***
Winda tym samym od lat mechanicznym tempem pokonała kilka pięter, a potem zatrzymała się, oznajmiając czterotonową melodią, że przestępujący z nogi na nogę mężczyzna dotarł na żądany poziom. Viktor przeszedł przez korytarz, raźnym krokiem docierając pod drzwi swojego apartamentu. Szybkim ruchem wytarł półbuty ze śniegu, który dzień wcześniej pokrył urokliwą pierzyną Petersburg, po czym wyciągnął z kieszeni rozpiętego płaszcza klucz i wsunął go do zamka. Po dwóch kliknięciach mieszkanie stanęło otworem, a mężczyzna przekroczył próg, powiewając wesoło grzywką przez utworzony za pomocą drzwi podmuch powietrza.
- Wróciłem!
Powitały go dwie wierne towarzyszki - cisza i ciemność. Cóż, japoński nawyk wszedł mu w krew tak bardzo, że okrzyk wypsnął się z ust mimo całkowitej świadomości, że w mieszkaniu nikogo nie zastanie. Nawet Makkachina. Viktor przez chwilę trwał w bezruchu, może czekając na niespodziewaną odpowiedź, a może z zawodu, gdy przypomniał sobie o faktycznym stanie rzeczy, a potem niespiesznie zamknął za sobą drzwi, odcinając się od reszty świata.
Pstryknięcie włącznika rozświetliło przestronny apartament światłem fantazyjnych, podwieszonych na różnej wysokości kinkietów. Energiczny do tej pory Viktor wreszcie rozluźnił ramiona, a obecny na jego twarzy uśmiech powoli zgasł, pozostawiając po sobie jedynie widmo z lekka zrezygnowanej akceptacji. Jeszcze jeden wieczór do odhaczenia. Jeszcze jedna samotna noc do spędzenia w wielkim, pustym łóżku. I jeszcze jeden poranek bez możliwości otworzenia ust do kogokolwiek. Mężczyzna zdjął płaszcz, po czym odłożył go na wieszak, a pod ścianą pozostawił plecak ze schowanymi w niej łyżwami. Fragment płozy w znajomym odcieniu błysnął niewyraźnie przez rozsunięty zamek. Przelotnie rzucił na nią okiem i jeszcze szybciej się odwrócił - to nie było złoto, którego szczerze teraz pragnął.
Niespokojny Viktor zaczął krążyć po pokojach niczym zagraniczny turysta po nieznanym sobie kurorcie, zaliczając po drodze wszystkie ważniejsze przystanki na mapie Nikiforov City. Otaksował wzrokiem wzdłuż i wszerz całą pokaźną biblioteczkę, ale żadna pozycja nie zachęciła go na tyle, żeby był w stanie dla niej unieść dłoń wyżej niż dziesięć centymetrów. Odwiedził łazienkę w poszukiwaniu inspiracji, lecz jedyne, co znalazł, to kończący się papier toaletowy. Zapalił światło w kuchni i nawet zmusił się do sprawdzenia lodówki, jednak szybko stwierdził, że nie miał na nic ochoty, cateringu jak zwykle zapomniał zamówić, a patrzące oskarżycielskim szklanym wzrokiem krewetki zupełnie nie pomagały mu w odzyskaniu utraconego apetytu.
Diagnoza mogła być tylko jedna: Viktor umierał z tęsknoty. Nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca, a wszystko wydawało mu się dziwnie obce, mimo że znajdował się we własnym mieszkaniu... Ale akty własności ani przestronne apartamenty nie miały żadnego wpływu na stan ducha łyżwiarza, bo od ośmiu miesięcy domem Rosjanina stała się Yu-topia Katsuki, a jego miejsce znajdowało się u boku Yuuriego. Nawet największe luksusy nie miały w sobie tego czegoś, co posiadał skromny japoński zajazd i nawet najpodlejsza klasa ekonomiczna w Aerofłocie, jeśli tylko dzielona była wraz z bliskim mężczyzną.
Viktor wreszcie przysiadł na niebieskiej kanapie, wiernej towarzyszce zapomnianej na niemal rok, i westchnął ciężko, rozpierając się plecami o oparcie. Na dwa dni przed zawodami czuł się szczególnie przygnębiony, wiedząc, że choć jednocześnie minęła już niemal połowa rozłąki z Yuurim, to czekało go jeszcze drugie tyle, zanim się spotkają. Narodowe były przekleństwem i błogosławieństwem zarazem - przekleństwem, bo to z ich powodu musieli się rozdzielić, ale błogosławieństwem, gdyż dzięki intensywnym przygotowaniom mógł jak przez ostatnie dwadzieścia lat zapomnieć o całej reszcie doczesnych zmartwień. A Yakov skutecznie w tym Viktorowym zapominaniu pomagał, wyciskając z mężczyzny siódme poty, jakby chciał jednocześnie zemścić się za jego swawolę, jak i pomóc krnąbrnemu podopiecznemu wrócić do pełni chwały.
CZYTASZ
Dystans, który nas łączy
FanficViktor i Yuuri muszą się rozstać... na czas mistrzostw narodowych. Dla jednych to tylko dwa tygodnie, ale dla nich - aż dwa tygodnie. Rostelecom sprawił, że zrozumieli, jak ważni są dla siebie nawzajem, lecz dopiero kolejna rozłąka pozwoli im odkryć...