Wpatrzona w notatki na sprawdzian z historii starałam się iść jak najszybciej. Nie mogę oblać tego testu. Nie mogę się spóźnić. Mój szalik raz wpada mi na twarz przez wiatr lub zasłaniał duży zeszyt. Denerwowałam się co raz bardziej. Popatrzyłam na zegarek, no nie. Za 3 minuty odjedzie mi autobus. Ostatnia szansa na dobrą ocenę i wymarzoną pracę. Zostało mi jeszcze kilkaset metrów. Zaczęłam biec. Kocham zimę, lecz nienawidzę jej tak bardzo, jeśli się śpieszę. Boję się, że się przewrócę lub co gorsze, zrobię komuś krzywdę. Mogłam o tym nie myśleć bo już po chwili leżałam na zimnym chodniku. Moje notatki były zalane kawą chłopaka, który leżała obok mnie, tylko że odwrócony w drugą stronę.
- Cholera! Przepraszam, ten głupi szalik zawsze lata przez wiatr i zasłonił mi oczy! Nic Ci nie jest? - poczułam czyjąś rękę na swojej.
- Wiem jak to jest - zdjęłam szalik z twarzy. Chłopak się zaśmiał i pomógł mi wstać.
- Twoje notatki... - popatrzył na mój zeszyt ze smutkiem.
- Teraz państo Inków ma kąpiel w kawie rozpuszczalnej. Muszą mieć ubach po pachy - zaczęłam na darmo wycierać zeszyt.
Chłopak znowu zaczął się śmiać. Miał piękny, lśniący uśmiech, brązową burzę loków i zielone oczy.
- Na prawdę, bardzo przepraszam. Pewnie zepsułem coś ważnego, cały ja. Śpieszysz się? Może gdzieś Cię podrzucić?
- Nie, dziękuję. Niedługo mam autob.. - popatrzyłam na zegarek. - Miałam autobus. No trudno, zaliczę ten test kiedy indziej.
- A daleko stąd jest twoja szkoła? - chłopak uważnie mi się przyglądał. Przypominał mi kogoś, lecz nie mogłam się skupić przez jego oczy.
- Jakieś 10 kilometrów - podrapałam się w tył głowy.
- Niedaleko zaparkowałem samochód. Pozwól, że wynagrodzę Ci mój niewybaczalny czyn. Może i Inkowie się cieszą, lecz nie ja.
- Daj spokój, poczekam na następny - uśmiechnęłam się.
- Nie jestem gwałcicielem, jeśli o to chodzi - podniósł jedną brew.
- A wiesz co? Gdy się tak lepiej przyjrzeć, to tak troszkę wyglądasz na takiego nienormalnego - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Więc jak? Nalegam - uśmiechnął się.
- Jeśli dzięki temu wybaczysz sobie sameu...
Przeszliśmy kilka metrów i zauważyłam czarnego Fiata Bravo.
- Jest mój maluszek - zaśmiał się.
- To nie problem? - zapytałam zapinając pasy.
- Proszę Cię, to jest moja pokuta. Te notatki pewnie są ważniejsze od mojego czasu - odpalił silnik.
Kierując go po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Podziękowałam wychodząc z auta, chłopak się uśmiechnął. Za każdym krokiem gdy szłam w kierunku wejścia do budynku szkoły chciałam odwrócić się do nieznajomego. Przypominał mi kogoś tak bardzo, tylko że za Chiny nie potrafiłam sobie uświadomić kogo.
- O której kończysz? - usłyszałam gdy miałam rękę już na klamce.
- Dwadzieścia po trzeciej - odwróciłam się.
- Będę czekał w kawiarni tu na rogu, stoi? - uśmiechnął się.
- Jak jeszcze nigdy - odwzajemniłam uśmiech.
Chłopak odjechał a ja wbiegłam do szkoły. Nerwowo szukałam kluczyka do szafki. Gdy to znalazłam chwyciłam trampki, a kurtkę z moim trafnym szlakiem wrzuciłam do metalowych czterech ścian. Najszybciej jak tylko mogłam wbiegłam na pierwsze piętro. Na schodach potknęłam się i upadłam na nadgarstek. Nie zwarzałam na to. Zapukałam do drzwi.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - weszłam do klasy zdziwiona widokiem pana Brech'a.
- Witam, panno Cyrus. Dzisiaj nie macie historii, gdyż Pani Graw zachorowała. Proszę, siadaj - wskazał miejsce obok mojego przyjaciela.
- To po cholerę się tak śpieszyłam? - zapytałam siedząc już w ławce.
- Liczyłem na jakieś "Hej" - rzucił obrażony Troye.
- Romeo też nie przywitał się z Merkucjo po spotkaniu Julii.
- O mój Boże! Któż jest wybrańcem?
- Cholera, zapomniałam się zapytać o imię! No nie... - utopiłam się w skrzyżowanych rękach na ławce.
- Co raz bardziej się upewniam w przekonaniu, że jesteś największym przegrywem na świecie, Julia.
CZYTASZ
|| It's impossible || H. Styles
Fiksi PenggemarSpotykasz Harrego Stylesa, który okazuje się nie być Harrym Stylesem. Czy brunet specjalnie okłamuje nowo poznaną Julię? Zaczyna się od kawy i zabrudzonych notatek do historii. - Włosy, oczy to teraz przyszła kolej na co? - położyłam brodę na dło...