Rozdział I

268 11 7
                                    



Budzik wskazywał 3:30, a ja nadal nie mogłam zmrużyć nawet na chwilę oka. Co rusz budziłam się przez jakieś bezsensowne sny. To Chiper zabijała Dom'a, to znów ja się z nim całowałam...

Boże, miej litość nad moim biednym sercem.

Po raz enty przetarłam spocone czoło rękawem piżamy i zapaliłam lampkę. Spojrzałam na szklankę stojącą na nocnym stoliku, obok którego stała również pusta butelka po wodzie mineralnej. Podniosłam się z łóżka, wzięłam ją i po cichu, żeby nikogo nie zbudzić zeszłam na dół do kuchni. Gdy zapaliłam światło, okazało się, że nie jestem wcale sama. Widząc siedzącego na krześle z kubkiem kawy w dłoniach Deckard'a, aż podskoczyłam.
- Boże, ale mnie przestraszyłeś - wzięłam wdech odwracając na niego wzrok zaraz po tym, gdy wyrzuciłam niepotrzebny już plastik do kosza. - Czemu nie śpisz? - usiadłam przy nim, podsuwając sobie krzesło.
- Jakoś nie mogę - powiedział cicho. - A Ty? - zapytał, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
- Męczyły mnie koszmary.
- O nim?
Nie potrafiłam zaprzeczyć, dlatego na moment zapadło milczenie. Po prostu patrzyliśmy sobie w oczy, a po chwili Deckard złapał mnie za dłoń i delikatnie ją ścisnął.
- Mała.. Doskonale wiem, jak go kochałaś i nie rozumiem, dlaczego on to zrobił skoro kochał Ciebie, ale to już przeszłość, rozumiesz? Nie możesz ciągle patrzeć wstecz i się zadręczać. Gdybym ja to robił, nie byłoby mnie tu z Wami dzisiaj i prawdopodobnie kombinowałbym, jak wyjść z puchy, żeby dokończyć wendettę - wzdrygnęłam się na jego słowa, a on się zaśmiał i mnie przytulił. - Nie martw się. Dobrze mi przy Was, nie chcę tego niszczyć.
- A ja nie chcę mieć w Tobie wroga - wyszeptałam ściskając go. - Wiele dla mnie zrobiłeś i bolało mnie to wszystko.
- Mnie też, wierz mi. Przecież w duszy wciąż byłaś moją małą Czarną Perełką, moją Siostrzyczką - uśmiechnęłam się na jego słowa i zamknęłam oczy, nie przestając go tulić.
- Szkoda, że Owen tego nie widzi.. - westchnęłam patrząc w brązowe oczy przyjaciela. Widziałam w nich ból. Młodszy z braci Shaw po dwóch latach walki zmarł. Stało się to dwa miesiące temu.
- Po części zasłużył sobie na to. Chciał Cię poświęcić, chociaż byłaś mu bliska równie bardzo, jak mnie. W końcu uczynił Cię swoją prawą ręką, bardzo Ci ufał.
- Najwidoczniej przestał.. - westchnęłam. - Przepraszam Cię za wszystko.
- Nie masz za co. Ani Ty, ani ekipa. Przecież oni stawali w Twojej obronie, Owen wystawił Cię na pewną śmierć. Poza tym Wy wybaczyliście mi. Mamy czystą kartę. O nic się nie martw. Mój Braciszek zapłacił za swój idiotyzm. Nigdy nie nadawał się na gangstera. - Deckard pokręcił głową nalewając mi w szklankę wodę, którą wyciągnął z lodówki.
- Ciągle zastanawiam się, dlaczego to zrobił - napiłam się. Orzeźwiający, zimny napój przyniósł mi upragnioną ulgę.
- Nie wiem. Nie zdążył mi tego powiedzieć - uśmiechnął się znacząco.
- Popieprzone to w chuj - dopiłam do końca wodę.
- I to jak. Z Rodziny staliśmy się wrogami, z wrogów znowu Rodziną - Deckard się zaśmiał.
- Tęskniłam za Twoją " szkołą przetrwania " - puściłam mu oczko.
- Serio? - brązowooki przystojniak z łysiną uniósł rozbawiony brew. - Będę musiał mieć to na uwadze - puścił mi oczko. - Wyrwiemy się z Rodzinką na tydzień, zrobię Wam taki obóz.

Obóz przetrwania z Tej'em i Roman'em? To będzie piękne.

Zaczęłam chichotać na samą myśl.
- Z czego się śmiejesz? - Deckard uniósł wzrok znad gazety, którą właśnie czytał.
- Wyobraziłam sobie Tej'a i Romana zjeżdżających po linie - wyszeptałam.
- O kurwa. - Shaw zakrył usta, żeby samemu nie parsknąć śmiechem. - Chodź już spać, bo zaraz pobudzimy przez Twoją wyobraźnię cały dom - poruszył znacząco brwiami, za co oberwał gazetą prosto w głowę.
- Za co? - potarł obolałe miejsce patrząc na mnie z wyrzutem.
- Za Twoje zbereźne myśli! - zmrużyłam oczy przywołując karcący wyraz twarzy, choć w duchu zwijałam się ze śmiechu.
- Skąd możesz wiedzieć, o czym myślałem?
- Znam Cię aż za dobrze - uśmiechnęłam się wrednie.
- Zaczynam się Ciebie bać - jego przerażona mina sprawiła, że z trudem powstrzymałam śmiech.
- Ty - Deckard Shaw - boisz się mnie? Szarej ścigantki i mechanika samochodowego? - skromnie spuściłam oczy mrugając nimi.
- Nie umniejszaj swojej wartości i nie udawaj skromnisi. Jesteś wspaniałym ścigantem i perfekcyjnym mechanikiem samochodowym. Wiem coś o tym, przecież nie raz skopałaś mi dupę na wyścigach i naprawiałaś moje maleństwa - powiedział.
- Oj tam - machnęłam ręką. Naprawdę nie lubiłam, jak ktoś mnie tak wychwalał, krępowało mnie to bardzo. Ja nie czułam się idealna w tym co robiłam. Recepta na sukces była prosta. W każdej sprawie trzeba było dawać z siebie dwieście procent. - Chodź już spać, zanim utonę w cukrze - zaśmiałam się wesoło i pocałowałam przyjaciela w policzek. - Dobranoc.

- Dobranoc, Letty. Śpij spokojnie.

- Wzajemnie.

Posłałam Deckardowi ostatni uśmiech i wyszłam z kuchni udając się prosto do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko licząc na spokojny sen, który i tak jak na złość przyszedł dopiero po trzydziestu minutach.


I jest pierwszy rozdział ! Komentujcie, gwiazdkujcie, bylebyście zostawili po sobie jakiś ślad, bo to motywuje.

Serdeczne podziękowania dla Dominiki Kordasińskiej za przydatne rady i pomoc w poprawie rozdziału! Jesteś wielka ;*

All for the family.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz