[2]

91 14 0
                                    

 Yuuri patrzył na kota, a kot patrzył na Yuuriego. Stali pod hotelem, w którym zatrzymał się Katsuki, było zimno, a pstrokato ubarwiony dachowiec trząsł się z zimna. Jeśli Yuuri lub inna przyjazna dusza go nie weźmie to biedaczysko zamarznie. Łyżwiarz wiedział, że na to nie pozwoli, ale nie znaczyło to, że nie mógł poświęcić chwili na zastanowienie się czy na pewno tego chce. Było coś pociągającego w wyobrażaniu sobie jak daje zwierzakowi nadzieje, a potem odchodzi i zostawia na pewną śmierć jednak z drugiej strony Yuuri wiedział jak to jest gdy się przegra, a ten kot nie mógłby spróbować jeszcze raz. W ten sposób młody łyżwiarz ściągnął sobie na głowę problem w postaci znalezienia domu dla kota. Niby nie jest to trudne zadanie, znajduje się przecież w dużym mieście, w którym ktoś musi lubić puchate kulki wyposażone w zabójczo ostre pazurki, a w ostateczności od czego są schroniska? Yuuri jednak nie znał ani języka ani też nikogo kto ów język zna. Zatopiony w myślach siedział na łóżku z kotem owiniętym ciasno kocem na kolanach. Maluch przestał już się trząść i cichutko mruczał gdy chłopak drapał go za uchem. W pewnym sensie kot pojawił się w idealnym momencie, gdyby nie on w tej chwili hotelowa poduszka byłaby przemoczona do suchej nitki. Kot dał Yuuriemu cel i powód dla którego musiał się trzymać.

W tym momencie drzwi do pokoju pokoju uchyliły się i wyjrzała zza nich czarna czupryna jedynego przyjaciela Katsukiego- Tajlandczyka Phitchita Chulanonta.

-Yuuri! Gotowy na bankiet?- zawołał radośnie i skoczył na Japończyka strasząc przy okazji kota, który nastroszony przemknął obok łóżka i jak torpeda wyleciał z pokoju-Co to było?

-Mój kot!-zawołał Katsuki i wybiegł za stworzeniem. Z rozpędu wpadł na kogoś i upadł. Chciał uprzejmie przeprosić, lecz gdy podniósł wzrok zobaczył wkurzonego blondyna z kotem w ramionach i ze strachu zapomniał jak używać języka. Przypomniał sobie sytuację po ogłoszeniu wyników gdy Yuri na niego na wrzeszczał, już wtedy bał się o swoje życie, więc co będzie teraz? O dziwo Plisetsky zmierzył go tylko wkurzonym spojrzeniem i spokojnie zapytał:

-Ten kot ma właściciela?

-N-Nie...- wyjąkał Yuuri.

-Więc zostaje ze mną- stwierdził blondyn, a widząc zdumioną minę Japończyka warknął- Masz z tym jakiś problem?

 Yuuri dał radę jedynie potrząsnąć przecząco głową. Gdy blondyn sobie poszedł odetchnął z ulgą. Za wcześnie jak się okazało, bo Plisetsky wyjrzał zza zakrętu korytarza i wrzasnął:

-Widziałeś Victora?!

 Widząc, że przerażony Katsuki nie ma zielonego pojęcia o miejscu pobytu Nikiforova wyrzucił z siebie siarczystą wiązankę przekleństw i odszedł w swoją stronę. Yuuri odczekał dla pewności jeszcze chwile i wrócił do pokoju gdzie Phichit leżał rozwalony na łóżku i przeglądał Instagrama lub inne social media.

-Jak rozmowa z Rosyjską Wróżką?- spytał ze źle skrywanym uśmiechem.

-Skoro widziałeś to mogłeś mi pomóc- westchnął Katsuki i klapnął obok przyjaciela z obrażoną miną.

-No już się nie bocz, poradziłeś sobie, a teraz... selfie time!

 Po skończeniu czegoś co według Phitchita było tylko paroma fotkami, a według Yuuriego prawdziwą sesją zdjęciową, Tajlandczyk przypomniał przyjacielowi o bankiecie i poszedł się przygotować. Samo słowo "bankiet" było dla uszu Yuuriego torturą, ale chcąc nie chcąc zwlókł się z łóżka i rozpoczął przygotowania. Wraz z kotem zniknął spokój, a wróciła depresja.

SzczęściarzeWhere stories live. Discover now