···
tyler schodził ze sceny. czuł adrenalinę buzującą w żyłach. krzyki tłumów wciąż dudniły na widowni, ale on już tam nie wracał.
on wracał do domu. do jego azylu, do bezpiecznej przystani. do josha.
przetarł twarz dłonią. była wilgotna, podobnie jak całe jego ciało. w tej chwili potrzebował prysznica, jak najzimniejszego.
szedł cichym korytarzem. był wielki, pusty, taki... zimny. zawsze wolał iść takimi w drugą stronę, czując ekscytację zamiast stopniowo ulatującej euforii.
ale przynajmniej mógł przestać wyczekiwać swojego własnego, intymnego momentu z joshem, którego nie musiał dzielić z milionami osób.
tyler ściągnął koszulkę, czując w mięśniach lekkie zmęczenie. czekała go przyjemna noc, zaplanował z joshem wyjście do centrum. chciał móc sobie pozwalać na inny charakter tych wyjść, bardziej romantycznych ale nigdy nie wiadomo, czy jakiś fan nie uwieczni ich momentu.
wszedł do niewielkiego pomieszczenia, na jego drzwiach widniało jego imię. mimowolnie się uśmiechnął, miał własną garderobę, zespół, fanów. wszystko, o czym marzył, grając za grosze w ohio.
szybko się rozebrał i wszedł do kabiny. zimna woda płynęła z góry, wdzierając się do jego oczu, nosa i ust. toczyła się po jego ramionach, niknąc w wielkiej plamie wody na podłodze. tyler zaczął drżeć, kilka sekund z takim zimnem mu w zupełności wystarczyło, dlatego dodał ciepłej wody, kręcąc kurkiem. stał pod strumieniem letniej wody z zamkniętymi oczami i zastanawiał się, gdzie zabierze dzisiaj josha.
jego sława była jego największym spełnionym marzeniem. bywała też przekleństwem.
···
josh w tym czasie płakał.
był w drugiej części budynku, tak daleko od tylera jak tylko się dało. nie chciał, by on zobaczył łzy, które zamazywały obraz chłopaka.
tyler nie zasługiwał, żeby widzieć swojego ukochanego w takim stanie. josh nie chciał, by ten miał złamane serce.
josh osunął się bezwładnie po ścianie i schował twarz w dłoniach. płacz targał jego ciałem, a on nic nie mógł na to poradzić.
wiedział, że nie powinien. wiedział, że kolejne minuty spędzi w łazience, trąc zaczerwienione powieki walcząc, by się nie rozpłakać, ale teraz chciał wykorzystać ten moment samotności, żeby kolejny raz wypłakać swój żal.
josh wiedział, że nie może sobie pozwalać na takie chwile, że musi doceniać to co ma. a miał dużo, miał w dłoniach cały świat. nie sławę, aparycję czy pieniądze, ale tylera.
to jednak nie wystarczało, nie mógł się nim nasycić. nie miał na to czasu i pozwolenia, ktoś kierował jego życiem jak sznurkami marionetek. josh mógł tylko bezsilnie tańczyć w tym okropnym korowodzie, nie mając odwagi na złamanie zasad.
otarł oczy. powinien wracać do swojego chłopaka, który kończył prysznic, ale josh zwyczajnie nie miał na to siły.
miał wrażenie, że zamiast kontraktu podpisał cyrograf.
CZYTASZ
lies | joshler
Fanfictionkłamstwa kłamstw kłamst kłams kłam kła kł k ko kon koni konie koniec [nas]