°1°

1.6K 103 9
                                    

Cichy skrzyp śniegu rozniósł się pod czarnym kozakiem. Chłopak przysunął się ostrożnie w stronę sarny. Knykcie na jego palcach już dawno pobielały od ciągłego naciągania cięciwy. Mimo bólu w kościach, poprawił strzalę. Ten strzał musiał być na tyle dobry by przynajmniej unieruchomić zwierzę do czasu ostatniego ciosu.
Zrobił kolejny krok w przód, celując między szóste, a siódme żebro. Nie było to arcytrudne, ponieważ było widać, że sarenka, tak jak on, przymierała głodem.
~ Z dwojga złego lepiej byś ty umrła. Mój trup na niewiele by się przydał ~ pomyślał, naprężając cięciwe jeszcze bardziej. Ta aż zajęczała z wysiłku, jakby prosiła o puszczenie strzały.
Postanowił więc spełnić jej prośbę. Grot z cichym świstem pomknął ku ofierze, ostatecznie zbijając się w jej delikatne ciało tam gdzie chłopak chciał. Sarna zatoczyła się delikatnie do tyłu, po czym upadła, wydając z siebie ostatnie wołanie o pomoc. Po chwili jednak znowu nastała cisza, a jej ciało całkiem znieruchomiało. Ethan, bo tak nazywał się łowca, odczekał jeszcze kilka sekund z drugą strzałą w ręce przygotowaną do kolejnego ataku. Kiedy pewne było, że łania już nigdzie nie zamierza się ruszyć, schował bełt do kołczanu i ruszył w stronę martwego ciała. Związał jej kopyta i zarzucił ją na plecy, a broń założył na bark. Czerwony materiał peleryny głośno szeleścił, gdy od czasu do czasu zaczepiał o krzewy lub gałęzie. Nie zwracał na to jednak większej uwagi, gdyż jego aktualnym priorytetem było dostanie się do miesteczka przed zapadnięciem mroku, który to zbliżał się wielkimi krokami. W nocy obszar jego polowania był o wiele bardziej niebezpieczny.
Zwierzyna zwykle chowała się w głębszych partiach lasu, a gdzie zwierzyna tam też łowcy.
Po kolejnej godzinie marźnięcia i wędrówce wśród padającego śniegu, Ethan postanowił zrobić sobie krótką przerwę. Ułożył zwierze obok drzewa, a sam usiadł pod rośliną. Jego nogi wołały o pomstę do nieba, gdy chłopak zbyt szybko wykonał ruch. Wiedział, że nogi musiały być już całe sine od zimna i, że jeżeli szybko nie dostanie się do domu, czeka go wizyta u lekarza.
Westchnął, strzepując biały puch z czarnych włosów. Musiał dotrzeć do domu z jeszcze jednego powodu.
Otulił się bardziej czerwoną peleryną i już miał zarzucić spowrotem sarnę na plecy, kiedy usłyszał szelest liści po swojej lewej. Jak na zawołanie zdjął łuk, wyciągnął grot i naciągnął go na cięciwe, mierząc w tamtym kierunki.
Nic.
Nikogo tam nie było.
~ Od tego mrozu mam już halucynacje ~ pomyślał z rezygnacją. Już miał z powrotem chować strzałę, gdy tuż za sobą usłyszał ciche warknięcie i poczuł przeszywający ból prawego ramienia. Wszystko stało się tak szybko. Młody łowca nagle znalazł się przy równoległym drzewie i celował w głowę wilka. Nie. Celował w stronę bestii. W końcu normalny wilk nie ma ponad dwóch metrów wzrostu na czterech łapach, prawda?
Chłopak ciężko oddychał od nagłego natłoku adrenaliny i bólu rany, z której nieustannie leciała krew. Jednak jego uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na bydlęciu.
Brązowe oczy zwierzaka, zimne i okrutne, były wpatrzone w szare oczy, pozbawione jakichkolwiek emocji. Oboje czekali na ten pierwszy ruch przeciwnika.
Po kilku sekunach, które zdawałoby się trwały wieczność, bestia zrobiła ostrożny krok do przodu.
Czuł, że zaraz będzie jego szansa. Nie mógł jej stracić.
Zwierze ruszyło cicho w stronę Ethana. Odbiło się od podłoża, wykonując skok na ofiarę.
Puścił cięciwe. Strzała pomkneła wprost do rozwartego pyska potwora. Ciało padło tuż u jego stóp z głuchym uderzeniem. Brązowe oczy, wcześniej wyrażające okrutną stronę mordercy, zaszły mgłą, upewniając chłopaka, że jego przeciwnik nie żyje.
Odetchnął z ulgą, jednak nie miał czasu na cieszenie się zwycięstwem. Nie mógł zabrać obu zdobyczy, ale też żal mu było zostawić którejkolwiek na pastwę natury. Obie by się przydały jego rodzinie.
Ostatecznie wyjął nóż schowany w kołczanie i nie zważając na nic, zaczął oddzielać futro od reszty ciała wilka.

******************************

- Powiedz mi jakim cudem nic cię nie zjadło? - zapytał doktor Hans, czyszcząc rany chłopaka. Były to trzy długie krechy szarpane, które jakimś cudem nie uszkodziły chłopakowi żadnych nerwów, ani układu krwionośnego.
Ethan syknął gdy lekarz dotknął zbyt mocno poranionego ramienia, jednak mężczyzna nie przejął się tym za bardzo i nadal kontynuował bolesny zabieg. - Więc co było po tym zabiciu bestii? -
- A co miało być? Obdzierałem ją ze skóry przez bite półtorej godziny. Kiedy skończyłem było już dawno po zmroku. Gdyby nie Pan, już dawno leżałbym martwy przy jakimś drzewie. A tak właściwie to co Pan robił o tak późnej godzinie w lesie? Wiem, że to nie było daleko od miasteczka, ale sam Pan widział co mnie zaatakowało. - odpowiedział łowca, patrząc podejrzliwie na doktora. Był to wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji. Pomiędzy jego długimi, czarnymi włosami przeplatały się siwe pasemka. Spod krzaczastych brwi można było dostrzeć niebieskie oczy. Nos był duży, aczkolwiek spłaszczony, a mimo to było widać, że jest delikatnie wykrzywiony w lewą stronę. Wszyscy wiedzieli, że jest to spowodowane sprawdzaniem nowych metod nastawiania kościa. Na samą myśl po plecach chłopaka przeszedł nieprzyjemny dreszcz, chociaż tak naprawdę cieszył się, że to nie pacjenci są królikami doświadczalnymi.
- Już. Pamiętaj by się oszczędzać, bo o ile sobie przypominam będziesz jedną z osób występujących w Noc Gwiazd, czyż nie? - związał bandaż i odsunął się od ręki. Chłopak pomachał kilka razy ramieniem, upewniając się czy jest sprawne. W końcu jak wspominał doktorek miał brać udział w dość ważnej uroczystości. Tej nocy wszyscy mieszkańcy kraju brali udział w "wypędzaniu" złych demonów, które to wypełzły z piekła przez magię najdłuższej nocy w roku. Tak naprawdę wszyscy się spotykali by zjeść, upić się oraz tańczyć.
Ethan osobiście nie przepadał za tym świętem. Uważał, że jest zupełnie niepotrzebne. Większość obywateli i tak nie wierzyła w takie bzdury jak demony, czy inne straszne postacie.
Nastolatek założył w powrotem płaszcz, futro zarzucił na czerwony materiał, a ciało łani na plecy. Dr. Hans, aż parsknął śmiechem, jednak chłopak to kompletnie zignorował, nie zaszczycając go nawet morderczym wzrokiem.
- Do widzenia - powiedział cicho, otwierając drzwi chaty. Nagły oraz zimny powiew wiatru sprawił, że na całym ciele przeleciał dreszcz. Jak on nienawidził zimy.
Przed zamknięciem drzwi usłyszał jeszcze jak mężczyzna życzy mu szybkiego powrotu do zdrowia.
Kapturek spojrzał w gwiazdy i pomyślał, że zapas farta na najbliższy rok właśnie mu się skończył.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czerwony Łowca [Yaoi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz