***
Niedługo po niezapomnianej gali, na której pewien Rosjanin oficjalnie ogłosił swój powrót do zawodów, a pewien Japończyk wraz ze wspomnianym Rosjaninem oczarowali swoim duetem całą zgromadzoną na hali publiczność, Minako i Mari powiedziały wreszcie pas hiszpańskim przygodom. Po zaliczeniu ostatniej atrakcji wyprawy kobiety zdecydowały się opuścić piękną Barcelonę, stwierdzając, że pozostanie w mieście wyłączne na noc to strata czasu. Postanowiły, że sen pozostawią sobie na moment, kiedy będą bujać w obłokach... i to całkiem dosłownie.
Tymczasem Yuuri i Viktor mieli do zaliczenia jeszcze bankiet, dlatego na powrót do odległej, przytulnej Yu-topii mogli pozwolić sobie dopiero dnia następnego. Nie była to łatwa ekspedycja – nawet przy uwzględnieniu optymalnej ceny do długości rejsów, podróż samolotem z przesiadkami w Amsterdamie i Seulu zajęła im ponad dwadzieścia godzin, a różnica stref czasowych spowodowała, że choć wylecieli blisko południa 14 grudnia, w Japonii znaleźli się dopiero 15 wieczorem. A po wysiadce w Fukuoce wciąż czekała ich jeszcze dobra godzina jazdy do samego Hasetsu.
Pociąg linii Chikuhi powoli sunął wyznaczoną trasą, postukując głucho w rytm mijanej trakcji, a światła lamp systematycznie rozbłyskiwały za oknami wagonu, po czym niknęły w ciemnej, grudniowej nocy. Ze względu na porę oraz rzadko uczęszczaną trasę w maszynie siedziało niewielu ludzi - wciąż było zbyt wcześnie dla pracowników korporacji, ale na tyle późno, że większość licealistów i studentów zdołała już wrócić z zajęć, nawet tych klubowych. Obecnie na końcowym odcinku drogi, w wybranym przez łyżwiarzy wagonie znajdowała się poza nimi jeszcze tylko dwójka staruszków oraz młoda kobieta wraz z kotem w koszu podróżnym.
Może też z powodu niewielkiej ilości przypadkowych gapiów Yuuri pozwolił sobie oprzeć głowę o ramię Viktora, zaczynając odczuwać zgubne skutki jet-lagów, niewygodnej klasy ekonomicznej, za którą musiał szarpnąć się z własnej, uszczuplonej zakupem obrączek kieszeni, oraz zwykłego, ludzkiego zmęczenia. Mimo to Katsuki nie spał, ale raz na jakiś czas to wzdychał regularnie, to pocierał czołem o siedzącego obok mężczyznę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że tyle ludzi zjechało na lotnisko tylko po to, żeby przywitać jakiegoś srebrnego medalistę międzynarodowych zawodów... którym przez zupełny „przypadek" okazał się on sam.
- To było jakieś szaleństwo. Tłum, autografy, kwiaty, zdjęcia... - wymieniał cicho Japończyk, ni to do siebie, ni to do rozmówcy.
- Zwykła dola zasłużonego sportowca - zauważył Viktor. Położył dłoń na ramieniu Yuuriego i delikatnie przytulił go do siebie, chcąc chociaż w taki sposób zastąpić koc. – Za to gdyby fanki zaczęły mdleć na twój widok jak na mój po europejskich z zeszłego roku, mogłoby być zabawnie. Ale do tego też dojdziemy – dorzucił z rozbawieniem.
- Ciebie to nie męczy? – zapytał Yuuri, uświadamiając sobie trud idolskiej profesji.
- Jak każdego. Ale w gruncie rzeczy to miłe - mruknął w odpowiedzi Rosjanin. - Chociaż jeździmy głównie dla siebie, to jednak widownia jest tak samo ważną częścią zawodów. Nasz przekaz nie leci w próżnię.
- Właśnie to mam na myśli. Wiesz, byłem święcie przekonany, że jestem uważany za jakiegoś uzurpatora albo egoistę, który zabrał cię z łyżwiarskiego świata i zatrzymał... dla siebie. - Ostatnim dwóm słowom towarzyszyła nagła zmiana tonacji, coś pomiędzy krztuszeniem się a zawstydzonym pomrukiem. Może w trakcie prezentacji programu krótkiego Yuuri potrafił wykrzesać z siebie znaczne pokłady pewności siebie, ale mówienie podobnych rzeczy poza lodowiskiem, tuż przy Viktorze już nie było takie zabawne.
- Egoista? Mało brakowało, a egoistycznie to byś się mnie pozbył... A wzmiankę o uzurpatorze przemilczę, bo patos zaczyna smyrać pięty szekspirowskiego dramatu. - Viktor zaśmiał się i oparł policzek o włosy Yuuriego. Ten nie zaprotestował, wiedząc, że Rosjanin również był zmęczony. - Przecież właśnie wczoraj wspaniałomyślnie mnie oddałeś. Znaczy, podzieliłeś się.
CZYTASZ
Dystans, który nas łączy
FanficViktor i Yuuri muszą się rozstać... na czas mistrzostw narodowych. Dla jednych to tylko dwa tygodnie, ale dla nich - aż dwa tygodnie. Rostelecom sprawił, że zrozumieli, jak ważni są dla siebie nawzajem, lecz dopiero kolejna rozłąka pozwoli im odkryć...