Epilog

3K 293 64
                                    

*Dwa tygodnie później*

Siedziałam na jednej z wielkich kanap w Avengers Tower z Sam, z boku i przeglądamy gazetkę o wdzięcznym tytule ,,Poradnik Młodej Pary". Steve z łaski swojej wreszcie oświadczył się swojej dziewczynie i ślub planowany jest na wrzesień. Czyli za niecały miesiąc. Sam będzie wtedy w czwartym miesiącu ciąży. Niby jeszcze pięć miesięcy oczekiwania, ale ciąża bliźniacza jest już widoczna. 

- Jakie kwiaty wybrać? - pyta, a raczej jęczy Sam. 

- Ja bym brała najdroższe jakie znajdziesz - mówię zaczepnym głosem. - Skoro to nasz ukochany miliarder wszystko sponsoruje.

- Nie wiem jakim sposobem Stark się na to zgodził. - Dziewczyna kręci głową i siada po turecku. 

- Och, to bardzo proste -  mówię z nutką rozbawienia w głosie. -  Magiczna siła zwana miłością.

- Że co?

- Pepper działa cuda. - Puściłam oczko do Anthony'ego, który właśnie przechodził przez salon do kuchni. Manifestacyjnie założył ręce na piersi i odwrócił głowę w stronę okna, pełniącego również funkcję ściany. 

- Tony! To wspaniały prezent ślubny! Sam ślub! - śmieję się z jego miny. - Nikt cie nie przebije jeśli chodzi o prezent!

- O Boże, Merlinie, Odynie czy co tam jeszcze istnieje - mamrocze Iron Man i znika za ścianą. 

- POPATRZ NA TO! - krzyczy Sam. -  Jest idealna!

- Faktycznie, nawet ma różne odcienie. Popatrz, pudrowy róż, kość słoniowa, połyskujące srebro i czerwień, ale ona z góry odpada.

- Biała, tradycyjna! Musi być lśniąco biała! 

- Sama wybrałabym białą, więc cię rozumiem.

-Z czego się tak cieszycie? - Steve nachylił się nad oparciem kanapy i pocałował Sam w skroń i owinął ramiona wokół jej szyi. Kobieta zwinnie się obróciła i klęcząc na kanapie dała mu całusa w policzek.

- To może ja już wyjdę - mruknęłam zadowolona, że Rogers ma kogoś takiego, jak ona. - Odwiedzę Sashe, dawno u niej nie byłam.

- Byłaś u niej wczoraj.  - Głos, który rozbrzmiewa obok mojego ucha omal nie sprawiał, że dostałam zawału. 

- Loki ty debilu! -  wrzeszczę na niego. -  Miałeś tak nie robić!

- I odebrać sobie radość z dręczenia ciebie? - prycha. - Nigdy.

Kiedy jego ręce spoczywają na moich biodrach, słyszę rozbawiony głos Steve'a.

- I kto tu komu przeszkadza?

***

Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego. Rodzina, przyjaciele, miłość. Ale jak widać los potrafi zaskoczyć, nie tylko mnie. Wszystko się układa się tak, jak powinno. Kiedyś sądziłam, że nie będę mieć osoby,  którą chciałabym spędzić resztę życia, długowiecznego życia. Teraz po jednej stronie mam brata, po drugiej narzeczonego. Uwierzycie, że to zrobi? Laufeyson mi się oświadczył. Nie wiem co jest dziwniejsze, to że ot zrobił, czy to, że się na to zgodziłam. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale nigdy nie byłam szczęśliwsza niż w tamtym momencie. 

Teraz staliśmy w kościele, pięknym, wielkim kościele i obserwowaliśmy, jak  pan młody, a w sumie to całkiem stary, licząc lata spędzone w lodzie, denerwuje się  przed ołtarzem. Nie zupełnie czym, kobieta, którą zaraz weźmie za żonę, idzie wolnym krokiem w rytm melodii wygrywanej przez organistę. Sasha i druga dziewczynka rozsypują przed nią płatki różowych róż, a długi welon ciągnie się za nią wieńcząc wspaniałą suknię wykonaną z delikatnej koronki i najdelikatniejszego tiulu. Cała świątynia tonęła w słodkim zapachu. Stare, mosiężne żyrandole z masą świec tworzyły idealną atmosferę. Dawno nie widziałam tak romantycznego ślubu. 

Cieszyłam się, że od misji na Cealei w mieście panuje spokój, żadnych złoczyńców, zmutowanych potworów, zbuntowanych bohaterów. Niezmącony spokój.

- Nasze wesele będzie lepsze - szepnął mi do ucha Loki.

W odpowiedzi ścisnęłam jego dłoń i posłałam delikatny uśmiech. Nagrodził mnie tym samym, co jeszcze bardziej uświadomiło mi, jak ważny dla mnie jest. Te uśmiechy były tylko dla mnie. Byłam tak zatopiona w swoich myślach, że pomimo obserwacji całej ceremonii, dobiegły do mnie jedynie słowa: ,,Możesz pocałować pannę młodą", i wiwat zebranego tłumu. 

Słońce na niebie, delikatny wiatr, radosny śmiech i nadzieja. Ta kwitnąca w sercach nadzieja. Na piękne życie, szczęśliwe dzieci, wieczory w gronie znajomych. Nawet ja w to uwierzyłam, zrozumiałam, że to możliwe, że mogę tak żyć. Ja, która została wygnana, oszukana, wyśmiana przez własnego ojca, uznana za zdrajczynię. Uwierzyłam i będę wierzyć. Szmaragdowy kolor jego oczu nie pozwoli mi, by ta na nadzieja na wspaniałe życie wyblakła. Kocham go. Kocham tych wszystkich ludzi, moich przyjaciół. 

Moją rodzinę.

Srebrne Więzienie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz