~ Przygotowania do święta szły pełną parą. Dekorowano, gotowano i sprzątano tylko po to by ukazać się jak najlepiej. Wszyscy byli dla siebie nadzwyczaj mili. Oczywiście były pewne wyjątki, które to nawet podczas tego magicznego pozostawały markotne i.. ~
- Ethan! Znowu mnie nie słuchasz! - w pokoju zabrzmiał głośny skrzek, który jednak zaraz zamienił się w melodyjny głos wiekowej kobiety. Była to niska, odrobinę garbata staruszka o skórze lekko ziemistej. Jej siwe włosy zostały uwiązane w luźny kok, którego wystawało kilka niesfornych pukli. Pod starannie wyregulowanych brwi, można było dostrzec pare szarych oczu, które to swoim kolorem były trochę ciemniejsze, niż księżyc w pełni. To była jedyna rzecz, która upodobniała go do kobiety, i jedyna która była również pamiątką po jego ojcu.
Usta były prawie niewidoczne, i gdyby nie bordowa szminka, nawet by się nie zauważyło gdzie wargi się kończą. Była ubrana w długą, błękitną suknię i biały fartuszek zawiązany na biodrach.
- P-przepraszam, zamyśliłem się - wymamrotał chłopak, chowając twarz w dłoniach, podczas gdy koniuszki jego uszu poczerwieniały. Kobieta westchneła cicho, po czym uszczypneła wnuka w bok, powodując ciche piśnięcie.
- Jak już mówiłam... - zaczeła, prostując chorą rękę. Jak większość kobiet w wiosce znała się na roślinach i wywarach leczniczych, i może nie dorównywała umiejętnościom lekarzowi, jednak dopóki Dr. Hans był w Yitenie, takie sposoby będą się jak najbardziej sprawdzać - ... powinieneś chociaż raz udawać, że się cieszysz. Przecież wiesz, jak bardzo ludzie lubią to święto. A poza tym, występujesz jako jeden z głównych oczyścicieli świata.-
Czarnowłosy tylko przewrócił oczami i już chciał zabrać rękę by zakończyć tą głupią rozmowę, jednak powstrzymał go ból z przedramieniu przez "przypadkowo" wbite paznokcie. Aha, czyli koniec tematu, masz to zrobić i już. Świetnie.
Uśmiechnął się ze skruchą, w duchu przeklinając się, że dał się podpuścić jakiejś staruszce. Kobieta natomiast tylko się uśmiechneła i zaczeła zakładać nowy opatrunek. Rana praktycznie w ogóle się nie zagoiła. Jedną rzeczą, która się zmieniła od czasu ataku ze strony wilka, był zniknięcie zaczerwienienia oraz krwi, i szczerze mówiąc wolał widok z osoczem, bo przynajmniej nie było tego obrzydlistwa widać.
- Paskudztwo! Naprawdę nie wiem co ty z tym wilkiem robiłeś! - rzuciła zmartwionym głosem babuszka - Żywokost powienien ci pomóc, zobaczysz! Do wieczoru będzie wszystko dobrze! - podeszła do małego gara stojącego w kącie domu, po czym do średniej wielkości drewnianej miski naleła gęsty, obrzydliwy płyn, chociaż lepsze określenie byłoby glut. Wbrew pozorom, nie chciała by jej wnuk brał udział jako oczyściciel. Zawsze w to święto działo się coś złego. A to dach się załamie, a to ktoś umrze. Raz nawet, gdy jeszcze ojca Ethana nie było na świecie doszło do rozprzestrzenia się epidemii. Aż bała się pomyśleć co tym razem się stanie. Dlaczego wpadła na trochę głupi, aczkolwiek dobry pomysł. Zamiast wywaru chciała mu podać trochę bardziej "szkodliwe" ziółko. Broń Boże nie chciała go zabić. Miała nadzieję, że rośliny przyprawią jej wnuka o takie bóle ramienia, że postanowi jednak nie iść, a i sąsiedztwo nie będzie mówić, że wybraniec był za leniwy by się stawić. Plan idealny, prawda?
Ale nie przewidziała, że jej pociecha postanowi zwiać z domu walniętej babci, domyślając się, że coś kombinuje. Znał ją zbyt długo, by nie zauważyć tej pewności siebie, która często towarzyszyła jej w niecnych planach.***
- Nie rozumiem dlaczego od niej uciekłeś! Może serio chciała ci pomóc, a ty ją tak bezczelnie wystawiłeś? - zabrzmiał marudny głos Mii. Ethan to dopiero potrafił wejść z deszczu pod rynnę. Starą wariatkę, która najchętniej zamknęła by go w klatce, ale jednocześnie zaganiała do polowania, zamienił na marudzącą nastolatkę, która podzielała zdanie wariatki. No, może nie zawsze, ale teraz jak najbardziej - Wiesz, że może ona teraz płaczę i zastanawia się co zrobiła źle.
- Oj, wiesz, że to nie prawda.. - odezwał się wreszcie chłopak, mający już po dziurki w nosie marudzenia dziewczyny. Mimo, że byli najlepszymi przyjaciółmi od malucha, Mia nadal uważała, że każdemu trzeba wybaczać, a później pokochać. Po prostu sądziła, że każdemu należy się wybaczenie, miłość oraz wiara. To ostatnie przede wszystkim.
- Obstawiam bardziej, że teraz przeklina mnie na wszystkich nieistniejących Bogów oraz rozmyśla jaką karę mi tym razem dać. -
-Co nie zmienia faktu, że to było po prostu niemiłe. -
Skręcili w jedną z uliczek prowadzącą na plac główny. To właśnie tam miała rozpocząć się ceremonia "zapieczętowania" wrót piekła. Kapturek westchnął cicho, łapiąc się za poranioną rękę.
- Będzie dobrze, zobaczysz... Puścisz strzałę, po czym jakby nigdy nic wrócisz do domu. Nikt nawet nie zauważy Twojego zniknięcia - pomyślał, nawet nie zdając sobie sprawy, że druga część jego planu stanie się naprawdę trudna do zrealizowania.***
Taniec, muzyka, śpiew. Czego chcieć więcej w święto zamykania demonów w piekle? Ethan właśnie sprawdzał czy cięciwa jest dobrze naprężona, kiedy to nagle został brutalnie uderzony w lewe ramie. Syknął z bólu, a do kącików oczu wleciały łzy. Spojrzał morderczym wzrokiem na osobę obok niego, ale i tak wiedział kogo tam zastanie.
- No kogo my tu mamy! Naszego dzielnego, małego oraz niewinnego Czerwonego Kapturka - powiedział brunet, próbując powiedzieć to najbardziej przesłodzonym głosikiem. Jack, chłopak, który wręcz niecierpiał Ethana, zresztą z wzajemnością. Od lat ze sobą konkurowali w strzelaniu z łuku lub w zapasach, i chociaż w tym drugim był o wiele lepszy od chłopaka, nadal nie mógł przełknąć swoich przegranych w konkursach strzeleckich. Jego zazdrość i rozpuszczenie do granic możliwości nie mogły zrozumieć, czemu to akurat Ethan jest lepszy od niego.
- Może byś wreszcie zdjął ten płaszczyk? Bo wyglądasz w nim jak baba - rzucił, łapiąc czerwony materiał i próbując go zdjąć z łowcy, ten jednak szybko złapał za łuk, przełożył przez głowę przeciwnika i bezceremonialnie przycisnął cięciwe do jego szyi.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a obiecuję, że obetnę ci ten pusty łeb i przybije nad drzwiami z tabliczką "Tak kończą idioci atakujący uzbrojonego", a resztę ciała rzucę wilkom na pożarcie, kapujesz? - Warknął do ucha Jacka przez zaciśnięte zęby, coraz to mocniej ciągnąc za drewienko.
Opanował się dopiero wtedy, gdy do jego uszu doszły błagalne proźby o zaprzestanie. Jak poparzony puścił łuk i cofnął się do tyłu, wpadając przy okazji skrzynię z bronią, oczywiście się przewracając. Oboje z chłopakiem patrzyli sobie przerażeni w oczy, dopóki ofara przyduszenia wreszcie się nie odezwała.
- Jesteś jakiś popierdolony... - powiedział zachrypniętym głosem, od razu rzucając się w stronę wyjścia z namiotu.
Ethan nie mógł zrozumieć co się właściwie działo. Wszystko co przed chwilą zrobił widział jakby z boku. Nie mógł ruszyć się własnym ciałem, nie mógł powiedzieć nic swoimi ustami. To było straszne.
Czy on prawie zabił Jacka?***
- Na miejsca oczyściciele! Zebraliście się tutaj by... - zaczął swoje przemówienie starszy mężczyzna imieniem Chris. Wszyscy wybrańcy sięgneli po swoje łuki. Było ich łącznie dziesięciu, w różnym wieku. Najmłodszą osobą był rzecz jasna łowca, natomiast najstarszą była matka jego niedoszłej ofary, która zresztą stała tuż obok swojej rodzicielki. Kapturek mógł się założyć, że zdążył o tym incydencie powiadomić połowę wioski, mówiąc jak to "Zły i niedobry strzelec prawie go udusił, rzecz jasna bezpodstawnie". Aż miał ochotę powtórzyć całą akcję, tym razem nie zaprzestając na lekkich siniakach oraz zachrypniętym głosie.
Na jego twarz wpłynął delikatny uśmieszek, gdy ich mentor kazał naciągnąć strzały. Może by tak przez przypadek puścił grot w złą stronę? Wypadki się przecież zdarzają, nieprawdaż?
Etchan uderzył się dość boleśnie w policzek. Co jest? Czemu nagle jego myśli krążą ku zabójstwu wroga? Może i go nienawidził, ale przecież to nie powód by kogoś od razu pozbawić życia! Zdecydowanie nie powinien tutaj przychodzić. Wypełnił rozkaz, kierując strzałę w górę.
- ..Niech nas Bogowie mają w opiece! - rozległ się głos mężczyzny, a deszcz płonących strzał poleciał wprost ku niebu.
W tym samy momencie za plecami obrońców rozległ się głośny, gardłowy warkot.
- Tu jesteś*- osoba mająca za zadanie "zamknięcia wrót w piekle, by demony stamtąd nie uciekły". Tak naprawdę robili za dekoracje.
+++
Wreszcie drugi rozdział. T-T Jako osoba głupia, chciałam was wszystkich przeprosić za mojego lenia oraz sklerozę do haseł. T-T Mam nadzieję, że mi wybaczycie i, że rozdział wam się chociaż trochę podobał.
CZYTASZ
Czerwony Łowca [Yaoi]
Short StoryCo by się stało, gdyby czerwony kapturek był chłopcem? Dodatkowo łowcą, który to w swojej obronie dopóścił się czynu niedopuszczalnego w sferze bestii? Jak potoczą się jego losy, gdy jego kat zamiast go zabić, postanawia go zniewolić? Uwaga! W opowi...