Rozdział 23 - Sztuka dotrzymywania sekretów.

109 12 1
                                    

W miarę oddalania się od fabryki krok Clary stale przyspieszał, aż chwilę później biegła ile sił miała w nogach, byle jak najdalej od tego miejsca. Odłożyła myśli o bracie - on naprawdę żyje? i to jeszcze ma dziewczynę? ba, NARZECZONĄ?! - na bok. Znała położenie miejsca, w którym ukrywał się Mickel. Musiała powiedzieć reszcie, zanim się ulotni, a zrobi to na pewno, gdy dowie się, że uciekła. Miała mało czasu. Musiała szybko dostać się do Instytutu, a nie znała nawet swojego własnego położenia. Mknęła pomiędzy starymi kamienicami, zbyt skupiona na pracy nóg, żeby zwracać uwagę na drogę. Nie dotarła jednak daleko. Ledwie chwilę później zderzyła się z kimś na zakręcie. Męskie ramiona oplotły ją w pasie nie pozwalając się odsunąć, ale zanim zdążyła zacząć się wyrywać poczuła znajomy zapach perfum. Identyczne podarowała niedawno Jace'owi.

Odsunęła się odrobinę tylko po to, żeby móc zarzucić chłopakowi ręce na szyję.

-Jace!- zawołała.- To naprawdę ty! Jak mnie znalazłeś?

-Emm.- Jace zaciął się na chwilę, zastanawiając się czy powinien teraz mówić jej, że jakiś facet przyniósł do Instytutu koordynaty razem z pierścieniem rodowym Morgensternów... Ta, to chyba nie była najlepsza pora.- W sumie, to sam nie jestem pewien, to trochę podejrzana sprawa. Ważne, że jesteś.- skwitował i połączył ich usta w czułym pocałunku.- Co się stało? Jak uciekłaś?

-Eee.- Tym razem to Clary nie wiedziała, co powiedzieć. W gruncie rzeczy, wiele się wydarzyło w ciągu ostatniej doby. Nie mogła po prostu powiedzieć, że żyła tylko dzięki Jonathanowi, który, notabene, powinien być martwy, oraz jego... narzeczonej. Kto wie jakby zareagowali na te rewelacje.- To... trochę długa historia. Ważne, że jestem.- dodała rozbrajająco i przyciągnęła Jace'a do kolejnego pocałunku, licząc, że tak uda jej się ukryć zdenerwowanie.

Simon kaszlnął kilkakrotnie chcąc zwrócić na siebie uwagę rudowłosej. I zadziałało, Clary oderwała się od Jace'a i przytuliła mocno swojego przyjaciela, a potem także Izzy. Alec nie był tak wylewny, ale za to uśmiechnął się do niej - szczerze - i od razu przeszedł do sedna.

-Wybaczcie, że przerwę tę ckliwą scenkę, ale lepiej będzie jeżeli już się stąd zmyjemy. Wampiry, co prawda nie będą cię szukać w środku dnia, ale demony to inna sprawa.

-Nie możemy tak po prostu odejść.- zaprzeczył Simon.- Wiem, że to delikatna sprawa, ale właśnie mamy jak na widelcu główną siedzibę rebeliantów!

-Aż nie wierzę, że to mówię- dodała Izzy.- Ale czy nie powinniśmy powiadomić Clave? Za parę godzin może ich już tu nie być, przepadną razem z Kielichem.

-Jakim kielichem?- wtrąciła Clary. Pozostała czwórka spojrzała na nią wymownie.- Tym Kielichem?! No nie gadajcie! Kiedy?

-Parę godzin temu.- odparł Jace, przeczesując palcami grzywkę w nerwowym geście, po czym ujął Clary za rękę.- Ale to teraz nie nasz problem, trzeba zabrać cię w jakieś bezpieczne miejsce. Możemy powiadomić Maryse i Roberta, gdy będziemy już w Instytucie.

-Nie!- krzyknęła odruchowo Clary, czym wywołała zdziwienie u wszystkich wokół.- To... znaczy... Nie wiem, czy to dobry pomysł. Może zamiast działać pochopnie spróbujemy lepiej poznać wroga? Wiecie, nie wiemy ilu ludzi ma na miejscu, ani z kim nawiązał współpracę. Do wieczora i tak się stąd nie ruszą, nie ryzykowaliby wyjścia na słońce.

Jace, Isabelle i Alec wymienili zdezorientowane spojrzenia, a Simon spojrzał na Clary wyraźnie zaniepokojony. Zachowywała się co najmniej dziwnie, nawet jak na kogoś kto został porwany przez wampiry. Clary zdawała sobie sprawę jak podejrzanie musi to dla nich wyglądać, ale nie mogła odpuścić. Jeśli wezwą teraz Clave to Jonathan... Jonathan przestanie być tajemnicą. To nie był byle jaki sekret, tu chodziło o życie... jej brata. Mimo wszystkiego, co zaszło między nimi w przeszłości, czuła, że nie może tak po prostu wydać go nefilim. Dlatego wpatrywała się w Jace'a z uporem i desperacją, licząc na to, że zobaczy jak bardzo jej zależy i stanie po jej stronie.

-Clary... Clary może mieć trochę racji.- powiedział w końcu do swojego parabatai. Rudowłosa musiała się powstrzymać przed wskoczeniem na niego i uściskaniem go.- Wampiry nie ruszą się nigdzie do zachodu słońca, a Alicante nie runie jeśli Clave poczeka jeszcze parę godzin.

-W porządku.- zgodził się Alec, choć nie wyglądał na przekonanego.

-Razem z Simonem zabierzcie Clary do Instytutu. Ja i Alec zostaniemy i będziemy mieć na wszystko oko.- Izzy przejęła dowodzenie i uwiesiła się na ramieniu starszego brata uśmiechając się w swój charakterystyczny isabelowaty sposób.

-Masz wystarczająco siły, żeby otworzyć bramę, Clary?- zapytał Simon.

Dziewczyna przytaknęła ostrożnie. Cały czas czuła tępy ból w potylicy i momentami dzwoniło jej w uszach, ale nie było to na tylko poważne, żeby nie mogła stworzyć bramy. Wyciągnęła stellę i narysowała nią runę otwierającą na ścianie.

Gdy tylko brama zamknęła się za Jace'm, Alec wymienił z Izzy konspiracyjne spojrzenia.

-Czy tylko mnie coś tutaj bardzo nie pasuje?- zapytał.

-Nie tylko tobie, braciszku.- westchnęła.- Nie tylko tobie.

Razem ruszyli w stronę, z której przyszła Clary.



------------

Renata już na wpół przysypiała oparta o ramię Akiry, kiedy głośny huk przywrócił ją do rzeczywistości tak, że niemal podskoczyła. Jonathan, który jakieś pół godziny temu poderwał się na nogi i zaczął wydeptywać ścieżkę w podłodze stał teraz przy drzwiach celi z pięścią wciąż wbitą w chłodny metal. Gdy ją odsunął cienka warstwa rdzy i kurzu posypała się na podłogę.
Renata przetarła klejące się po nieprzespanej nocy oczy, ale w żaden sposób nie skomentowała jego zachowania. Rozumiała, że jest zmęczony i zły, pewnie nawet wściekły. Podobnie jak Akira, który mimo iż zdawał się pogodzić z rolą poduszki, od dłuższego czasu stukał palcami o swoje ramię i marszcząc brwi, wbijał wzrok w podłogę obok swoich skrzyżowanych nóg. Netaron przez pierwszych parę minut obserwował ich z obojętną miną, po czym rozpłynął się w powietrzu. Renata nie widziała go od tamtej pory.
Dziewczyna westchnęła cicho i ignorując zmęczenie, wstała z kamiennej posadzki.
-W porządku?- zapytała, podchodząc do Jonathana i sięgnęła po jego rękę. Wierzch dłoni był lekko zaczerwieniony, ale nic nie krwawiło, a siniak miał pojawić się dopiero za parę godzin.

-Nie, nie jest w porządku.- powiedział napiętym tonem, ale nie cofnął ręki.- Nic nie jest w porządku.

City of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz