Rozdział 8

1.7K 102 52
                                    

Bellamy

Dużo uczuć zbierało się w moim sercu. Nie było dobre to, że wszystkie wyłoniły się i znikły ze mnie niczym bańka.

Dziwne, a nawet śmieszne było to, że poczułem coś do Clarke.
Od samego początku wylądowania na ziemi nie byliśmy w dobrych stosunkach. Praktycznie cały czas sobie dogryzaliśmy. Byłem dla niej wredny i cały czas obwiniałem o to, że tu byliśmy. Jednak koniec końców, również chciałem dotrzeć na ziemię. Marzyłem o tym od dziecka. Wiedziałem też, że Clarke nie mogła nic z tym zrobić. Była to decyzja Jahy i Kane'a. Dwóch osób, których jeszcze niegdyś nienawidziłem.

Co do blondynki...

Byliśmy razem.

Znaczy teraz już nie byłem tego taki pewny. Jednak wiedziałem, że czułem do niej coś więcej i obiecaliśmy sobie, że spróbujemy. Ostatnimi czasy bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Darzyłem ją silnym uczuciem. Była dla mnie cholernie ważna i choćbym miał umrzeć, aby ona była bezpieczna - zrobiłbym to. Nie sądziłem, że poczuję kiedyś coś takiego, ale udało się. Nie miałem też pojęcia jak się zachowywać. Ostatnio bardzo się od niej oddaliłem. Zacząłem jej unikać.

Jednak było to spowodowane tym, że poświęcałem dużo czasu Murphy'emu, mojemu przyjacielowi. Clarke czuła się urażona i właśnie w ten dzień ją zabrali.
Przyszła do mnie do namiotu powiedzieć o polowaniu. Nie słuchałem, bo nie chciałem.
Tak, my faceci też mieliśmy czasami gorsze dni. To był mój gorszy dzień.
Jednak gdy Clarke powiedziała, że pójdzie sama z Lincolnem, nie mogłem jej zostawić samej. Poszliśmy do tego lasu. Gdybyśmy tego nie zrobili, nikt nie zostałby porwany.
Teraz wiedziałem tylko, że Clarke była gdzieś w obozie u Ziemian.

To czas, aby dowiedzieć się kim była ich Komandor.

*°*

- Monty, jesteś pewny, że radio zadziała? - siedzieliśmy w kapsule z Monty'm i Jasperem. Zamierzaliśmy skontaktować się z Arką.

To prawda, że kilka dni wcześniej naprawiliśmy je z Clarke, ale nic nigdy nie było pewne. I tak, byliśmy w kapsule. Musieliśmy wrócić. Przynajmniej teraz. Niech myślą, że odpuściliśmy, ale tak nie było. Cały czas nam zależało.

Mi zależało.

- Powinno. Sam mówiłeś, że naprawiłeś je z Clarke - westchnął. - Przepraszam - złapał się nieśmiało za kark.

Clarke..., gdybyś tu tylko była.

Zdałem sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniłem.

- W porządku. Zróbmy co trzeba - zauważyłem, że Monty zmienił wyraz z twarzy ze smutnej w lekki uśmiech. - Masz coś?

Spojrzał się na mnie i kiwnął głową.

- Zależy Ci na niej - powiedział i na chwilę zerknął na mnie okiem.

- Nie zaprzeczę, Monty. Gdyby to była Harper, zapewne zrobiłbyś to samo.

- Z pewnością, Bellamy. Cieszę się, że Clarke Cię ma. Po tym, co robił Finn na Arce... Myślałem, że naprawdę nikt nie będzie w stanie sprawić, że jeszcze się uśmiechnie z własnej woli, a nie przymusu jakiegoś psychopaty. Naprawdę bardzo cierpiała.

- Wiedziałem, żeby mu nie ufać. Mój instynkt nigdy nie zawodzi.

Monty spojrzał się na mnie i postanowił kontynuować cokolwiek to było.

- A co teraz mówi Twój intynkt?

- Że Murphy tu idzie - zerknąłem na wejście kapsuły. Po chwili do niej wszedł Murphy.

Potrzebuję Cię | Bellarke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz