***
- Zamieszkaj ze mną.
Cisza, jaka po tym zapadła, wskazywała na pytanie, konstrukcja samego komunikatu - na oznajmienie, ale ton, z jakim zaakcentował wypowiedź, brzmiał jak prośba. A przecież było to zaledwie jedno zdanie. Trzy słowa. Prosty przekaz, a jednak tak trudny w zrozumieniu, szczególnie że w słowniku znajdowały się tysiące, dziesiątki tysięcy innych wyrazów. I zupełnie tak, jakby po kolei analizował każde z tej oszałamiającej ilości pojęć, skołowany Yuuri milczał, prezentując Viktorowi nie mniej zdziwione migdałki.
- Oho, chyba znam ten wyraz twarzy. - Mężczyzna uniósł się z łóżka i dla pewności zbliżył do Japończyka, dostrzegając swoje niewyraźne odbicie w okularach. - Yuuri, wciąż mnie słyszysz?
- Chy-chyba... tak. - Siedzący na skraju materaca Katsuki zamrugał, odzyskując jasność myślenia. Było to jednak nieco trudne, szczególnie po ciężkim, wyczerpującym i pełnym emocji dniu. Dniu, w którym zdobył srebrny medal Grand Prix. - Chociaż przysiągłbym, że przed sekundą widziałem, jak otwierasz usta, ale zupełnie nie pamiętam, co powiedziałeś.
- A ja przysiągłbym, że się ze mną droczysz. - Viktor westchnął, a potem bez zastanowienia wyciągnął spod kołdry prawą rękę. Chwycił dłoń partnera w swoją i ścisnął lekko, chcąc dotykiem zakotwiczyć go na ziemi, żeby znów nie odpłynął. - Yuuri. Proszę, zamieszkaj ze mną.
Tym razem Katsuki drgnął, a na policzki niemal od razu wypłynął delikatny rumieniec. Viktor uśmiechnął się na ten widok. Zawsze taki sam, słodki i nieuświadomiony. Ale nie szkodzi - w końcu dzięki temu miał całą noc, nie, cały czas tego świata, aby móc bezkarnie patrzeć na Yuuriego, czekając na jego odpowiedź.
Hotelowy pokój zdawał się istnieć obecnie jako inny wymiar, wyrzucony poza normalny prąd czasoprzestrzeni. Działało to w obie strony - Barcelona również żyła trochę innym życiem, niespecjalnie przejęta Finałem Grand Prix, będącym w końcu jednym z wielu eventów oferowanych przez to barwne, hiszpańskie miasto. Tymczasowa łyżwiarska stolica na noc zmieniła się w jedną z wielu jej podobnych metropolii, w której sportowcy niknęli pośród potoku rodowitych mieszkańców oraz ławic przypadkowych turystów. Część zawodników cieszyła się bądź opłakiwała swoje występy, a część wolała udać się na wcześniejszy odpoczynek, rezerwując siły na galę oraz następujący po niej bankiet. Właśnie do drugiej grupy należeli Viktor i Yuuri, zmęczeni nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie, co było także związane z niedawnymi przejściami na linii trener-podopieczny. I nie tylko tej linii.
Yuuri wbił wzrok w wąski pasek podłogi dzielący ich zsunięte łóżka. Ten dzień wciąż wydawał mu się mocno odrealniony od reszty rzeczywistości - rano żegnał się z karierą oraz Viktorem, a wieczorem mógł świętować wicemistrzostwo, ponowną możliwość ujrzenia idola na lodowisku i...
I, jak się okazało, ich dalszy wspólny los. A to wciąż nie był koniec zaskoczeń.
- Viktor, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale to brzmi jak... propozycja małżeństwa - powiedział cicho Katsuki, przenosząc spojrzenie z podłogi na twarz partnera.
W oczach Yuuriego można było dostrzec coś w rodzaju błysku zaciekawienia, jakby testował reakcję Viktora, jakby... cieszył się z tego stwierdzenia. Rosjanin zamruczał cicho, zdumiony takim przejawem zainteresowania.
- Nie zapominaj, że to ty pierwszy wyskoczyłeś z tym w Fukuoce - zaśmiał się, kładąc głowę z powrotem na poduszkę. Z rozczuleniem pomyślał o spotkaniu na lotnisku po Rostelecomie czy wieczorze sprzed dwóch dni, na którym dostał od Yuuriego pierwsze miniaturowe złoto. - Nie moja wina, że tak mile to interpretujesz...
CZYTASZ
Dystans, który nas łączy
FanfictionViktor i Yuuri muszą się rozstać... na czas mistrzostw narodowych. Dla jednych to tylko dwa tygodnie, ale dla nich - aż dwa tygodnie. Rostelecom sprawił, że zrozumieli, jak ważni są dla siebie nawzajem, lecz dopiero kolejna rozłąka pozwoli im odkryć...