-W porządku, jesteśmy gotowi - stwierdził Jim, wypinając dumnie pierś do przodu - Jesteś pewna, że nie chcesz założyć kamizelki kuloodpornej? - dodał zmartwionym tonem, na co miałam ochotę uderzyć się w czoło. Krzesłem. Dwa razy - dla pewności.
-Idziemy unieszkodliwić jednego psychola, a nie cały legion - przewróciłam oczami, mając w pamięci ostatnie spotkanie z rudowłosym.
-Jerome Valeska pozbawił życia ponad dwadzieścia osób i nic nie wskazuje na to, by miał na tym poprzestać. Nie jest zwykłym psycholem, jak go określiłaś. Takich mamy na pęczki w każdym szpitalu psychiatrycznym - wzruszył ramionami Harvey - Wbrew pozorom, stoi za nim ponadprzeciętna inteligencja i spryt.
-Albo ktoś o wiele silniejszy i mądrzejszy - wtrącił Jim - Ktoś, kto woli pozostać w cieniu.
***
-Jim - jęknęłam - Zgodziłam się wziąć udział w twoim cudownym planie, zatem powiedz mi chociaż kim jest następna ofiara?-To Paul Cicero - nasze spojrzenia spotkały się w przednim lusterku samochodu.
-Ojciec Jerome'a - wyjaśnił Bullock, gdy otwierałam usta, by zadać kolejne pytanie.
Spuściłam wzrok i zamilkłam. Jak można być takim potworem? Okej, moja matka też nigdy nie uchodziła za wzór idealnego rodzica. Chwila, co ja gadam? Przecież nawet nie było jej w moim życiu. Mimo wszystko, nigdy nie myślałam o tym, by się na niej mścić. Tacy ludzie nie zasługiwali na śmierć - szkoda było brudzić sobie ręce. Wierzyłam w potęgę karmy i to, że spotka ich należyta kara za wszystkie złe uczynki, które popełnili.
-Z perspektywy czasu, nie dziwię się, że ten dzieciak wyrósł na małego psychopatę - stwierdził Harvey, przerywając niezręczną ciszę - Nie bronię go, ale kto byłby normalny po przeżyciu takiego gówna?-Co masz na myśli? - spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
-Chłopak wychowywał się w cyrku, który podróżował po całych Stanach Zjednoczonych. Nigdy nie miał szansy na nawiązanie normalnej, zdrowej relacji z kimś spoza kręgu cyrkowców. A jego matka... Cóż, matka Jerome'a była kimś w rodzaju... Nieważne - mówił powoli, ostrożnie dobierając każde słowo - Po prostu lubiła seks i każdej nocy miała innego faceta. Lubiła także wypić, a po wszystkim spuścić solidny wpierdol synkowi. Za co? Ponoć każdy powód był dobry, wystarczyło jedno krzywe spojrzenie lub niewłaściwe słowo.
-Nie wiedziałam - przyznałam szczerze - Ale przecież miał jeszcze ojca.
-I tak, i nie. Jerome dorastał w przekonaniu, że jego ojcem był niejaki Frank Carlson, kapitan statku, który zginął tuż przed jego narodzinami. Prawda wyszła na jaw tuż po tym, jak zamordował swoją matkę. Paul Cicero, jego biologiczny ojciec, był ślepym wróżem, który również podróżował wraz z cyrkiem. Teoretycznie cały czas był obok. Praktycznie nie brał udziału w wychowywaniu syna. Dlaczego więc nigdy nie przyznał się do bycia ojcem Jerome'a? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że chłopak chce się na nim zemścić za te wszystkie lata.
-I uda mu się to, jeśli się nie pospieszymy - skwitował Gordon.***
-Gotowi? - upewnił się Jim - Pukam. Policja Gotham! - odpowiedziała nam cisza - Panie Cicero, tu detektyw Gordon. Musimy natychmiast porozmawiać o pańskim synu. Panie Cicero? - zza drzwi dobiegł zduszony jęk agonii, który był jasnym sygnałem, że pora zainterweniować.
Obraz, jaki zastaliśmy udowodnił nam, że po raz kolejny spóźniliśmy się. Bezpośrednią przyczyną śmierci było ugodzenie nożem. Ostrze było wbite dosyć głęboko w oczodół mężczyzny, zatem podejrzewam, że przedostało się mózgu, wywołując natychmiastowy zgon. Wyjątkowo okrutna metoda, godna prawdziwego psychopaty. Moją uwagę przykuła tajemnicza puszka w rękach Cicero. Nie chciałam jednak dotykać jej, by nie zostawić niepotrzebnych śladów. Harvey miał jednak w dupie wszelkie zasady, czego chwilę później wszyscy pożałowaliśmy. W ostatniej chwili zdążyłam zakryć twarz, gdy duszący gaz o niebieskim zabarwieniu uleciał z puszki, wywołując duszący kaszel i silne zawroty głowy. To była cholerna pułapka. Bullock, który znajdował się na pierwszej linii frontu, momentalnie odleciał, przez co musieliśmy jak najszybciej wydobyć jego nieprzytomne ciało z mieszkania.Oparłam się o ścianę, oddychając ciężko. Obraz zamazywał się, a ból głowy stawał się coraz bardziej uciążliwy, jednak starałam się zachować przytomność najdłużej, jak tylko mogłam.
-Roxanne, wszystko w porządku? - wysapał Jim, na co skinęłam powoli.Dochodzące z oddali cichy gwizd i stukot butów zmusiły mnie, bym podniosła głowę.
-Jimbo, dawno się nie widzieliśmy! - klasnął w dłonie Jerome, po czym przeniósł swój wzrok na mnie - Roxanne, co za niespodzianka! Jeśli mam być szczery, to nie spodziewałem się tu ciebie. Gdybym wiedział, załatwiłbym tą sprawę... Delikatniej - roześmiał się głośno - Czyżbyś przemyślała wszystko i zmieniła zdanie, huh?
-Zabiłeś komisarz Essen, teraz ja zabiję ciebie - warknął Jim, podnosząc się z ziemi i zaciskając palce na szyi rudowłosego - Sukinsyn.
-Prawda - lufa broni dotknęła skroni policjanta - Jednak to nie było zbyt mądre posunięcie, Jimbo. Spodziewałem się więcej sprytu po kimś takim, jak ty - zacmokał - Zawiodłeś mnie.
-Jerome, nie zastrzel go - dyskusję mężczyzn przerwał głos kobiety, stłumiony przez dziwną maskę na jej twarzy.-Tabitha, dlaczego zawsze niszczysz całą zabawę? - jęknął Valeska, po czym szybko ogłuszył Jim'a - Robiło się naprawdę ciekawie.
Przerażonym wzrokiem obserwowałam obie postaci i zastanawiałam się: kim, do cholery, była tajemnicza brunetka? Jego kochanką, współpracownikiem, szefową?
-To ona? - zignorowała jego słowa, kierując swój wzrok na mnie - Rzeczywiście ładna.
-Nie róbcie mi krzywdy - wyszeptałam, wiedząc, że w tej chwili jestem całkowicie bezbronna, skazana na ich łaskę - Proszę - ukorzyłam się, choć była to wyjątkowo bolesna ujma na moim honorze.
-Gorgeous, gdzie się podziała twoja pewność siebie? Gdzie jest ogień? Już nie chcesz mnie zabić? - roześmiał się Jerome - Widzisz, nie jesteś tak silna, jak myślałaś. Pytanie brzmi: dlaczego wciąż udajesz? - milczałam - Widzę, że nadal nie chcesz ze mną rozmawiać. W porządku, poczekam - zagwizdał cicho, rozglądając się po korytarzu.
-Kończ to - wtrąciła brunetka, widocznie zirytowana zachowaniem chłopaka - Nie mamy czasu na twoje dziecinne gierki. Gliny mogą tu być w każdej chwili.-Znowu psujesz mi zabawę - obruszył się rudowłosy - No cóż, chętnie bym z tobą podyskutował, Roxanne, ale obowiązki wzywają. Wierzę, że w przyszłości dokończymy naszą rozmowę - ukłonił się przede mną - Może z bardziej owocnym skutkiem.
-Skąd pewność, że...
-Mogę ci zagwarantować, że zawsze mam to, czego chcę - zniżył głos - Mylisz się, jeśli sądzisz, że możesz ode mnie uciec. Spróbuj to zrobić, a zamienię twoje życie w piekło, o jakim nawet nie śniłaś. Jeden niewłaściwy ruch, a stanę się twoim koszmarem. Wiesz dlaczego? - nachylił się nade mną - Bo należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania
-Jerome... - ponagliła go Tabitha.
-Do zobaczenia, Roxanne.
***Żyję! Po dłuższym czasie w końcu coś napisałam, ale... Prawda jest taka, że nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Wiem, że stać mnie na więcej, jednak publikuję chociaż to, aby was nie zaniedbywać :). Ostatnio mam na głowie duuuuużo obowiązków, a w moim życiu zachodzą poważne zmiany, przez co brakuje mi też czasu i weny na pisanie. Mimo wszystko, nie mam zamiaru was opuścić, jednak rozdziały na pewno będą się pojawiać o wiele rzadziej niż dotychczas. Mam nadzieję, że zrozumiecie!
Przepraszam za słabą część i oozdrawiam <3
CZYTASZ
black&blue ● jerome valeska
FanfictionUmarli powstają z grobów, na ulicach panuje chaos i spustoszenie, a do studzienek kanalizacyjnych spływa jedynie szkarłatna krew. Opis taniego horroru klasy B? Nie, to tylko Gotham. Szukasz cichej, spokojnej okolicy? Źle trafiłeś. ...