część 2

187 32 6
                                    


Początkowo to wymiana kilku zdezorientowanych spojrzeń i niepokojąca cisza, a Louis wie że to niekoniecznie prowadzi do dobrych rzeczy. I rzeczywiście, bo w momencie gdy ma to przerwać i zająć się tym po co tu przyszedł, zostawiając całe to modowe gówno komuś kto się na tym zna, jego brat odrywa się od przerażonej Margi i wykrzykuje nieco sepleniąc, przez brak kilku zębów oczywiście, jakże znaczące „ty mały chuju" w rytm tylko jemu znanej melodii, a Louis ma ochotę zapaść się pod ziemię. Autentycznie prawie to robi, potyka się w połowie kroku gdy nagle słyszy śmiech za sobą i to przyjemny dźwięk, naprawdę bardzo przyjemny. Natychmiast się odwraca łapiąc kontakt wzrokowy najpierw z Margi, ale to nie ona zwraca jego uwagę, więc przeskakuje wzrokiem na równie roześmianego Harry'ego, który mówi tylko coś o tym, że „odpowiedzialny rodzic nie powinien" ale on już go nie słucha, nawet nie wyprowadza go z błędu, bo nikt nie będzie go pouczał. Wie, że to nie powinno się zdarzyć, ale jest dobrym bratem okej. Więc te słowa nawet jeśli w żarcie, nieco go wkurzają, sam nie wie dlaczego, ale szybko ignoruje jego postać i łapiąc Ernesta za rękę syczy tylko „porozmawiamy o tym w domu, młody mężczyzno" i wchodzą do jego biura. Daje bratu kilka białych kartek i kubek z ołówkami i zakreślaczami, które na pewno pożyczył kiedyś od Zayna, mało istotny fakt, a sam zabiera się do roboty. Na początku Ernest odrobinę marudzi, ale tak szybko jak zauważa małe karteczki samoprzylepne Louis ma spokój na kolejne pół godziny.

Dokładnie 45 minut później Louis rozprostowuje kości i rozgląda się po pomieszczeniu bo to niemożliwe żeby zrobiło się aż tak cicho. Zauważa swojego brata w kącie na jednym z foteli i mimowolnie uśmiecha się pod nosem. Jego mała kopia śpi z otwartymi usteczkami, jest też poobklejany kolorowymi karteczkami, a jego dłonie popisane są mazakami. I nie możecie go winić, bo jest naprawdę twardym facetem, ale ten widok tak go rozczula, że wyciąga telefon ze swoich czarnych jeansów i cyka zdjęcie zanim wysyła je swojej mamie i Zaynowi oczywiście. Nie ma serca budzić malucha, dlatego wyłącza komputer i najdelikatniej jak tylko potrafi bierze dziecko na ręce po czym wychodzą. Ernest przez sen oplata jego szyję swoimi pulchnymi rączkami, a jego włosy łaskoczą Louisa, ale wytrzyma to. Uśmiecha się tylko na pożegnanie swojej koleżance, życząc jej miłego weekendu i już ich nie ma.

Reszta miesiąca jest raczej spokojna. Ani jednego telefonu od przerażonego Zayna, Ernest nauczył się aby nie mówić złych słów, całe szczęście nie wygadał się też przed mamą odnośnie ich małej, męskiej rozmowy, przekupstwo lodami najwidoczniej poskutkowało, a Louis ma randkę, jeśli można to tak nazwać. Pierwszą od jakiegoś czasu, ale jest dość podekscytowany bo poznał fajnego faceta i jeśli ma być szczery liczy na to, że wylądują dziś w łóżku. Nigdy nie uprawiał seksu na pierwszej randce, ale zawsze są jakieś odstępstwa od reguł, a poza tym wydaje się być nieco zdesperowany. Dlatego umawiają się w miłej knajpce, a nim jego gość się zjawia Louis opróżnia pół butelki wina sam. Brzmi jak idealny star dla tego wieczoru.

Mick okazuje się jednak kiepskim wyborem, co Louis stwierdza już po godzinie. Jest nudny jak cholera, a do tego za każdym razem wpatruje się przenikliwym wzrokiem w dekold ich kelnerki. Niech szlag jasny weźmie niezdecydowanych chłoptasi. Decydując się na desperacki krok Louis niechlujnie odstawia kieliszek powodując, że ten się przewraca, a zawartość już wsiąka w jego spodnie. Jak najszybciej tłumaczy się wyjściem do łazienki, po czym wychodzi tylnym wyjściem. Niech jasny szlag trafi niezdecydowanych chłoptasi i jego mokre spodnie, podziękujmy jednak uniwersalnym czarnym jeansom, przynajmniej nie widać aż tak plamy.  Przynajmniej stamtąd uciekł. A gdy łapie taksówkę nie męczą go nawet wyrzuty sumienia, że Mick sam będzie musiał zapłacić rachunek, szczerze ma to gdzieś i już żałuje że nie wziął jednak tej szarlotki z lodami i droższego wina.

Płaci taksówkarzowi i wchodzi do swojej klatki w duchu przeklinając niedziałającą windę i fakt, że mieszka na 6 piętrze. Zamyślony szuka kluczy w każdej kieszonce jaką tylko ma, a gdy ich nie znajduje przypomina sobie, że Aiden ma dziś wolne więc pewnie odsypia w domu, więc bez zastanowienia wchodzi do mieszkania, nie będzie przecież pukał do własnych drzwi. Aiden rzeczywiście odsypia, ale najwyraźniej nie sam i może nie tak do końca odsypia, przynajmniej jeszcze nie teraz. Z jego pokoju słychać donośne jęki i stukanie ramy łóżka o ścianę. Niech jasny szlag trafi również przeklętego Aidena. Skopuje swoje buty i czym prędzej idzie do swojego pokoju, nawet nie patrząc w stronę łazienki i prysznica. Tak szybko jak jest we własnych czterech ścianach włącza swoją playliste na laptopie, aby chociaż trochę zagłuszyć odgłosy przenikające przez cienkie ściany.

Decyduje, że prysznic weźmie jednak rano, więc ściąga koszulkę i jego jeszcze wilgotne spodnie i wskakuje do łóżka, zgarniając jeszcze przed tym butelkę wody i grający laptop z biurka. Z nudów przegląda pocztę, ale nie znajduje tam nic oprócz kolejnego spamu z reklamami, więc w ostateczności loguje się na twittera, gdzie ma kilka nowych powiadomień. Ma też kilku nowych obserwujących, a jednym z nich jest fanowskie konto jakiegoś aktora, nie wie dokładnie jak się nazywa, ale kojarzy go z ostatniego filmu, który ku jego zaskoczeniu był nawet dobry. Louis nie jest zaskoczony, bo widzi na portalu coraz więcej fanów mężczyzny. To o czymś mu przypomina, więc wchodzi na stronę startową Google, w wyszukiwarkę wpisując HARRY STYLES. Automatycznie wyświetla mu się cała masa wyników dotycząca upadłego modela. Jego strona na wikipedii nie jest zbyt obszerna, to zaledwie kilka informacji o kampaniach w jakich pracował i byłych partnerkach, nic więcej. Więc Louis wchodzi w drugi proponowany wynik, co okazuje się być błędem, zważając na to, że konto prowadzi jedna z jego fanek, bądź też psychofanek, jak kto woli. Blog przedstawia masę zdjęć zarówno z różnorodnych sesji jak i przeróbki fanów, które są cóż, niektóre nawet gorące. Tak szybko jak Louis dochodzi do jego półnagiej sesji dla Vogue szybko zamyka laptopa, starając się wymazać obraz z pamięci. Ale jest tylko facetem, sfrustrowanym seksualnie facetem, a jego dzisiejsza randka kompletnym niewypałem, więc zajmuje mu tylko chwile rozważenie wszystkich za i przeciw zanim jego ręka wędruję pod ciasne już bokserki. Niech jasny szlag weźmie też Harry'ego Stylesa. Tak dla zasady.

Bierze prysznic następnego ranka gdy Aiden wparowuje do łazienki z jego dzwoniącym telefonem w ręku, bezczelny drań. Oplata się ręcznikiem w pasie i wyganiając go z pomieszczenia oddzwania do Liama. Krople wody kapią z jego włosów tworząc mokre szlaki wzdłuż jego szyi, co nieco go łaskocze, od zawsze był wrażliwy, nie wincie go. Liam w końcu odbiera, ma dobry humor, a Zayn gdzieś w tle śpiewa piosenki Little Mix. Louis uśmiecha się i już wie, że to kolejna rzecz jaką będzie mu wypominał do końca ich marnego życia, albo tak długo dopóki będą przyjaciółmi, na jedno wychodzi. Z zamyślenia wyrywa go głos przyjaciela mówiący, że mają kilka spraw do załatwienia w biurze, a Louis przeczyszcza gardło i mówi że zjawi się najpóźniej za godzinę.

W rzeczywistości mijają dwie godziny, ale Louis jak zwykle przynosi wszystkim kawę więc to jakieś wytłumaczenie, bo kolejki w kawiarniach w porze luchu są ogromne. Nie widzi nikogo, dlatego od razu zmierza do biura Zayna, domyślając się, że wszyscy już na niego czekają, dlatego wchodzi do pomieszczenia z radosnym

- Tęskniliście wy małe suki? – co jest oczywiście błędem bo w pomieszczeniu jest również mama Zayna, który przewraca tylko oczami, a czerwony z zażenowania Louis śpieszy z tłumaczeniem. To jednak mama Zayna więc macha tylko ręką i czule się z nim wita, szczypiąc także jego policzki, a Louis zastanawia się jakim wielkim szczęściarzem jest mając w pobliżu tak wspaniałych ludzi, których kocha. Szybko okazuje się, że nie chodzi o interesy, spotkanie ma charakter konspiracyjny, a oczy Louisa świecą.

- Więc myślicie, że mała impreza w gronie przyjaciół to dobry pomysł? Nie jestem pewien, jestem raczej zestresowany i pewnie zrobię z siebie pośmiewisko przed naszymi znajomymi

- To nie ślub Zayn. Jeszcze – Louis parska, a Zayn gromi go spojrzeniem.

Tak więc niewielka impreza ma odbyć się w sobotę w ich domu, a Louis jak zwykle jest spóźniony. Przybiera na twarz swój firmowy uśmiech, którym wie że udobrucha Pezz i dzwoni do drzwi z butelką wina w ręku. Ma jeszcze czas na poprawienie swojej grzywki bo oczywiście pogoda jest dziś chujem i wieje niemiłosiernie, a drzwi ustępują i Louis układa już w głowie wymówkę zwalając wszystko na kota sąsiadów, ale drzwi otwiera ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewał. W progu stoi Harry Styles, a Louis zamiast powitania, na końcu języka ma tylko „pieprzyłem się palcami do twoich zdjęć" czego jednak nie mówi.

I'll take you as you are (larry stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz