Nazajutrz od samego rana Edmund i Marcus, wraz z Pete'm i Ianem, poszli strajkować, ale tym razem nawet nie dotarli do stoczni, gdyż okazało się, że robotnicy wysypali się na ulice, którymi maszerowali. Miasto jakby zastygło w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń. Większość pracowników wielu zakładów dołączyło do stoczniowców, tramwaje i autobusy także nie jeździły, bo motorniczy i kierowcy też nie pozostali obojętni. Chociaż sytuacja była poważna, to jednak Edmund w głębi duszy cieszył się, że może brać udział w tak ważnych wydarzeniach. Jednak nagle gdzieś z oddali rozległy się strzały. Przyjaciele zastygli w miejscu, nasłuchując. Panował okropny chaos, wszyscy gdzieś biegli, wrzeszczeli i żaden z chłopców nie miał pojęcia, co się dzieje.
- Trzymajmy się razem! – krzyknął Marcus, po czym złapał Pete'a za ramię i pociągnął za sobą.
- Co ty planujesz? – wydyszał Edmund, próbując nadążyć za długonogim kolegą.
- Jak to? Musimy sprawdzić, co tam się dzieje! – odkrzyknął Marcus, odwracając się do niego przez ramię.
- To niebezpieczne! – zawołał do oddalających się pleców przyjaciela, ale wiedział, że nawet jeśli usłyszałby to, co w szarżującym tłumie było praktycznie niemożliwe, nie zwróciłby na to ostrzeżenie najmniejszej uwagi. Edmundowi nie pozostało nic innego, jak tylko ruszyć za nim w pościg. Biegł, aż zaczęło go kłuć w klatce piersiowej. Nigdy nie był wytrzymały. Szedł dalej dużo wolniej, trzymając się za bok. Jednak po chwili tłum zagrodził mu drogę i chłopak nie mógł zrobić ani kroku dalej z obawy przed staranowaniem. Stracił z oczu wszystkich kolegów. Zatrzymał się i ciężko dysząc, oparł ręce na kolanach. Kiedy uspokoił oddech i podniósł głowę, tłum zgęstniał jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe. Jednak Edmund musiał koniecznie odnaleźć przyjaciół! Zaczął przeciskać się przez tłum, krzycząc: „Przepraszam! Przepraszam! PRZEPRASZAM!". Kiedy przebrnął przez ludzką masę, zobaczył, jak milicja atakuje strajkujących. Ulicą jechał czołg, a ludzie uskakiwali przed nim w popłochu. Edmund wrzasnął z bezsilnej wściekłości. Gdzieś tam są jego przyjaciele, jego rodzice. MUSI ICH ODNALEŹĆ! Nie mógł jednak zrobić nic więcej, niż biernie się przyglądać. Po chwili nadbiegł Pete. Miał łzy w oczach, więc Edmund od razu wiedział, że musiało stać się coś strasznego. Pete nigdy nie płakał.
- Marcus... - wyjąkał chłopak, zanosząc się szlochem.
- Co z nim?! – wykrzyknął spanikowany Edmund.
- On... on nie żyje! – Pete ledwo mógł mówić – Tam, tam go zastrzelili! – powiedział, wskazując ręką w dość nieokreślonym kierunku.
- Gdzie? – wrzasnął Edmund, czując, jak do oczu napływają mu łzy. Marcus, jego najlepszy przyjaciel. Zawsze pełen życia, zawsze gotów do działania. Nie żyje. I już nigdy się nie zobaczą. Jednak po chwili Edmund był zmuszony się otrząsnąć. Nie miał teraz czasu na rozmyślania, musiał działać! Tak, musiał działać, właśnie tego chciałby Marcus! Chłopak poczuł nagły przypływ adrenaliny. Kazał Pete'owi poprowadzić się na miejscu wypadku.
***
Ian był zrozpaczony i pogrążony w szoku. Przed chwilą na jego oczach zastrzelono jego przyjaciela, który teraz leżał przed nim bez życia. Pete poszedł na poszukiwania Edmunda, który gdzieś zagubił się w tłumie. Kiedy wreszcie wrócili, właściwie nie wiedział jak, gdzie i kiedy postanowili ułożyć ciało Marcusa na drzwiach wyrwanych z zawiasów. Ponieśli te drzwi główną ulicą, wśród tłumu wściekłych i zrozpaczonych robotników. Marcus nie był jedyną ofiarą milicji. Zginęło około piętnastu osób. Ian szedł ulicą, czując się, jakby w brzuchu miał wielką czarną dziurę. Przełykał łzy, ale właściwie to był jakby znieczulony na to wszystko. Po prostu szedł i tyle...
CZYTASZ
''Janek Wiśniewski Padł''
KurzgeschichtenHistoria inspirowana wydarzeniami na Wybrzeżu w 1970 roku.