I Amy

15 4 3
                                    

– Pięknie panienka śpiewa.

Uśmiechnęłam się leciutko do starszej pielęgniarki. Niemym skinieniem głowy podziękowałam za komplement, dając tym samym znak, że chcę zostać sama. Kobieta upewniła się raz jeszcze, czy mam wszystko czego potrzebuję, i wyszła spokojnym krokiem.
Oparłam się wygodnie o poduszkę, zostawiając na stoliku wcześniej używany notes.
Teraz wystarczyło czekać na tatę.

Zazwyczaj podczas leżenia, wsłuchiwałam się w swój oddech. Zdarzało się, że sięgałam po książkę, którą miałam schowaną w szufladzie.
Najczęściej jednak, włączałam radio i śpiewałam razem z wykonawcami.
To mnie odprężało i dawało chwilę upragnionego spokoju. Nie żebym go tu nie miała. Na piętrze było cicho jak makiem zasiał, a z dołu nie dobiegły żadne dźwięki.
Byłam ograniczona. Mój tata solidnie się o to zatroszczył. Kochał mnie, ale okazywał to w dziwny sposób. Wiem, że bardzo cierpiał po śmierci mamy. Plan filmowy stał się jego drugim domem. Okazało się, że fani potrzebowali go bardziej niż chora córka.

Nie mam mu tego za złe, bo czasami sama mam dość swojego towarzystwa. Jestem niemową, a uczucia wyrażam poprzez śpiew. To mocno popieprzone, ale tak jest.

Zamknęłam oczy, słysząc ciche skrzypienie drzwi.

– Cześć, córcia. Jak tam?

Spojrzałam na niego, zmuszając się do lekkiego uśmiechu. Poszczególne siwe pasma, przebijały się przez gęstą, czarną czuprynę. Tata odwzajemnił uśmiech, siadając na fotelu przy drzwiach. Za każdym razem, gdy tam siadał, robiło mi się ogromnie przykro. Zdawało mi się, że specjalnie siedział jak najdalej. Może i moje skojarzenia były błedne, ale ból w platce nie malał.

– Powiem ci, że standardowo. Nic nowego się tu nie dzieje – odpowiedziałam.

Tata pokiwał powoli głową. Widać, że zmęcznie brało nad nim kontrolę. Pochylił się odrobinę w przód, biorąc między palce skronie. Westchnęłam, wstając delikatnie z wygodnego siadu. Podeszłam do okna, które dawało pięny widok na szpitalny ogród.

– Amy, proszę cię, wracaj do łóżka. Pielęgniarka mówiła, żebyś nie chodziła.

Przewróciłam oczami, chwytając się parapetu. Zagryzłam mocno wargę, aby nie pokazać, że coś mnie boli. Muszę powiedzieć, że pręty w nogach to nic przyjemnego.

– Nie jestem jeszcze aż tak nienormalna, aby robić coś, co mi zaszkodzi.

Poniekąd skłamałam, bo wciąż to robiłam. Wkurzało mnie jednak, że tata traktuję mnie jak niepełnosprawną. Nie jeździłam na wózku, do cholery. Mogłam chodzić. Usłyszałam głośne westchnienie za sobą i poczułam ciepły dotyk na ramieniu.

– Martwię się. Nie jesz, nie pijesz – obrócił mnie w swoją stronę, abym zobaczyła autentyczność udręki na jego twarzy. – Co mam zrobić, żebyś znów czuła się szczęśliwa?

To pytanie miało tysiące niewypowiedzianych odpowiedzi, ale musiałam się zastanowić nad jedną, a poprawną. Czego potrzebowałam, aby znów się uśmiechnąć? Odpowiedzią, która cisnęła mi się na usta była mama. Wiedziałam jednak, że mimo mocnych wpływów taty, nic nie przywróci jej życia. Musiałam więc, ubzdurać sobie coś realnego i wykonalnego.

– Załatw mi przyjaciela – mruknęłam, nie myśląc zbytnio.

Tata spojrzał na mnie dziwnie, a do mnie dotarło o co poprosiłam. Westchnęłam, łapiąc się za głowę z własnej głupoty.

– Żartowałam, jejku. Nie wiem co mi przy...

– Tego chcesz? – przerwał mi, przyglądając się. Zaprzeczyłam, śmiejąc się niezręcznie.

– Nie wiem skąd mi to przyszło do głowy, po prostu czasami czuję się tak... – umilkłam, nie chcąc mówić za dużo.

– Cholernie samotna – dokończył mimo, że ja nie chciałam się do tego przyznawać.
W końcu codziennie mnie odzwiedzał i nie mogłam również narzekać na brak pielęgniarek. Brakowało mi kogoś w moim wieku. Dobrej koleżanki, która mogłaby mi poradzić i pocieszyć. Jeśli nie mogłam mieć mamy, to chciałam przynajmniej mieć przyjaciela.

Tata uśmiechnął się blado. Przeniósł swoją rekę na mój policzek i pogłaskał czule. Nie byłam przyzwyczajona do takiego typu gestów, więc po prostu wtuliłam się w jego dużą dłoń.

– Załatwię ci takiego przyjaciela, o którym nawet nie śniłaś – zapewnił cicho, zabierając rękę. Zaśmiałam się delikatnie. Nie chciałam nawet myśleć, co wykombinuje.

– Wierzę ci na słowo – odparłam. Pochylił się i pocałował mnie lekko w czoło. Robił to za każdym razem, przed wyjściem. Poklepał mnie lekko po plecach i ruszył wolno w kierunku wyjścia. Otworzył drzwi, stając pomiędzy nimi, a korytarzem.

– Do zobaczenia, córciu. Śpij dobrze.

Posłał mi buziaka, a ja pomachałam mu na odchodne. Gdy drzwi zatrzasnęły się, z cichym skrzypem, na moich ustach został uśmiech. Byłam strasznie ciekawa, jakiego przyjaciela mi wymyśli.

^^^

Witam zbłąkane duszyczki!

Jeśli jakimś cudem rodział się spodobał, zostaw gwiazdeczkę i komentarz ♥

Pozdrawiam gorąco,

stayfine

My Illness Onde histórias criam vida. Descubra agora