VIII

480 70 3
                                    

Wciąż siedział wygodnie na krześle, pochylając się nad stołem, opierając łokcie o jego blat. Obserwował ją uważnie. Niczym drapieżnik zwijający się w sobie przed atakiem na swoją ofiarę.
- Czy zabawa w Boga nie byłaby świetna? - zapytał, niedbale otrzepując papierosa z popiołu. - To musi być cudowne uczucie, gdy masz władzę nad czyimś życiem i możesz je zakończyć, gdy tylko najdzie cię na to ochota.
- Ludzie umierają codziennie z błahych i zdawałoby się głupich powodów. Niezmiernie łatwo ściągnąć na kogoś śmierć. To nie ma nic wspólnego z władzą. Ot suma niezliczonej ilości czynników - odparła spokojnie, rozgniatając niedopałek wśród innych.
- Zupełnie inaczej się sytuacja przedstawia, gdy sama jesteś tym czynnikiem. Kiedy przykładasz nóż do ludzkiego ciała to zyskujesz władzę. Masz znaczący wpływ na to, co się stanie...
Faktycznie. Jeśli przyłożyłaby ostrze do klatki piersiowej Kellsa to wystarczyłoby podjąć decyzję o pchnięciu, by pozbawić go życia. Można uznać, że to ona posiadała władzę. Jednak co jeśli sam naparłby piersią na nóż i przebił swe serce? Wtedy to byłby jego wybór. Więc byliby niemal równi w tej sytuacji mimo wszelkich okoliczności. Dodatkowo wiele czynników mogłoby wpłynąć na to, że śmiertelny cios zostałby zadany mimowolnie lub przez przypadek. Na to jednak były niewielkie szanse. Lauren miała okazję uśmiercić mężczyznę, a jednak sam jej się wywinął. Co prawda w ramiona śmierci lecz udał się tam niejako dobrowolnie. Mogła jedynie odczuwać satysfakcję z tego ile bólu mu uprzednio sprawiła.

Zaraz po dokonaniu swojego szokującego odkrycia Lauren wróciła do mieszkania Camili, by ją o tym poinformować. Po podobnych rewelacjach obie nie mogły zaznać już snu. Zresztą Cabello najpierw chciała zobaczyć zwłoki, by upewnić się czy na pewno ich więzień wyzionął ducha. Stojąc już przed denatem zasłoniła usta dłonią. Pomimo tego, że ujrzała ciało na własne oczy to wciąż nie potrafiła w to w pełni uwierzyć.
- Ja pierdolę, zabiłaś go, Lauren - wykrztusiła po chwili.
- Co ty nie powiesz? - warknęła Jauregui, nie panując już nad głosem.
- Co teraz zrobimy? Zostawimy go tak tutaj? - dopytywała brązowooka, wodząc wzrokiem po ciemnym pomieszczeniu, w którym się znajdowały.
- Kurwa, nie. Musimy się go pozbyć - oświadczyła pewnie zielonooka.
Jak na osobę, która przyczyniła się do czyjegoś zgonu zachowywała niespodziewany spokój. Zresztą zawsze starała się utrzymywać jasność umysłu i myśleć logicznie bez względu na sytuację.
- To co z nim zrobimy?
Lauren przysiadła na jednym z wciąż nadających się do użytku krzeseł, podpierając łokcie na kolanach i opierając czoło na splecionych dłoniach. Musiała wszystko dokładnie przemyśleć i opracować swój plan działania. Musiał być idealny.
- Mam pewien plan. Ufasz mi, Camz? - zwróciła się do niej.
- Co to za pytanie?
- Odpowiedz: tak czy nie - ponagliła ją dość ostrym tonem.
Camila zacisnęła mocno wargi, zastanawiając się nad tym, co powinna powiedzieć. W końcu jednak odważyła się, by otworzyć usta.
- Tak, Lauren. Ufam ci - odparła z lekkim ociąganiem.
Jauregui sięgnęła do kieszeni jeansów i rzuciła jej kluczyki od swojego samochodu, które brązowooka z trudem złapała.
- Przynieś mi z auta skrzynkę z narzędziami i latarkę. Będę potrzebowała jakiegoś oświetlenia. Liczę na ciebie - poleciła jej smętnym głosem.
Camila posłusznie udała się do zaparkowanego w pobliżu samochodu, by otworzyć jego bagażnik. Znalazła tam odpowiednie przedmioty bez większego trudu po czym wróciła do środka. Stanęła jak wryta, spoglądając jak u stóp Lauren leży na wznak odwiązany trup. Studentka trzymała w dłoniach jego ramię, by następnie mocnym kopniakiem ciężko obutej stopy wyłamać je z barku. W ten sposób starała się zwalczyć stężenie pośmiertne, które sprawiło, że nieboszczyk nie chciał współpracować. Jauregui chciała w ten sposób chociaż nieco zmodyfikować ułożenie jego ciała, by zapewnić sobie łatwiejszy materiał do pracy.
- Jesteś... To dobrze. Daj mi tę skrzynkę i poświeć na niego latarką. Muszę mieć dobry widok - poleciła wciąż stojącej jak sparaliżowana tancerce, która natychmiast wyrwała się ze swego rodzaju transu i podbiegła, by postawić przy niej narzędzia i oświetlić martwe ciało.
Przeraził ją widok zmasakrowanych zwłok, które napawały ją również obrzydzeniem. Zerknęła jeszcze na Lauren, która wyjęła ze swego podręcznego inwentarza dłuto i młotek. Nie wiedziała co dziewczyna zamierza zrobić dopóki nie zobaczyła jak zielonooka wkłada ostrze w potężne rozcięcie na twarzy trupa biegnące od kącików ust w stronę uszu. Następnie zamachnęła się młotkiem, uderzając w dłuto, pod którego naporem skruszyły się kości spajające staw żuchwowo-skroniowy. Camila obserwowała jak dolna szczęka pod wpływem uderzenia odskoczyła nieznacznie. Czuła jak robi jej się niedobrze. Lauren wciąż pozostawała niewzruszona. Wyglądała jakby po prostu wykonywała kolejną pracę, którą musiała dokończyć. Przeniosła się na drugą stronę, by podobnie potraktować pozostały staw i wyrwać żuchwę ze swojego miejsca. Cabello z trudem powstrzymywała mdłości.
- Po co to wszystko? - spytała.
- Uzębienie może stanowić podstawę do identyfikacji zwłok. Gdyby go znaleźli to chcę im nieco utrudnić zadanie - odpowiedziała beznamiętnie.
- Czemu ktoś miałby go odnaleźć? Nie sprawisz, że po prostu zniknie na zawsze?
- Postaram się, ale nie zawsze wszystko może pójść po naszej myśli. A zdecydowanie lepiej dla nas, by w razie czego zwłoki były jak najdłużej niezidentyfikowane. Wtedy ci z działu zabójstw mają utrudnioną robotę - wyjaśniła spokojnie jakby wykładała jakieś oczywistości małemu dziecku.
Wiedziała mniej więcej jak to funkcjonuje. Studiowała przez jakiś czas medycynę, oglądała telewizję. W ciągu swojego życia zdążyła przyswoić wystarczającą dawkę wiedzy, która teraz miała się dla niej okazać przydatna. Planowała doskonałą utylizację tego ludzkiego odpadka.
Camila zamilkła i obserwowała jak Lauren rytmicznie uderza młotkiem w trzymają żuchwę, by wybić z niej zęby, które miażdżyła następnie na podłogowych deskach. Nie sądziła, że będzie musiała sama brać w tym udział.
- Możesz mi pomóc, Camz? - zapytała ją Lauren, spoglądając na nią swoimi zimnymi zielonymi oczami.
- Co mam zrobić? - spytała z przestrachem.
- Stań nad nim. Ściśnij jego głowę nogami, by się nie ruszała - odparła studentka.
Cabello miała pewne obiekcje, ale widząc naglące spojrzenie dziewczyny, wykonała jej polecenie. Jauregui po raz kolejny brała silne zamachy młotkiem, a Camila nie mogła się pozbyć wrażenia, że czuje jak fragmenty zębów i kości pryskają na jej jeansy. Oczywiście to niemożliwe, by coś takiego odczuła, ale wciąż nie mogła się pozbyć tej odrażającej myśli i mylnego uczucia, gdy ściskała głowę denata między kostkami swoich nóg. Nawet jeśli zamknęła oczy to słyszała niemiły dla ucha zgrzyt i chrzęst, który stale przypominał jej o tym, co właśnie się działo.
Lauren skończyła swoje zadanie i sięgnęła po nóż myśliwski, który nosiła ze sobą od jakiegoś czasu. Sięgnęła po trupią dłoń i zaczęła powoli nacinać skórę jej palców. Początkowo chciała jedynie odciąć fragment zawierający linie papilarne. Jednak ostrze weszło głębiej w ciało rozcinając przy okazji tkanki mięśni i ścięgien. Zielonooka była miłośniczką sztuki i niemal natychmiast przypomniała sobie o Rembrandcie. Dlatego postanowiła skórowanie dłoni zamienić w małe przedstawienie.
- Camzi, kojarzysz może obraz "Lekcja anatomii doktora Tulpa"? - zapytała ją.
Camila otworzyła przymknięte dotąd powieki i spojrzała na to, co robiła zielonooka. Chyba postanowiła zamienić ciało swojej ofiary w reprodukcję tego obrazu. Dłoń była pozbawiona skóry, którą Jauregui rozdzieliła także na przedramieniu denata. Cabello miała idealny wgląd na anatomię ludzką. Zarówno na kości, od których Lauren mniej lub bardziej karkołomnym wysiłkiem oddzieliła mięso, jak i całą resztę. Mogła obserwować zesztywniałe mięśnie denata oraz żyły, które również dziewczyna wyeksponowała. Brązowooka zdecydowanie nie była fanką takich widoków. Widząc obdarte z warstw ludzkie ciało, nie mogła dłużej się już powstrzymywać. Odbiegła w kąt pomieszczenia, gdzie zwymiotowała na podłogę.
Lauren spojrzała na nią z widoczną troską. Nie spodziewała się po niej tak wrażliwej reakcji. Może to dlatego, że dla niej było to jedynie ciało. Coś naturalnego i zdecydowanie nie wiązało się ze strachem czy obrzydzeniem. Nie przeszkadzał jej także bijący od zwłok zapach, który mógł świadczyć o tym, że proces gnicia twa w najlepsze chociaż nie odznacza się jeszcze zielonkawym zabarwieniem skóry.
- Nie zanieczyszczaj miejsca zbrodni - upomniała ją łagodnie po czym spojrzała na metalowe wiadro, w którym przynosiły jeszcze nie tak dawno wodę, którą oblewały mężczyznę.
- Pójdź po wodę z pobliskiego stawu. Dobrze ci zrobi jak się przewietrzysz - zaproponowała, a Cabello chwyciła kubeł i posłusznie wyszła z chatki.
Wyraźnie nie służył jej roztaczający się wokół zapach śmierci i rozkładu, który trawił nie tylko trupa, ale i całą drewnianą konstrukcję, która mimo sukcesywnego dążenia do rozpadu wciąż była w stanie służyć im jako kryjówka.
Zanim Camila powróciła, studentka zdążyła zdjąć skórę z liniami papilarnymi ze wszystkich palców i spalić owe fragmenty ludzkiego ciała na kilku kawałkach drewna, włożonych do kominka. Brązowooka wróciła wkrótce do pomieszczenia wypełnionego teraz również odorem spalenizny i kubłem zimnej wody zmyła zalegające na podłodze resztki i nieczystości. Lauren przytuliła ją od tyłu, zamykając w opiekuńczym objęciu swych ramion. Nie mogła pozwolić, by jej ukochanej coś się stało. Najwyraźniej przeżyła już wystarczającą dawkę szoku i nie zasługiwała na więcej.
- Odwiozę cię do domu - szepnęła w jej włosy, składając uprzednio krótki i czuły pocałunek na boku jej głowy. - Resztą zajmę się sama... Ty się o nic nie martw.
Camila przytaknęła jej. Niespełna w kilkanaście minut później była już we własnym mieszkaniu, gdzie Jauregui szybko się odświeżyła pod prysznicem i zmieniła ubrania przed przystąpieniem do kolejnej fazy swojego planu.
Pojechała do kilku różnych sklepów, gdzie zakupiła po butelce wybielacza i kilka nic nieznaczących przedmiotów. Za każdym razem płaciła gotówką. Dopiero wtedy mogła wrócić na miejsce zbrodni, by powoli zacząć zacierać po sobie ślady. Zaczęła od przeniesienia trupa do samochodu, którym jeździł za życia. Nie należało to do prostych. Przeniosła go najpierw na foliową płachtę zakupioną w sklepie budowlanym. W ten sposób nieco łatwiej było jej zaciągnąć denata do pojazdu. Zresztą po ostatnim kontakcie z nim doszła do wniosku, że powinna się pospieszyć z całą akcją. Na jego ciele była w stanie dostrzec zieloną plamę powstałą na brzuchu i świadczącą o rozkładzie jelita grubego. Wolała pozbyć się zwłok zanim kompletnie się rozłożą. Dobrze, że w pobliżu domku zachowała auto mężczyzny. W dodatku pozbawione już tablic rejestracyjnych, które wyrzuciła do śmietnika na drugim końcu miasta jakiś czas temu. Teraz musiała jedynie użyć wybielacza, by zniszczyć ślady krwi jakie pozostawiła na swoich narzędziach, a także w samej chacie. Musiała wszystko przetrzeć i upewnić się czy nic nie przeoczyła. Nawet cholernego niedopałka, na których mogłaby pozostawić swoje DNA. Praca była co prawda trudna lecz starała się z niej wywiązać jak najlepiej. Dopiero po wysprzątaniu swojej kryjówki schowała wszystkie należące do niej przedmioty do własnego auta i wsiadła do tego, w którym znajdował się denat. Musiała teraz tylko pozbyć się zwłok. Na pewno nie chciała ich utopić. W końcu wypłynąłby w stanie większego lub mniejszego rozkładu. Ta opcja zdecydowanie odpadała. Mogła też go zakopać. Jednak stwierdziła, że to rozwiązanie również posiada pewne mankamenty i wolała z nimi nie ryzykować. Pozostało ostatnie. Spalić.
Zamieni go w kawałek węgla, niezdolny w żadnym stopniu do identyfikacji. Ufała sobie. Wiedziała, że zrobiła wszystko, by nikt nie był w stanie do niej dotrzeć po odnalezieniu resztek. Z kanistrem benzyny na przednim siedzeniu pasażera ruszyła przed siebie. Musiała odjechać nieco dalej. Do chaty mogła wrócić pieszo. Zatrzymała się na jakiejś polanie. Zaciągnęła hamulec, przekręciła kluczyki w stacyjce i odetchnęła głośno. Zastanawiała się cały czas jak to możliwe, że wpakowała się w takie coś. Czemu dla jednej dziewczyny była zdolna posunąć się do czegoś takiego? Jednak było za późno. Mogła tylko dokończyć swojego dzieła. Odgarnęła jeszcze swoje kruczoczarne włosy do tyłu i wysiadła z auta, chwytając kanister. Obficie oblała benzyną tylne siedzenie samochodu, na którym leżał trup, a potem skupiła się na pozostałych elementach auta. Miała nadzieję, że efekt spalania osiągnie jak najlepszy. Nawet jeśli pojazd nie osiągnie temperatury pieca krematoryjnego. Teraz wystarczył tylko jeden ruch.
Jauregui sięgnęła po paczkę papierosów, którą miała w tylnej kieszeni spodni i wysunęła jednego. Umieściła go między wargami i odpaliła za pomocą zapalniczki, którą następnie cisnęła na widniejącą kilka metrów dalej plamę benzyny. Eksplodowały płomienie, wyrzucając w górę języki ognia i smugi czarnego dymu. W powietrzu zaczął się roznosić nieprzyjemny zapach trawionych przez żywioł materiałów. Lauren podziwiała ten widok przez dobrych kilka sekund, zaciągając się papierosem. Dopiero, gdy widok ten utrwalił się w jej umyśle, odwróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną do swojej dawnej kryjówki.

Naranja es el nuevo Negro ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz