[4]

71 11 0
                                    

"Nie rozumiem czego tu się bać? Głupio tak bez celu w miejscu stać. Ile czasu jeszcze będziesz szedł po rozum do głowy? Zachowujesz się jak porzucony pies, który nie wie gdzie jego miejsce jest. Jeszcze długo będziesz sam."
Yuuri zdecydowanie czuł się jak porzucony pies, a może raczej jak szczeniak, który uciekł ciekawy świata i nie umiał wrócić? Katsukiemu wydawało się, że jednak porzucony, choć to on porzucił to co kochał. Po sromotnej porażce na mistrzostwach Japonii podjął tę decyzję i rzucił wszystko w diabły... Taa, chciałby. Zakończył karierę, ale nadal każdą wolną chwilę spędzał na lodowisku. Na początku bolało, ale potem przestało, przecież wciąż jeździł. Ból zniknął lecz niepewność i uczucie zagubienia pozostały, musiał w końcu zmienić całe swoje dotychczasowe życie, którego centrum były zawody. To było wyzwanie, a Yuuri zamierzał mu podołać. Podobnie czuł się na początku kariery. To było przerażające i ekscytujące. Teraz miał przed sobą nowe możliwości i nic go nie krępowało. Mimowolnie przypomniał sobie pierwszy raz gdy skoczył z pięciu metrów do wody. Chciał zacząć spokojnie, od trzech, ale przegapił szansę. Bardzo chciał to zrobić, więc nim zdążył zacząć się bać ustawił się w kolejce i zanim się spostrzegł jedynym sposobem by zjeść był skok. Wziął głęboki oddech i ruszył. Gdy odbił się stopami od brzegu budowli poczuł się wolny. Wolny i przerażony. Nigdy nie zapomni tego uczucia. Spadał. Pod nim rozciągała się woda. Przepełniał go lęk. Uderzenie. Euforia z zaczerpnięcia oddechu i drżenie przerażonych nóg. Adrenalina pulsująca w żyłach. Przez te lata Yuuri prawie zapomniał o tym, że istnieją też inne rzeczy prócz zawodów, treningów i łyżew. Zapomniał, a teraz gdy skończył swoją karierę chciał sobie o nich przypomnieć. Postanowił zacząć od miłości do łyżew, tej dziecięcej radości z naśladowania swojego idola i podnoszenia się po upadku nie skażonej rywalizacją i odniesioną przegraną. Zaczął ćwiczyć. Dawało mu to satysfakcje- on też ma jakieś umiejętności! W końcu ciągle jest jednym z najlepszych łyżwiarzy Japonii. Nie mógł doczekać się powrotu do domu, ale chciał skończyć studia. Matka będzie mogła być z niego dumna po serii porażek. Gdzieś w głębi serca czuł, że i tak jest dumna i zawsze będzie. Matka go kochała. On też ją kochał i dlatego został w Detroit.
Gdy wreszcie powrócił do Hasetsu czuł się wspaniale. Przynajmniej do momentu gdy Minako zabiła jego ledwo odbudowaną pewność siebie. Japonka dokonała tego rozwieszając wszędzie gigantyczne plakaty z, jakże by inaczej, Yuurim Katsukim. Był potwornie zawstydzony, ale ta kobieta była jak czołg- gdy coś postanowiła musiała to zrobić i biada temu kto spróbował się przeciwstawić. To ta zimna determinacja krusząca skały i rozstępująca morza, która pojawiała się od czasu do czasu w jej oczach zawiodła ją na szczyt. Oczywiście spory wkład miała też liczba poświęconych tańcu godzin. W każdym bądź razie, Minako była nieugięta i gdy raz coś sobie postanowiła to ani zakaz wieszania plakatów ani odział komandosów by jej nie zatrzymały.
-Yuuri!- krzyknęła z pełnym gracji piruetem rozciągnęła nad głową transparent z różowym napisem "WITAJ W DOMU". Katsukiemu aż się łezka zakręciła na ten widok, minęło pięć lat, a tu wciąż o nim pamiętali. Ludzi potrafią być niesamowici.
Rodzina powitała go równie ciepło co nauczycielka baletu. Było dużo śmiechu, uścisków i łez. Yuuri czuł, że nie ważne co zrobi ze swoim życiem w tym domu, do którego tęsknił przez pięć długich lat zawsze znajdzie zrozumienie i otwarte ramiona jeśli tylko będzie potrzebował ciepła drugiej osoby.
Następnego dnia wybrał się na lodowisko. Miał nadzieję, że zastanie tam przyjaciółkę z dzieciństwa i nie mylił się. Yuuko układała łyżwy na półkach gdy wszedł. Monotonnym głosem poinformowała go, że jeszcze zamknięte. Yuuri uśmiechnął się pod nosem, dobrze wiedział, że dla niego przyjaciółka zrobi wyjątek. Przed wyjazdem miał nawet własne klucze do lodowiska i mógł jeździć kiedy chciał. Oczywiście nie za darmo, co to to nie. Yuuri od pewnego czasu przelewał na konto Ice Castle sporą kwotę z każdej nagrody jaką udało mu się wygrać. Katsuki wcale biedny nie był, choć jakoś specjalnie bogaty też nie.
-Yu-chan, chciałbym Ci coś pokazać- powiedział Yuuri gdy już się przywitali.- Wiem, że na pewno to zrozumiesz... chyba chciałem zakochać się jeszcze raz w łyżwiarstwie... tak jak wtedy gdy byliśmy mali... po prostu zobacz.
Z głośników popłynęła muzyka. Yuuri sunął po lodzie z gracją niczym ptak lecący tak blisko wody, że trąca ją swoimi skrzydłami. To był niesamowity widok. Japończyk perfekcyjnie odtwarzał układ mistrza świata jednocześnie dodając do niego coś od siebie i wypełniając pasją, która rozniosła się po lodowisku jak zapach babeczek rosnących w piekarniku. Oczarowanej Yuuko przemknęła przez głowę myśl, że kształtami Yuuri zaczął owe babeczki przypominać, ale szybko wygoniła ją z umysłu. Gdy Katsuki skończył prawie się na niego rzuciła.
-To była perfekcyjna kopia Victora!
Nagle obok niej jak spod ziemi trojaczki, a krótko po nich na lód wtoczył się Takeshi. Znów powitaniom nie było końca. Zawstydzonemu oczywiście Yuuriemu wypomniano tuszę. Japończyk postanowił dać z siebie wszystko na codziennych treningach i schudnąć. Wtedy nawet nie przypuszczał, że za kilka dni jego motywacja jeszcze bardziej wzrośnie.

_________________

Męczyłam ten rozdział, że aż strach i dalej nie jest idealnie, ale mam na dzieje, że fatalnie też nie. Poprawiłabym go jeszcze, ale już mi od niego nie dobrze...

Do następnego!

P.S.

Cytat u góry to fragment tekstu piosenki "Całe Życie Grasz" Szymona Wydry & Carpe Diem

SzczęściarzeWhere stories live. Discover now