Kolejny poranek na ziemi. Obóz musiał przywitać życie i kolejny raz spróbować przetrwać. Tak, jak codziennie. Nie było to szczególnie łatwe, bo zapasy się kończyły.
Broń miał jedynie Bellamy Blake, a Clarke? Cóż, nie miała broni.
I tak zaczęła się ich krótka historia.
Clarke
- Słuchajcie mnie teraz uważnie! - stałam na wiadrze i starałam się zwrócić uwagę setki.
Od początku naszego przylotu tutaj, panowało tu wielkie bezprawie, więc chciałam zrobić cokolwiek, aby to zmienić.
Niestety nikt mnie nie słuchał.
W zasadzie wszyscy byli zastudzeni w bezruchu. Nie można było na nich polegać aż do chwili, gdy bufon Blake musiał się popisać posiadaniem narzędzia tortur.
Przynajmniej poskutkowało, bo wszystkie spojrzenia skierowane były w moją stronę. Wraz z jego.
Uśmiechnęłam się nieśmiało w stronę Blake'a, bo jednak trochę mnie wyręczył i kiwnęłam głową. To był miły gest z jego strony. Zwłaszcza, że nie był dla mnie zbyt sympatyczny. Właściwie dla nikogo nie byl.
- Dobrze, skoro już łaskawie przykułam Waszą uwagę... - po chwili obok mnie stanął Finn.
Miałam niechybne wrażenie, że on nie zamierzał odpuścić.
- Nie zawracaj mi głowy, Finn - powiedziałam do niego ledwo słyszalnie w nadziei, że da mi upragniony spokój, ale cóż. Musiało być inaczej.
- Możesz mnie ignorować, ale zapamiętaj jedno. Jesteś moją własnością, a tego nic, ani nikt nie zmieni. Do zobaczenia.
Miałam dość takiej pewności siebie. Właściwie można było to tak nazwać? Jego zachowanie podchodziło już pod nękanie.
W tym wszystkim szkoda mi było tylko Raven, bo zapewne o niczym nie miała bladego pojęcia.Byłam również zła, bo nie dość, że mnie zdenerwował, wszyscy dosłownie się rozeszli. Nie wiedzieli, że miałam coś do powiedzenia. Jedzenie samo się nie znajdzie...
Zeszłam z wiadra i ruszyłam w stronę mojego namiotu. Dość na dziś.
Czekał tam na mnie Bellamy, co było bardzo dziwne, bo nie sądziłam, że akurat on się tu zjawi. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy.
Od początku naszego wylądowania był dla mnie chłodny, czasem nawet obwiniał za bycie tutaj.
W zasadzie z jednej strony go rozumiałam, ale co ja mogłam zrobić? Zmienić decyzję mamy?
Z drugiej jednak strony byliśmy w miejscu, o którym zawsze marzyliśmy. Przynajmniej niektórzy.Początki były ciężkie, ale aby tu żyć, musieliśmy wszyscy trzymać się razem.
Chronić i pomagać sobie nawzajem.- Pomóc Ci w czymś? - spojrzałam się na niego.
Unikałam kontaktu wzrokowego, bo w jego oczach było coś takiego, że nie mogłam w nie spojrzeć. To zabawne. Takie rzeczy działy się w filmach, a nie w prawdziwym świecie.
- Finn to...
- Finn to? Dokończysz?
Bellamy zaśmiał się. Do tej pory zastanawiam się, co go wtedy rozśmieszyło.
- Finn? Ten dzieciak? Clarke, stać cię na coś lepszego.
Po tych słowach odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Nie wiem, o co chodziło, ale najwyraźniej chłopak miał ze sobą problem.
Weszłam do mojego namiotu i położyłam się na kocu.
Zaczęłam myśleć o tym, co miała w zanadrzu ziemia.
Moja mama w dzień wylotu powtarzała, że muszę, powinnam i zapewne będę silna. Ale jak było naprawdę? Z lekka przerastało mnie bycie tutaj. Brakowało mi mamy.
Ale będę się starała.
Dla niej.
*°*
Około 6 godzin później
- Clarke, wstawaj - usłyszałam czyjś głos nad głową. Ktoś mnie lekko trzymał za dłoń, ale to było tak delikatne i subtelne. Przysięgłabym, że to moja mama. Jednak moja mama była na Arce, w kosmosie.
Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.
Odruchowo ścisnęłam dłoń osoby obok.
W dalszym ciągu nie otworzyłam oczu.- Księżniczko... - znowu usłyszałam głos. - Clarke, wstawaj. Cholera, naprawdę masz twardy sen.
Otworzyłam oczy i ujrzałam osobę, której nie chciałam i raczej nie powinnam widzieć w swoim namiocie.
Bellamy'ego.
Co on tu robił?
Powinnam pominąć to, że dalej trzymałam jego dłoń.
On dalej trzymał moją.
- Co tu robisz? - puściłam jego dłoń, trochę zdekoncentrowana i zawstydzona. A może radzej skrępowana?
- Ruszamy do lasu i pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć.
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Która godzina? - zapytałam i w tym samym momencie skojarzyłam jeden ważny fakt.
Nikt tu nie miał żadnego urządzenia, który wskazywał godzinę. Bo zegarek, który dał mi tata, nie działał już od bardzo dawna.
- Clarke..., gdybym tylko miał zegarek - westchnął i znowu zaczął mówić. - Myślę, że około trzynastej.
Teraz to ja westchnęłam.
- Kto idzie do lasu? - wstałam i ubrałam moją kurtkę.
- Ja, Murphy, Miller i... - nie dokończył. Czyżby chciał powiedzieć moje imię?
- I? - spojrzałam na niego.
Bellamy przez chwilę jakby bił się z myślami, ale odpowiedział niemalże od razu.
- I ty. Jeśli chcesz - nie spodziewałam się tego kompletnie.
Cholera, Bellamy Blake był dla mnie miły?
Wyszliśmy z mojego namiotu.
W jednej chwili wszystkie spojrzenia padły na nas.
Chyba czegoś nie rozumiałam...
Oni chyba nie pomyśleli, że ja i Blake coś...
Nie! Kategorycznie nie.
*°*
- Murphy, zagramy w prawda i wyzwanie? - zapytał go Miller.
Chłopaki dosyć nudzili się przez całą naszą drogę.
- Cokolwiek, bo widzę, że jest Ci nudno - odpowiedział mu Murphy.
Zaśmiałam się. Mimo, że mogło nam coś grozić, oboje byli nadzwyczaj wyluzowani.
Miller, Murphy i Bellamy szli tuż za mną i usilnie kłócili się o zasady gry.- Co do... - krzyknęłam i wpadłam wprost w ramiona bruneta.
[opowiadanie w trakcie korekty, proszę o cierpliwość!]
CZYTASZ
Potrzebuję Cię | Bellarke
Fanfiction#396 w FanFiction - 21.08.17r. #119 w The100 26.09.18r. #18 w Trouble - 26.08.18r. #7 w Bellamy - 30.09.18r. #4 w Blake - 11.01.19r. start Kwiecień 2017 koniec Wrzesień 2017 Wszelkie prawa zastrzeżone.