rozdział 3

6.3K 305 201
                                    


Gabriel

Obudziłem się na kolanach Dawida wtulony w jego pierś. Poczułem jak kręci mi się w głowie, a po chwili prawie zwymiotowałem.

-Źle się czujesz? – zapytał troskliwie chłopak. – Masz chorobę lokomocyjną?

-Skąd mogę o tym wiedzieć? –warknąłem zirytowany. Poczułem, że zraz zemdleję.

-Uznam, że ten ton jest spowodowany twoim niskim samopoczuciem i tym razem ci odpuszczę – poinformował spokojnie Dawid i polecił kierowcy otwarcie wszystkich okien na oścież.

Mężczyzna wykonał polecenie i po chwili po samochodzie szalał wiatr. Świeże powietrze...zapomniałem już jak pachnie. Zaciągnąłem się cudownym zapachem deszczu i skierowałem głowę w kierunku otwartego okna. Przysunąłem się do niego, tym samym schodząc z kolan właściciela i zacząłem ciężko oddychać, próbując wchłonąć jak najwięcej leczniczego gazu. Zachwiałem się lekko, a srebrnowłosy złapał mnie w pasie.

-Już lepiej? – zapytał z dozą zmartwienia.

Zamrugałem parę razy, próbując zrozumieć sens jego słów. Mój mózg był jak ciąg kół zębatych, do którego jakaś myśl docierała dopiero, gdy cała konstrukcja była w ruchu. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Zatkałem usta ręką hamując odruchy wymiotne.

-Gabriel! – do moich uszu dotarł przestraszony krzyk Dawida, odwrócił mnie w swoją stronę i lekko mną potrząsnął.

Jak się oddycha? Po tej myśli mój umysł zalała ciemność.

-Gabriel! Wstawaj! – do moich uszu dotarł zaniepokojony głos srebrnowłosego.

Po dłuższej chwili otworzyłem powoli oczy, które niespodziewanie spotkały się ze wzrokiem Dawida.

-Jak masz na imię i ile masz lat? – zapytał z ulgą dziewiętnastolatek.

-Gabriel, lat osiemnaście – odpowiedziałem szybko, aby nie sprowadzić na siebie gniewu mężczyzny.

-Dobrze – mężczyzna uśmiechnął się z ulgą - zaraz będziemy – oznajmił, a ja uświadomiłem sobie, że jesteśmy na świeżym powietrzu. W dodatku mój właściciel niósł mnie jak księżniczkę.

-Czemu mnie niesiesz? – zapytałem zaskoczony i zamachałem nogami. Chciałem upewnić się, że na pewno wiszę w powietrzu.

-Okazuje się, że nie możesz jeździć samochodami. Obrzygałeś mi całą tapicerkę na tylnych siedzeniach.

-Bardzo przepraszam – mruknąłem zawstydzony i skuliłem się w objęciach starszego. Zupełnie tego nie pamiętam.

-Nic nie szkodzi, to nie twoja wina.

Dawid jest wyjątkowo wyrozumiały. Byłem pewien, że mój kupiec będzie mnie wykorzystywał i pastwił się nade mną. Tak jak każdy którego napotkałem w moim życiu. Nie mogę pojąć, że srebrnowłosy miałby być inny.

Szliśmy tak jeszcze chwilę, gdy moim oczom ukazał się pagórek na którego szczycie stała willa. Wokół budynku wznosiło się rozległe i solidne ogrodzenie z cegieł.

-Czemu nic nie mówisz? Lubię z tobą rozmawiać – dziewiętnastolatek przerwał przyjemne milczenie i analizowanie przeze mnie otoczenia.

- Mogę mieć kolczyki? – zapytałem od niechcenia, ale Dawid był wyraźnie zaskoczony tym nieoczekiwanym pytaniem.

Zadałem to pytanie, ponieważ to było pierwsze co przyszło mi do głowy. Muszę wykonywać rozkazy, inaczej zostanę zraniony.

-Jasne – odpowiedział po chwili, po czym poprawił mnie w swoich ramionach tym samym mnie podrzucając.

Obrzydliwa zabawkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz