Próby do koncertu szły jak najlepiej. Aaron ułożył nam dokładny rozkład dnia i przeniósł ważne rzeczy na przyszły tydzień. Miałem po dziurki w nosie tych wszystkich nachalnych dziennikarzy. Nasz zespół potrzebował odpoczynku.
Ułożyłem się wygodnie na kanapie w studiu, przymykając oczy. Chwila błogości nie trwała jednak długo, kiedy wyrósł przede mną Apollo.
– Masz gościa – mruknął, unosząc brew.
Wydając głośny jęk, podniosłem się, kierując do wyjścia.– Kimkolwiek jesteś, radzę spierdalać! – wykrzynąłem, odchylając w tył głowę. Fanka, paparazzi, Święty Mikołaj. Naprawdę miałem dość.
Otworzyłem drzwi, stając twarzą w twarz ze starym znajomym. Uśmiechał się cierpko, mając ręce głęboko w kieszeniach.
– Nie zajmę ci dużo czasu. Wyjdź na chwilę.
Przewróciłem oczami, sięgając po płaszcz. Wyszedłem przed dom, przymykając za sobą drzwi.
– Mam do ciebie sprawę, Gilbercie. Dość ważną – mruknął, wyciągając paczkę papierosów. Wyciągnął ją w moją stronę, ale machnąłem na nie ręką. Przewiercałem go spojrzeniem, czekając aż zacznie mówić.
On westchnął, wlepiając wzrok w swoje buty.
– Chodzi o moją córkę.
Uniosłem brew, zaintrygowany. Nie miałem pojęcia o istnieniu potomkini sławnego Gary'ego Warda. Choć w praktyce nie byłem zbytnim fanem jego talentu, więc nie interesowałem się również jego życiem prywatnym.
– Masz córkę? A to niespodzianka – odparłem, zastanawiając się do czego zmierzamy.
– Chcę cię o coś prosić – warknął, uspokajając się po chwili. Westchnął ciężko, jakby to co miał powiedzieć, nie chciało mu przejść przez gardło.
Ponaglałem go ruchem ręki, ale staruszek musiał się dobrze przygotować. Co chwila zmieniała mu się mina. Raz był zdecydowany, a raz kompletnie tracił w to wiarę. Biedaczek naprawdę się zestarzał.
W końcu spiął brwi i przymykając oczy, otworzył usta.
– Chciałbym, abyś został jej przyjacielem.
Przy słowie ,,przyjaciel" zrobił znak cudzysłowia.
To była dość nietypowa propozycja.
Prychnąłem rozbawiony. Zaśmiałem się cicho z tego pomysłu. Był tak nierealny, że aż w to nie wierzyłem.– Ja pierdole, Hawkins – wciąż bawiła mnie ta prośba. – Ty to masz pomysły.
Gary wyglądał na nieco urażonego, ale widocznie nie chciał się poddawać.– Ja nie żartuję, Turner – warknął, wyrzucając papierosa. – Moja córka ma siedemnaście lat, jest chora i chce mieć towarzystwo. Nie ma w tym nic dziwnego, nie sądzisz?
– Jak to nie ma nic dziwnego? Boże, przecież przytrzymujesz gdzieś prawie dorosłą córkę i nie znajdziesz jej nawet porządnego przyjaciela? Czy ty siebie słyszysz? Dlaczego ja mam to robić? Dlaczego nie pójdziesz do jakiegoś liceum i nie zapytasz jakiejś laski w jej wieku? W czym ja mam tu pomóc?
Kopnął najbliższ kamień, sfrustrowany.
– Są rzeczy ważne i ważniejsze. Nie zaufam byle jakiej nastolatce z podrzędnej placówki. Potrzebuję w miarę zaufanej osoby, z którą mam stały kontakt. Kogoś kto będzie mógł przypilnować mojego dziecka i sprawić, aby choć trochę poprawił jej się humor. Rozumiesz?
Poprawiłem płaszcz, który zwisał mi na ramionach. Mimo iż postawił mi porządne argumenty to nie byłem przekonany to tego pomysłu ani trochę.
– Jak bardzo ona jest dla ciebie ważna?
Przeszył mnie ostrym spojrzeniem.
– Ona jest najważniejsza, dlatego chcę ją chronić. A ty mi w tym pomożesz.
Przewróciłem oczami, zaczynając mieć dosyć tej rozmowy. Nie żebym był inny, ale stawianie na swoim było dość irytującym zachowaniem. Sam nie chciałabym być osobą, z którą kiedykolwiek coś negocjowałem.
– Gary, słuchaj. Ja w niczym tu nie pomogę. Tej dziewczynie będę tak bezużyteczny jak najbardziej bezużyteczna rzecz w jej mniemaniu.
Pokręcił głową, uśmiechając się.
– Jesteś moim dłużnikiem – stwierdził, a mi zrzedła mina. Nienawidziłem przegrywać i później odczuwać skutków moich pijanych, lub co gorsza, świadomych zakładów.
– No i jeszcze... – zawahał się, drapiąc po karku. – Tylko tobie mogę ufać w tej sprawie.
To co powiedział Gary mi schlebiało. Lubiłem być wyróżniany, ale ta sytuacja nie była codzienna. Z drugiej strony, co może być prostszego od wysiedzenia kilku godzin u jakiejś dziewczyny. Kto wie, może była niezłą laską, mimo iż przykutą do łóżka? Pchnął mnie nagły impuls, a umysł podpowiedział, że propozycja mogła być dużo gorsza. Gorzej by było, gdyby aktor chciał załatwiać jakieś swoje brudne interesy i posłużyć się mną, aby to załatwić.
– Idę na to, staruszku. Zadzwoń jutro, a będę gotowy na każdą godzinę.
^^^
heja!
mam cichą nadzieję, że nie okaże się kompletną klapą ;-;Pozdrawiam gorąco,
stayfine
YOU ARE READING
My Illness
Teen FictionWypadek, w którym uczestniczyła Amy, był dla niej bolesnym zderzeniem z rzeczywistością. Wcześniej mająca wszystko dziewczyna, zmieniła się w cichą mieszkankę szpitala. Któregoś dnia prosi ojca o towarzystwo, aby nie odczuwać wiecznie tej samej pus...