Nadzieja

105 23 7
                                    


Obudził się w jednym ze swoich najgorszych, parszywych humorów i na dzień dobry zwyzywał cały szpitalny personel. Asia ze śmiechem stwierdziłaby, że chłopak wraca do zdrowia, jednak dziś jej tu nie było. Dla Alexandra była to nawet lepsza opcja – mógł rozsadzać szpital w spokoju.

– Nie, nie będę tego jadł – krzyczał właśnie na pielęgniarkę, która mimo jego protestów, postawiła na parapecie talerz z obiadem.

– Panie Lewis, jak się pan nie uspokoi, to będę zmuszona iść po lekarza.

– A niech pani idzie, powodzenia życzę – warknął. – I niech pani weźmie to paskudztwo, bo rzygać mi się chce od samego zapachu.

Kobieta westchnęła ciężko i ostatecznie wzięła talerz ze sobą. Na groźbach się jednak nie skończyło, bo po kilku minutach w drzwiach stanął Lisiecki.

– Lewis, chyba nie chcesz zastrzyku na te twoje owsiki, co? – spytał z rozbawieniem.

– Nie moja wina, że wszyscy mnie wkurzacie. I to celowo na dodatek – burknął.

– Cały świat przeciwko tobie, nie?

– Wypraszam sobie – warknął.

– Czemu nie chcesz jeść? – lekarz zgrabnie zmienił temat.

– Nie twoja sprawa, sadysto – wymamrotał.

– Lewis uspokój się, przecież...

– Nie mam zamiaru – zaoponował gwałtownie. – I właśnie, że będę zły, jestem wolnym człowiekiem.

– Chcesz coś na uspokojenie? – spytał tamten.

– Nie słucham cię – Alexander zatkał sobie uszy dłońmi i ostentacyjnie patrzył się lekarzowi w twarz.

– Jak dziecko – westchnął. – Jeden dzień nie ma twojej księżniczki i już...

– Nic nie słyszę – przerwał chłopak.

Lekarz skwitował to westchnieniem i zostawił Alexandra sam na sam z myślami.

Chłopak jednak nie dawał za wygraną. Emocje w nim buzujące musiały znaleźć ujście, teraz jednak nie miał nawet na kim się wyżyć i zaczęło mu to przeszkadzać. Gdzie była Asia? Powinna tu być i dzielnie wysłuchiwać jego zrzędzenia. Co niby było ważniejszego?

Przez kolejne trzy dni nie miał od Asi znaku życia. Co więcej, nie mógł nawet rozmawiać z kotem. Dziewczyna nie odbierała połączeń, nie dzwoniła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Może się coś stało? Nigdy wcześniej tak nie robiła, zawsze dawała jakiekolwiek znaki, uprzedzała, jeśli miało jej nie być. Nie martwił się, to byłoby do niego niepodobne, ale odczuwał dziwny niepokój. Czemu teraz miałaby go zostawić? Owładnęła nim niepokojąca myśl – może wiedziała, że nie znajdą dawcy i chciała się wynieść zanim Lewis odejdzie z tego świata. Może chciała, by wiadomość o jego śmierci przemknęła jej gdzieś w gazecie czy internecie? A co z kotem? Idąc tą teorią wzięła go ze sobą, by ostatecznie zapomniał o swoim panu.

Od natłoku myśli Alexandra rozbolała głowa i stał się wręcz agresywny. Kiedy zaczął wrzeszczeć na pielęgniarki, Lisiecki stracił cierpliwość.

– Podamy ci leki, bo to już jest szczyt wszystkiego – westchnął.

– Spróbuj mnie tknąć, a zgłoszę to gdzie trzeba – warknął i wręcz uniósł się na łóżku.

– Nie polepszasz swojej sytuacji – do pokoju weszli pielęgniarz z pielęgniarką. – Masz ostatnią szansę, żeby się uspokoić.

– Pierdol się – wypluł chłopak. To przeważyło szalę. Lekarz skinął na pielęgniarzy, którzy podeszli do Lewisa i przytrzymali go, kiedy Lisiecki aplikował lek. Lewis darł się, jakby obdzierano go ze skóry, wykrzykując przy tym całą masę bluzg po polsku i angielsku. Starał się kopnąć i uderzyć wszystko, co było w jego zasięgu, więc potrzeba była jeszcze jedna pielęgniarka, by chłopaka odpowiednio przytrzymać. Lek został mimo wszystko zaaplikowany i mimo, że Alexander chciał się jeszcze wyrywać, to zaczęło mu brakować sił. Nagle jakby całe ciało odrętwiało i nie mógł dłużej wierzgać nogami.

– Teraz sobie chwilę pośpisz – ostrzegł lekarz, kiedy Alexnader powoli odpływał w nicość.

Jak powiedział, tak też się stało i mimo swojej szczerej niechęci, Lewis zapadł w głęboki sen.

W momencie, kiedy zamykał oczy, na korytarzu pojawiła się Asia. Szła szybko, z ogromnym uśmiechem na twarzy, stukając obcasami.

Lewisa zastała śpiącego. Zdziwiła się, głównie z tytułu, że był środek dnia. Do stojącej przy szybie dziewczyny podszedł Lisiecki.

– Histeryk z niego straszny – westchnął.

– Mi pan to mówisz – zaśmiała się tamta. – Co zrobił tym razem?

– Poza opluciem, zmieszaniem z błotem i pokopaniem większości pielęgniarzy, to...

– Pokopaniem? – dopytała dziewczyna z niedowierzaniem.

– Powiedzmy, że trochę się wkurzył – parsknął lekarz. – Podaliśmy mu mocne leki uspokajające, będzie otumaniony przez kilka godzin – tłumaczył. – A pani gdzie była tak długo?

– Ja? – zdziwiła się.

– Tęsknił – Lisiecki skinieniem wskazał śpiącego Alexandra.

Dziewczyna przez chwilę się uśmiechała, po czym zaczęła opowiadać.

– Bo ja... jestem dziennikarką i wpadłam na pomysł, może głupi, ale chciałam spróbować, żeby jakoś pomóc w poszukiwaniach dawcy. Napisałam artykuł o Lewisie i jego białaczce. Wiem, pewnie nie powinnam robić tego bez jego zgody, bo on sam nie był skłonny, żeby powiedzieć ludziom co mu jest, ale według mnie, to jedyna szansa, żeby znaleźć dawcę.

– Szuka pani dla niego dawcy? – spytał i lekko uniósł brwi.

– Wiem, może to być zły trop, dlatego nic mu nie powiedziałam, żeby nie robić złudnej nadziei. Akcja rozpoczęła się dzisiaj i dzisiaj też ukazał się ten artykuł. Teraz trzeba tylko czekać na odzew ludzi.

– Myśli pani, że będą chcieli mu pomóc? – lekarz zaśmiał się pod nosem. – Nie należy do sympatycznych osób, spójrzmy prawdzie w oczy.

Asia skinęła smutno głowom.

– Wiem... Dlatego sama nie robię sobie też wielkich nadziei, jeśli nic z tego nie wyjdzie, to będziemy próbować czegoś nowego. Powiem panu, że Alex nie jest tai zły, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Trzeba go bliżej poznać, żeby móc ocenić jego zachowanie. Jest trochę egoistyczny, zbyt pewny siebie, ale od czasu tej choroby... On się zmienia, to widać. Grunt, to się nie poddawać wierzę, że znajdziemy tego dawcę. Jeśli nie w ten sposób, to w inny.

– Racja – przyznał lekarz.

– Może jednak ludzie są bardziej empatyczni, niż mu się wydaje. Niż wydaje się nam wszystkim.

Układ HLA [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz