Mężczyzna stał w kącie ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Cień okrywał jego sylwetkę, podczas gdy wszyscy inni trzymali się w zbitej grupie, ściskając Chłopca-Który-Przeżył. On nie miał zamiaru do nich dołączyć. Wolał pozostać w ukryciu i cicho przeczekać te ckliwe chwile. Można by powiedzieć, że całkiem mu obce. Mimo, że na jego twarzy tak uparcie tkwiła maska zobojętnienia, to w oczach dało się dostrzec niepokój. Możliwe, że za pięć minut jego świat ulegnie całkowitej zmianie. Nie był pewien, czy jest na to gotów. Przez lata zastanawiał się nad pewnym aspektem i jeśli miał rację, a rzadko kiedy się mylił, to już za moment przyjdzie mu zmierzyć się z czymś gorszym, w jego mniemaniu, niż walka z Czarnym Panem. O Merlinie! Za jakie grzechy dał się w coś takiego uwikłać?
Patrzył teraz niewidzącym wzrokiem, jak sylwetka chłopaka robi się przezroczysta, aż w końcu zupełnie znika. Mężczyzna przyłapał się na tym, że obgryza paznokcie, czego nie miał w zwyczaju robić. Gdyby ktoś go teraz zobaczył... Wolał nie myśleć o słowach, jakie przytoczyłby mu w tej chwili ten zapchlony kundel Black. Musiało z nim być naprawdę źle. To pewnie z przepracowania. Chociaż i to usprawiedliwienie mu nie wystarczało. Może lepiej uczyniłby, gdyby opuścił to pomieszczenie zanim smarkacz wróci. A może bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć wrócą?
Mężczyzna postawił krok w stronę schodów, gdy pomieszczenie rozbłysło nagle światłem, a na środku pokoju pojawiły się dwie postacie. Pierwszą z nich był starszy czarodziej z długą mlecznobiałą brodą i błękitnymi oczami łagodnie spoglądającymi spod okularów połówek. Towarzyszył mu chłopak o kruczoczarnej, rozwichrzonej czuprynie. Intensywna zieleń rozglądała się teraz desperacko po całym pokoju, aż w końcu natrafiła na ukrytą w cieniu sylwetkę. Oczy starszego czarodzieja rozwarły się szeroko, a plecy zlał zimny pot.
Merlinie, on wie!
Musiał stąd uciec. Nie mógł powstrzymać natłoku myśli, które bezustannie i z coraz większą siłą waliły do bram jego świadomości. Szybko odwrócił wzrok i udał się na górę schodami prowadzącymi do jego sypialni. Czarne szaty zatrzepotały niebezpiecznie, jakby w niemym proteście. Musiał być teraz sam i przeanalizować sytuację, w której się znalazł. Równie dobrze nic się jeszcze nie stało. To było zwykłe spojrzenie. Może wcale nie chodziło o to? A jednak coś w tych oczach mówiło, że jego najgorsze przeczucia właśnie się sprawdziły.
Ten gówniarz! Zawsze musi komplikować życie i doprowadzać do szału!
Już dawno nie był tak rozstrojony. W jego umyśle na powrót odtwarzał się obraz tej zieleni, patrzącej na niego tym wzrokiem. Tak jak wtedy… Nie! Nie chciał tego pamiętać! To było dwadzieścia lat temu. Był wtedy młody. Dojrzewanie, hormony… Nie bądź głupi!
W umyśle mężczyzny rozgrywała się teraz wojna sprzecznych uczuć. Każde miało coś do zakomunikowania i każde starało się pozostawić po sobie jak największe piętno. Każdy normalny by zwariował.
Przesadzasz Severusie. Chłopak nic nie wie. To tylko spojrzenie. Może wcale nie patrzył na ciebie? Po prostu musisz zachowywać się tak jak dotąd.
Faktem pozostało to, że błędem było pójście tam.
CZYTASZ
Believe in Destiny
FanfictionWojna trwa. Harry dostaje od Zakonu Feniksa zadanie. Wybraniec ma cofnąć się w czasie by sprowadzić nieżyjącego już Albusa Dumbledora. Nikt jednak nie przewidział, że Potter postanowi wykonać misję okreżną drogą. Co z tego wyniknie? Na pewno nic do...