Bo przy nim zapominam, zapominam jak było mi źle...
****
AileenKolejny pochmurny dzień nie przyniósł, jak dotąd mojej wolności.
Komnata bo raczej tak można ją nazwać jest pozbawiona jakichkolwiek kolorów. Panuje tu szarość i monotonia. Nie chciałabym mieszkać w takim domu, nie czułam bym się dobrze. Z resztą teraz nie czuje się w cale lepiej, jestem jak ptak, który nie może latać.
Zmuszona postanowiłam przeciwstawić się lękom i pomaszerowałam do gabinetu Alfy.
Z lekkim szamotaniem serca zapukałam leciutko w drzwi.- Nie musisz pukać Aileen. - Skołowana stałam nadal za drzwiami i zastanawiałam się skąd wiedział, że to właśnie ja...
Przełamałam strach i weszłam do środka.
- Mogę posiedzieć z tobą chwilę? - Zadałam pytanie nie myśląc za wiele co robię.
Alfa jedynie pokiwał głową przeglądając jakieś papiery.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z własnej głupoty. Po co chciałam w ogóle tu przychodzić, może liczyłam na chociażby najkrótszą rozmowę.Chwilę patrzyłam na skupienie wypisane na twarzy mojego porywacza, i gdyby nie te okoliczności mogłabym z całą pewnością przyznać, że w życiu nie spotkałam tak przystojnego mężczyzny.
Alfa ma grubo zarysowane kości policzkowe i zapewne szorstka skórę. Jego dwudniowy zarost dodaje mu tylko większego uroku. Ciemne włosy lekko zmierzwione stercza we wszystkie strony a i tak wygląda słodko.Jestem żałosna pomyślałam od razu. Ten facet porwał mnie i przetrzymuje w brew mojej woli, a ja... Ja zastanawiam się dlaczego jest taki męski i seksowny. Coś jest ze mną nie tak.
- Pójdę już, nie będę ci przeszkadzać.- Wykrztusiłam w końcu oddalając się do wyjścia.
- Daj mi dwie minuty, później możemy porozmawiać. - Dodał pospiesznie przyglądając się bacznie co zrobię. Postanowiłam zostać jeszcze chwile i w końcu dowiedzieć się co robię w tym miejscu.
Po parunastu minutach Alfa zamknął teczkę i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Wiec... o co chciałaś zapytać ? - Odpowiedział po sekundzie gapienia się prosto w moje oczy.
- Chce wiedzieć kim jesteś. - Moje usta jeszcze nigdy tak nie drżały, nie wiem, boje się jego odpowiedzi.
Szatyn potarł lekko zmęczone skronie, przysiadł na rogu biurka uwydatniając swoje postawne barki.
- Nazywam się Gadriel Arthur Lonclud. Należę do rodu Blacków dawnych Indian. W wielu dwudziestu pięciu lat władam największym stadem wilków na tej półkuli. - Urwał a ja zastanawiałam się jak można być Panem wilków, przecież to dzikie zwierzęta...
- Musisz mi zaufać a w tedy uwierzysz. - Gadriel podszedł do mnie i ujął delikatnie moje dłonie, które przy jego wyglądały jak ręce małej dziewczynki. - Pokaże Ci moją naturę, ale musisz obiecać, że nie uciekniesz. -Tajemnicze słowa szatyna jeszcze bardziej mnie zaciekawiły.
- Obiecuje... - Wyszeptałam wciąż zbita dotykiem jego ciepłych dłoni.
Nim się obejrzałam Gadriel ujął mnie zwinne w pasie i wyskoczył ze mną przez okno.
Przeraźliwy krzyk wydobył się z moich ust. W pierwszej chwili pomyślałam, że oszalał i chce nas pozabijać, gdyż jego gabinet mieści się jakieś trzy i pół metra od ziemi. On natomiast wylądował na trawie z taką gracją jak robią to koty, spadając na cztery łapy.
Wtulona w jego ciepłe ciało chciałam ukryć się przed światem.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. - Te dwa słowa wypowiedziane z jego ust sprawiły, że gdzieś tam głęboko w środku poczułam się bezpiecznie..
Hej :) Mam nadzieje, ze nie zawiodłam was i rozdział przypadnie wam do gustu :)
Piszcie co myślicie 😊

CZYTASZ
Hunter
WerewolfTo co bywa oczywiste nigdy takie nie jest... Czy poza światem, który znamy istnieje coś więcej ? Niektóre tajemnice niosą ze sobą niebezpieczeństwo. A to co na pozór jest normalne mija się z normalnoscią.