Rozdział 7

1.8K 128 66
                                    

3 tygodnie później

Clarke

Trzy tygodnie temu rozmawialiśmy z Ziemianinem. Okazało się, że był po naszej stronie, a przynajmniej tak twierdziła siostra Bellamy'ego, a ja nie mogłam powiedzieć, że jej nie ufałam, bo byłoby to tanie kłamstwo. Zakochała się w tym chłopaku. Miał na imię Lincoln i na moje oko był młodszy od Bellamy'ego o góra rok. Wracając, Lincoln pomógł nam w zawarciu sojuszu z Indrą, o której już wcześniej słyszeliśmy. Indra była również mentorką Octavii.

Murphy znalazł w lesie dwa ciała.

Nie wiedziałam kiedy, bo ostatnio nie rozmawiałam z Bellamy'm.

Nie były to osoby z naszego obozu, ale ludzie Lodu. Zmartwiłam się, gdy o tym usłyszałam. Nie zrobiliśmy im nic złego, więc to na pewno nikt z naszych, ale miałam podejrzenia, że mógł to być jeden z Ziemian.

*°*

Około 9 rano

Clarke

- Dwie osoby stoją na warcie - spojrzałam błagalnem wzrokiem na Jaspera i Millera. - Wy, proszę... - wskazałam na nich palcem.

Ostatnio zapominałam o jakiejkolwiek kulturze.

Pewnie dlatego, że nie byliśmy na tej przeklętej Arce.

Właśnie teraz, udaliśmy się niedużą grupą na polowanie. Znowu do lasu.
Planowaliśmy też pójść do obozu Indry. Być może pomogłaby nam choć trochę rozwikłać sprawę tych dwóch zabójstw.

- Monty, Harper - spojrzałam tym razem na nich. - Zostajecie w obozie i pilnujecie porządku. Mogę na Was liczyć?

- Jasne, Clarke - odezwali się jednogłośnie.

Mimo wszystko cieszyłam się, że nie sprzeciwiali się jakoś mocno, bo nie wiem, co bym zrobiła. Traciłam powoli cierpliwość do wszystkiego.

- Okej, w takim razie dalej. Na polowanie idę ja, Bellamy i Lincoln.

Tak, pominęłam jedną osobę, która na pewno poszłaby z nami, ale niezbyt mi się to uśmiechało.

- Chwileczkę, a co ze mną? - jak przypuszczałam, Octavia zareagowała szybko.

Nie mogłam jej skłamać. Po prostu musiała tu zostać.

- To niebezpieczne, zostajesz.

- Robisz się jak mój braciszek - spojrzała na mnie wkurzona. - A właściwie gdzie on jest?

W tym momencie zaniepokoiłam się. Naprawdę go nie było na zbiórce.

Mówiłam Jasperowi dwa razy, aby powiedział wszystkim o tym zebraniu.

- Pójdę do jego namiotu, pewnie tam jest - powiedziałam wkurzona, a potem pominęłam ciekawskie spojrzenia i ruszyłam w stronę namiotu.

*°*


- Czemu nie przyszedłeś? Mamy zebranie. Rozdzielamy grupy, idziemy na polowanie.

Nawet na mnie nie spojrzał.

Coś się stało i mi o tym nie powiedział? Przecież mógł mówić mi o wszystkim.

- Jeśli to jakieś humorki, Bellamy, lepiej nie rozmawiajmy. Pójdę do lasu sama z Lincolnem.

W tym momencie na mnie spojrzał.

- Chyba żartujesz.

Prychnęłam. Że też miał tupet...

- Unikasz mnie od kilku dni, nie wychodzisz z namiotu. Co się z Tobą dzieje?

Spojrzałam na niego.

Odwzajemnił to z uśmiechem.

- Jesteś zła - stwierdził.

To oczywiste, że byłam zła. Zachowywał się gorzej niż dziecko z... nie ważne. Po prostu jak dziecko.

- No jasne, że tak - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- I w takim stanie jesteś silniejsza, więc nie mogę Cię osłabiać. Pamiętasz te słowa? Uczucia są słabością.

Uczucia dawały mi więcej siły.

- Naprawdę to powiedziałeś? - zaśmiałam się sztucznie.

Wyszłam z jego namiotu, bo co miałam zrobić? Zachowywał się dziwnie, a teraz ''to''.

Jak właściwie mógł powiedzieć coś takiego?

*°*

Bellamy ze mną nie szedł.

Przemierzaliśmy las osobno.

Nie szłam obok niego. Po drodze rozmawiałam z Lincolnem, który okazał się być naprawdę w porządku.
Zaczęliśmy przechodzić na temat O. Właściwie to Lincoln starał się dowiedzieć, czemu nie chciałam jej zabrać z nami.

- Czemu nie chciałaś zabrać Octavii?

Lincoln spojrzał na mnie tak, jakby to było absurdalne, że z nami nie poszła.

Zastanawiałam się chwilę i już miałam odpowiedzieć, ale...

- Jest za młoda. Nie mogę jej stracić - powiedział Bellamy. - Tak samo Clarke nie powinna iść. Jednak jest gorzej uparta niż moja siostra.

Czułam, że moje policzki robiły się całe czerwone.

Bycie upartym miałam po mamie.

Jednakże dalej byłam zła za wcześniejsze słowa Bellamy'ego. Nie zapomniałam, co mi dziś powiedział. To był pierwszy raz, kiedy się na nim zawiodłam. Oczywiście poza wcześniejszymi wybrykami...

- Wracając, myślę, że powinna się szybko uczyć - dodał Lincoln. - Na ziemi, w lesie... tu nie jest jak w bajce.

Spojrzałam na niego ze szczerym uśmiechem. Miał rację. Powinniśmy się wszyscy szybko uczyć, jak przetrwać na Ziemi. Przecież nie byliśmy tu sami.

- Zgadzam... - wyjąkałam, bo przede mną pojawiło się dwóch Ziemian.

Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, czułam iż jeden z nich trzymał mnie mocno za ręce, abym się przypadkiem nie wyrwała.

- Zostaw ją! - krzyknął Bellamy.

Dwóch Ziemian spojrzało się z pogardą na Bellamy'ego.

- Nie możemy - drugi spojrzał na Blake'a.

- A to dlaczego? - wtrącił się Lincoln. - To ja, Lincoln. Przecież mnie poznajecie. Czego od niej chcecie?

- To poufna informacja pani Komandor. Nie możemy nic powiedzieć. Zabieramy tę dziewczynę do naszego obozu. Jeśli ktokolwiek z Was, będzie za nami szedł... - zająkał się przez chwilę. - Zabijemy ją od razu.

Po raz pierwszy byłam tak przerażona.

[opowiadanie w trakcie korekty, proszę o cierpliwość!]

Potrzebuję Cię | Bellarke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz