieczoru.

Układ HLA [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz