--3--

17 1 0
                                    

Wstałam rano z ogromnym bólem głowy. Cudem ogarnęłam się i zeszłam na dół.

Oczywiście.

Pusto.

Weszłam do kuchni i usiadłam leniwie na stole.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym czy moi rodzice mają lepsze kontakty z Jasonem niż ze mną.
Albo chociażby o informacjach o moim bracie. Nie posiadałam ich zbyt wiele.
I w lesie... ktoś wymawiał moje nazwisko. Może choroba dalej się rozwija? Albo ktoś mnie...

Stop.

Nie mogę tak myśleć. Przecież nie krążą tutaj seryjni mordercy.

A może...

Matko Clarise ogarnij się.

Zeskoczyłam ze stołu.
Przejdę się trochę po trzynastej ulicy. Przecież nic się nie stanie jak nie pójdę na matematykę... nie?
Wzięłam do ręki tasak i wyszłam tylnymi drzwiami. Schowałam tasak pod swetrem i trzasnęłam drzwiami. Szybkim krokiem zmierzałam do 13 ulicy. Przeszłam przez ulicę.

I jestem.

Spojrzałam na pęknięty, drewniany znak z napisem "13". Był pokryty mchem i wyglądał jakby miał się za chwilę złamać.
Uśmiechnęłam się szeroko i szyderczo.
Zaczęłam iść wydeptaną ścieżką.
Szłam szybkim krokiem. Nie ma żadnych domów czy słupów elektrycznych.
Przede mną sam Las.
Zaśmiałam się pod nosem i wkroczyłam w głąb lasu.
Momentalnie się rozluźniłam i powoli wyciągnęłam spod swetra tasak. Obojętnie wymachiwałam nim to w prawo i lewo.
Na drzewach robiłam znaki podobne do Marble Hornes.
Sama nie widziałam dlaczego.
Wiedziałam którędy wrócić więc nasuwa się pytanie:
Dlaczego tak się zachowuję?

Rzuciłam plecak na ziemię. Z uśmiechem na twarzy oparłam się o drzewo i kręciłam tasakiem w rękach.
Nagle zobaczyłam na moich rekach krew. Skapywała mi powolutku z mojej dłoni na ziemię.
Zaczęłam się kaleczyć.
Kurwa Clarise co Ty wyprawiasz?

Moja. Głowa. Pęka.

Pod wpływem nagłego bólu głowy rzuciłam tasak na ziemię.
Zatkałam uszy. To jakieś tortury.
W głowie słyszałam głośne szepty.
Szeptały coś...
Coś...
Nagle ktoś zasłonił mi szmatką usta.
Zaczęłam się wyrywać. Kopnęłam "tego kogoś" do tyłu.
Usłyszałam tylko trzask gałęzi.

Czułam jak moje oczy pokrywa czerń. Czułam w tej chwili jedynie wściekłość. Chwyciłam szmatkę przylegającą do mych ust i rzuciłam ją na ziemię. Szybko chwyciłam tasak i podniosłam wzrok.
Przez chwilę umknął mi obraz jakiegoś fagasa w goglach.
Co tu się do cholery dzieje?

Zmrużyłam oczy i przez dosłownie sekundę wpatrywałam się w oczy tego fagasa przenikające przez żółte szybki od gogli.
Zacisnęłam mocniej rączkę tasaka i zaczęłam krążyć wokół miejsca przebywania szmatki. Kucnęłam i wzięłam szmatkę do rąk.
Pachniała odużającą substancją.
Warknęłam pod nosem.
Zaczęłam się wściekle rozglądać.
Po chwili jednak spojrzałam na tasak. Odbijała się tam moja twarz.
Spojrzałam sobie w oczy i zamarłam.
Moje oczy były całkiem czarne, jakby źrenica pokryła całe moje oczy.
Tasak gwałtownie wypadł mi z rąk.
Poczułam jak odpływam.

Perspektywa Jasona:
Stałem na przystanku jak zwykle punktualnie.
Nigdzie nie widziałem Clarise.
Autobus podjechał pod przystanek.
Moja głowa była przepełniona myślami:
"Dlaczego jej nie ma?", "Stało się coś złego?"
Może miała jakiś ważny powód?

Usiadłem na krześle.
Wpatrywałem się w podłogę.
Może źle się poczuła?

Przestań o niej myśleć Jason.

Wysiadłem z autobusu.
Ah ta rutyna...
Ogarnąłem się i poszłem pod klasę.
Odliczałem nerwowo czas do lekcji.

Perspektywa Clarise:
Wiedziałam ze byłam obecna tylko ciałem a nie myślami.
Nie czułam nic. Ruchu, zimna, ciepła, jasności.
Nic.
Miałam przed sobą pustkę.

Nagle otworzyłam oczy. Znajdowałam się w ciemnym pomieszczeniu gdzie jedynym źródłem światła było okno.
Byłam ciasno związana. Tak ciasno że coraz ciężej oddychałam.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
Nie czułam strachu. Ani smutku czy wściekłości. Byłam obojętna. Mimo to czułam jak zbierają mi się łzy w oczach.
Gdzie ja do cholery jestem?
-- Widzę że buntowniczka się w końcu obudziła. -- Usłyszałam.
Nie umiałam wydusić z siebie ani jednego słowa. Jebany sznur.
Zobaczyłam w cieniu gogle...
Maskę...
Siekierę...
-- Toby?! -- Krzyknęłam ze zdziwienia. Sznur się trochę poluźnił.
Usłyszałam obok siebie śmiech.
-- Mówiłem że wie kim jesteśmy. -- Spojrzałam w stronę z której wydobył się ten głos.
-- Niby skąd? -- Toby wstał.
-- Sama jest jedną z nas. -- Poczułam narastający gniew.
Toby spojrzał na mnie. Po chwili do mnie podszedł i chwycił za podbródek.
-- No to witaj w naszych skromnych progach. -- Zaśmiał się.
Po chwili dotarło do mnie że w kącie stoi niejaki Jeff The Killer.
Podszedł do mnie.
-- Jak się czujesz? Nie skaczesz z radości z ryjem jak ja? -- Na to wspomnienie poczułam zażenowanie.
-- P-Przepraszam... -- Czułam jak tracę siły. Spojrzałam na Jeffa.
-- Zamknij się. -- Jeff wyszedł a Toby powoli zamknął drzwi.
-- Teraz sobie tu trochę posiedzisz. -- Spojrzałam z przerażeniem na co on zamknął drzwi.
Zaczęłam się szarpać.
Czułam jak podnosi mi się ciśnienie.
Oni istnieją!
To nie były zwykłe wizje!
-- Wiedziałam... Wiedziałam...! -- Zaczęłam lekko dyszeć.
Lina trochę się poluzowała ale nadal czułam dyskomfort.
Zobaczyłam plamę krwi.
Nieprzytomna i zmęczona opadłam na zimną murawę.

Przepraszam że rozdział trochę krótszy ale nie miałam czasu więc daję co mam. Do następnego!
                                   ~Tajemnicza

Bloody DollyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz