~1~

20 4 2
                                    

POV Libby

Droga do miejsca zwanego szkołą minęła mi jak zwykle. Szłam tą samą drogą, ubrana w ten sam mundurek szkolny ,w codziennej tej samej fryzurze, z tym samym wyrazem twarzy, mijając te same domy i słuchając tej samej muzyki co zawsze.

Dla wielu osób może być to nudną, a do tego nieznośną, melancholijną torturą, lecz dla mnie to tylko jeden ze środków bezpieczeństwa. Mają one ochronić mnie przed spontanicznymi wydarzeniami i ludźmi, pragnącymi zakłócić moją harmonie.

W mgnieniu oka dotarłam na dworzec i zajęłam swoje stałe miejsce przy oknie na samym końcu pociągu.

Lubie tam siedzieć. Spoglądam wtedy na otaczających mnie ludzi. Każdy z nich śpieszy się gdzieś, jakby ich życie było jednym wielkim wyścigiem. Wyścigiem bez zaplanowanej mety, będącej najważniejszą rzeczą podróży.

***

Dzień w szkole bardzo się ciągną. Przez nie przespaną noc ledwo przesiedziałam na lekcji z otwartymi oczami. Budził mnie jedynie skrzeczliwy głos mojej nauczycielki od niemieckiego pani Pilis. Mówiącej bodajże o jakimś klamocie[1] jeśli się nie mylę,lecz nie mam pojęcia co to ma do tego języka.

Nim się obejrzałam zadzwonił dzwonek oznajmiający wszystkim ,że mają całe 15 minut przed rozpoczęciem kolejnej lekcji.

Z poczuciem euforii wyszłam z klasy i wolnym krokiem szłam w kierunku stołówki.

-Li,Li- usłyszałam znajomy krzyk, więc szukałam źródła wrzasku- tu jestem ślepa kozo!

Ahh te pieszczotliwie teksty mogły powstać tylko w jednej głowie i wydobyć się z jednych ust. Mojej głupiej, najlepszej przyjaciółki Nicole.

Dziewczyna z wielkim uśmiecham na twarzy biegła w moją stronę, wymagając przy tym rękami.

Cała ona zawsze musiała przyciągać uwagę wszystkich ludzi. Kochała być w centrum uwagi. Każdy kogo spotkała musiał ją znać
i wiedzieć kim jest.
Nie przeszkadza mi to.
Kocham ją za to jaka jest, że jest ze mną od naszego pierwszego spotkania.
Jest wyrozumiała,pomocna
i odgrywa rolę mojego anioła pomagającego mi w zwalczaniu mojego uzależnienia- perfekcyjnego planowania. Lecz jej moc nie jest wystarczająco silna.

-Hej "ślepa kozo"- odpowiedziałam jej z rażącym sarkazmem w głosie.

Ni przytuliła mnie i zaczęła się śmiać.

-Idziesz na stołówkę?-zapytała. Odpowiedziałam jej lekkim skinieniem głowy.- To dobrze bo jestem tak cholernie głodna, że mój żołądek pożera sam, siebie. 

Stołówka, miejsce którego szczerze nienawidzę. Nie dość,  że zbierają się tu wszyscy uczniowie w jednym czasie, to jeszcze można  w łatwy sposób narazić się na coś czego nie zaplanowałam. Ludzie zachowują się tu jak dzikusy walczące o ostatni kęs pożywienia.  Jak w dżungli samce rywalizują ze sobą ,aby zaimponować samicą o mózgu wielkości orzeszka ziemnego, nie obrażając oczywiście orzeszków, uwielbiam je.

Ni kierowała się w stronę jedynego wolnego stolika w całej stołówce. Już miałyśmy zasiadać do naszego zasłużonego siedziska ,kiedy jakaś ogromna muskularna postać wpadła na mnie z tak ogromną siłą, że z impetem upadłam na ziemie uderzając głowa o podłogę. Przed oczami zobaczyłam jedynie kilka przypadkowych scen z mojego życia, nie mających w sobie nic przyjemnego. Były to jedynie miliony nie przespanych nocy, tryliony zażytych tabletek nasennych i planów.

---------------------------------------------------------------------------------------------

[1] "Klamotten" - ciuch po niemiecku w potocznym znaczeniu. Libby nie uważała na lekcji i zamiast pierwotnej nazwy usłyszała to co chciała.

Witajcie kochani !

Mamy już pierwszy rozdział. Cóż za zaskakujący zwrot akcji, nieprawdaż ?                                           Serdecznie zapraszam na dalsze losy Libby. Dziękuje, że ze mną jesteście i mnie wspieracie!

-Forgotten soul-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz