Rozdział 5

36 4 0
                                    

Daleko za granicami ostatnich okręgów Rukongai stał stary, zrujnowany zamek. Na pierwszy rzut oka opustoszały. Wybite szyby zionęły pustką, a dziury w dachu wywoływały nieprzyjemny dreszcz i poczucie iż budynek jest nawiedzony. Wydobywające się od czasu do czasu zza murów dziwne wyjące dźwięki, odstraszały tylko potencjalnie ciekawskie dusze przed zwiedzaniem ów miejsca. Wielkie pędy trującego bluszczu strzegły niejako wejść do posiadłości.
Wszystko to jednak było tylko przykrywką dla pomieszkujących tam chwilowo Zakonu Domadorów. Za pomocą wynalezionych przez nich Kidou iIuzji zamaskowali prawdziwy wygląd budynku, chroniąc tym samym siebie i swoje plany przed nieproszonymi gośćmi. Nie chcieli póki co się ujawniać.
Historia Zakonu Domadorów jest tak stara jak historia powstania pierwszych Shinigami. Jednakże nikt nie zna konkretów. Jedni mawiają, że powstali by czci Hachimana i czcigodną Amaterasu, lecz któryś z dowódców Zakonu zboczył z tej chwalebnej ścieżki. Inni mówią, że pierwszy założyciel Zakonu, Yaiba zakochany był w jednej z córek dwóch bóstw. Jednak odtrącony poprzysiągł zemstę. Z kolei niektórzy opowiadają o wielkim ogniu, który opętał 10 dowódcę Zakonu. Nikt jednak nie znał prawdy. Oprócz tego, że pierwotnie Zakon był stworzony do czczenia Wielkiej Dwójki i ich szlachetnego rodu.

W jednej z głównych sal posiadłości stał wysoki blondyn. Patrzył na wschodzący księżyc. Była pełnia. Trzecia odkąd pojawili się w Rukongai i jak do tej pory wszystko szło zgodnie z ich planem. Yamamoto bojąc się tego, że mogliby odnaleźć Wyklęte Dzieci, sam sprowadził je prosto do paszczy lwa. Prawda jednak była taka, że Zakon choćby nie wiem jak się starał i jak skomplikowane Kidou wymyślił nie byłby w stanie odnaleźć, żadnego z Wyklętych bez choćby kropli krwi jednego z rodziców. Ale cóż. Głównodzowądzy Gotei 13 wykonał za nich tą trudniejszą część planu, wystarczyło go odpowiednio podpuścić.
Wielkie dębowe drzwi skrzypnęły, a do pomieszczenia wsunął się po cichu niski i wątły mężczyzna, cały odziany w czerń. Idealny szpieg.
- Dowódco, informuję, że Dzieci Wyklęte dotarły do Seireitei. Aktualnie znajdują się w Akademii Shino. Chwilo brak wiadomości o tym jak są pilnowane – powiedział rzeczowo nowo przybyły patrząc na plecy blondyna.
- A co z Feniks? – spytał nie patrząc nawet na swojego podwładnego. Na czole mężczyzny pojawiła się zmarszczka. Miał nadzieję, że zła część potomkini Wielkiej Dwójki nadal siedzi zamknięta w jaźni i nie uwolni się nim nie przygotują wszystkiego do rytuału.
- Nie wykryto aktywności fal beta w okolicy Królowej. Feniks nadal jest w stanie letargu – odparł mężczyzna w czerni.
- To bardzo dobre wieści. Możesz odejść – odparł blondyn. Na jego ustach błąkał się szaleńczy uśmiech. Z kieszeni wyciągnął zdjęcie, na którym była uśmiechnięta, rudowłosa kobieta posiadające piękne jasnoniebieskie oczy.
- Nie udało ci się jej przede mną schować Amayo. Kolejny raz pogrążyły cię osoby, którym ufałaś do końca. Ale teraz już nic z tym nie zrobisz. Ona jest moja. Obie są moje – powiedział patrząc na fotografię. Chwilę później spalił ją śmiejąc się szaleńczo.

* * * * *

Ina siedziała na parapecie obserwując wschód słońca. Nie zmrużyła oka, a gdzieś po 3 w nocy zaczęły nawiedzać ją dziwne przeczucia, że stanie się coś złego. Alones wczoraj wieczorem streściła jej mniej więcej zasady jakie tu panowały. Właściwie mieli pełną swobodę. Mogli poruszać się po całym Seireitei, odwiedzać jak chcieli wszystkie Oddziały i koszary. Mieli tylko jeden zakaz – nie mogli wychodzić po za obręb Dworu Czystych Dusz, Rukongai było więc zakazane. Jednakże to tam, ciągnęło białooką najbardziej. Jakby czuła, że znajdzie tam coś czego na pewno nie było w domu Shinigami. Wiedziała, że musi zajrzeć tam, gdzie przebywały zwykłe dusze.
Kiedy zegar na ścieni pokazał godzinę siódmą zeskoczyła z parapetu i ruszyła w stronę drzwi. I już prawie nacisnęła klamkę i wyszła, w drzwiach od kuchni pojawiła się Alones.
- A ty gdzie się wybierasz? – spytała patrząc na przyjaciółkę
- Na spacer – odparła wymijająco rudowłosa. Wiedziała, że jeżeli postoi chwilę dłużej patrząc brązowołosej w oczy, ta domyśli się co tłucze się po jej pustej głowie.
- Tak od razu chcesz łamać zakazy Ina? Nie możesz poczekać paru dni zanim pójdziesz do Rukongai? – padło kolejne pytanie. Teraz musiała być szczera. Była pewna, że Al jej nie wyda, nawet jeśli z nią nie pójdzie.
- Nie, nie mogę. Czuję, że właśnie tam jest ukryta prawda. Że właśnie tam odnajdę odpowiedzi na moje pytania. Nie wiem czy ciebie i resztę też dręczy przeszłość tak jak mnie. Wiem tylko, że teraz, jak już tu jestem, to zrobię wszystko żeby dowiedzieć się co się stało – odparła patrząc pewnie na przyjaciółkę. Zielonooka westchnęła głośno. Chwyciła sweter leżący na krześle. Nie była pewna, czy jest jej, ale nie obchodziło jej to.
- No to chodźmy. Tylko łatwo nie będzie. Przejść do Rukongai ponoć ktoś strzeże, ale nie wiem kto – powiedziała uśmiechając się do rudowłosej ciepło. Ina odpowiedziała tym samym.

Przez całą drogę do Sekkiseki nie odzywały się do siebie. Każda pogrążona w swoich myślach. Alones cały czas martwiła się o Inę. Wiedziała, że to nie prawdy o przeszłości szukała w Rukongai, tylko dziecka, które teraz pewnie jest już mężczyzną. Był jej przyjacielem, gdy była mała. Brązowowłosa z początku sądziła, że to jakieś jej urojenia, jednakże nigdy jej tego nie powiedziała. Teraz jednak widziała, że rudowłosa od zawsze mówiła prawdę. Obie jednak nie wiedziały ile z jej wizji i nocnych marów było prawdą, a ile wołaniem jej podświadomości o pomoc.
- Czy przydatkiem ta brama nie powinna być zamknięta? Lub chociaż tak jak mówiłaś pilnowana? Ten stary pryk aż się sam prosi o łamanie swoich durnych zakazów – mruknęła pod nosem białooka przechodząc niepewnie do pierwszego okręgu Rukongai. Rozejrzała się w lewo i w prawo zastanawiając się dokąd teraz ma iść. Przerażało ją to, jak duża różnica była widoczna między warunkami jakie panowały w Seireitei a tu. Zabiedzone małe domki, w których żyły zwykłe dusze. A to dopiero początek. Spodziewała się, iż dalej będzie tylko gorzej.
- Chodź tędy – szepnęła nagle ciągnąc Alones w tylko sobie znanym kierunku. Coś tak jakby jej zaświtało na końcu myśli.
Na ulicach powoli zaczęły pojawiać się stragany z różnościami. Od jedzenia, przez artykuły domowego użytku na biżuterii i paciorkach kończąc. Jednak nie to było aktualnym celem rudowłosej. Ona widziała, tylko czubki drzew. Wiedziała, że niedaleko zaczyna się las. Że były tylko rzut beretem od jego skraju. A tam... Tam czekało wspomnienie.
- Ina, nie pędź tak! Nie nadążam – krzyknęła Alones obserwując plecy przyjaciółki. Białooka nie zauważyła nawet jak puściła rękaw swetra brązowowłosej. Gdzieś w tyle jej czaszki zaczął majaczyć obraz. Słyszała dźwięk dwóch roześmianych dzieci. Nie widziała ich wyraźnie, ale czuła, że wystarczy przejść jeszcze parę kroków i dostanie w końcu to czego tak bardzo pragnęła – namiastkę przeszłości. Była już niemal u celu. Dotykała jaźnią mglistego całunu naciągniętego na świat zamknięty w drewnianej szkatułce w jej głowie. Jednak nie było jej jeszcze dane. Niecałe dziesięć kroków od skraju lasu uderzyła w coś czarnego i twarde. Opadła miękko tyłkiem na ziemię. Drewniane wieko zatrzasnęło się z hukiem, pozostawiając pustkę w jej sercu i głowie. Miała ochotę krzyczeć i płakać ze złości i bezsilności.
- Zdaje się, że miałyście nie przychodzić do Rukongai bez zgody – usłyszała nad sobą ochrypły głos, który każdego innego wprawiłby w osłupienie. Inę jednak jeszcze bardziej zezłościł. Siedząc nadal na brudnej ziemi spojrzała do góry. I oto ujrzała tego samego Kapitana, które wczorajszego wieczoru tak kpiarsko patrzył się jej w oczy. Krew w niej zawrzała.
- A gówno ci do tego. Gdyby ten stary pierdziel zamykał swoje drzwiczki jak trzeba, to by mnie tu nie było – warknęła zła i bezsilna. W tym momencie nie miała żadnego szacunku, do wszystkich Kapitanów Gotei 13 jak i dla każdego z osobna. A ten czarnowłosy typek z opaską na oku wkurzał ją najbardziej.
Zaraki uniósł brew zaskoczony tym nagłym atakiem. Nie spodziewał się, że dziewczyna może tak agresywnie zareagować na to iż została przyłapana na łamaniu zakazów. Jednakże, ta rudowłosa spodobała mu się już wczoraj. Biła od niej niesamowita siła i gotowość do walki. Czuł, że będzie z niej wspaniały wojownik i jeszcze lepszy kompan do rozrywkowych walk w koszarach. Dlatego postanowił chwilowo nie wyciągać samemu konsekwencji. W głowie zrodził mu się zalążek idealnego planu.
Ina powoli pozbierała się do kupy i ruszyła w stronę Alones, która stała na uboczu obserwując całą sytuację. Prawdę powiedziawszy bała się tego wielkiego mężczyzny. A już na pewno nie wyskoczyłaby do niego z takim tekstem jak przyjaciółka.
- Na pewno zostaną wyciągnięte z tego konsekwencje. Już zadbam o to by została ci przydzielona odpowiednia ochrona i gdyby nie to, że mam swoje rozkazy do wykonania to osobiście zaprowadziłbym cię do Generała – krzyknął za nią Kenpachi. W głowie zrodził mu się szatański plan. Postanowił trzymać dziewczynę blisko siebie na wypadek gdyby przebudziły się w niej jakieś super moce, jak w Kurosakim kiedyś. A on będzie na miejscu gotów do walki. Uśmiechnął się do swoich myśli.
- A spierdalaj! – krzyknęła Ina pokazując mu na odchodne środkowy palec.

Story of Yamamoto InaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz