Rozdział 4 - Kłopoty to stworzonka stadne

191 14 0
                                    

Pandemonium nie zmieniło się ani trochę, odkąd rudowłosa była tam po raz ostatni. Nadal było tłoczno, głośno i dość ciemno, bo jedyne oświetlenie, nie licząc lamp nad barem, stanowiły kolorowe światła, tańczące po parkiecie i ścianach.

Nagle Clary zalała olbrzymia fala wspomnień związanych z tym miejscem. Jej szesnaste urodziny, pierwsze spotkanie z Jace'em, Alec'iem i Isabelle... chaos jaki zapanował potem w jej życiu. Potrząsnęła głową, gdy jej myśli zaczęły zbaczać na te tory. Tym razem nie przyszła tu, żeby się bawić, tylko żeby polować. I owszem, dla Izzy i Jace'a zabijanie demonów było rozrywką, ale dla niej i Simona nie bardzo. Zabijanie demonów kojarzyło jej się z porwaniem matki i walką o przetrwanie, a raczej ciężko z któregokolwiek z nich czerpać frajdę. Za jakiś czas to z pewnością ulegnie to zmianie, ale póki co było w niej jeszcze zbyt wiele z Przyziemnej. Nawyki Nocnych Łowców przychodzą z czasem.

-Przynieść ci drinka?- Jace musiał wręcz krzyczeć jej do ucha, żeby Clary cokolwiek usłyszała. Muzyka była tak głośna, że stapiała się w jedno z biciem serca.

-Myślałam, że mieliśmy polować!- odwrzasnęła Clary. Chociaż wokół było pełno ludzi, nikt ich nie usłyszał, ani nie zwrócił na nich uwagi. Uroki runy niewidzialności.

Jace uśmiechnął się promiennie i znów się do niej odezwał. Wyłapała z jego wypowiedzi tyle, że czasami można - a nawet trzeba - połączyć pracę z zabawą oraz, że Izzy na pewno powiadomi ich, jak zauważy coś niepokojącego. Clary rozejrzała się. Faktycznie, nie widziała nigdzie w pobliżu Simona i czarnowłosej. A skoro oni już "wtopili się w tłum" to czemu by nie pójść ich śladem. Wzruszyła ramionami i pociągnęła Jace'a w stronę baru. W końcu byli już dorośli, nie?

Po drugiej stronie klubu Izzy i Simon zgodnie podpierali ściany, bo wszystkie miejsca siedzące były na ten moment zajęte. Muzyka była tu minimalnie cichsza niż na parkiecie, co pozwalało Isabelle na skupienie się na obserwacji otoczenia i jednoczesne słuchanie Simona, który dostał jakiegoś niepohamowanego słowotoku.

-Clary zaciągnęła mnie do tego klubu w jej urodziny.- powiedział Simon, jakby dopiero teraz przypomniał sobie, że kiedyś już tutaj był.- Nadal nie wiem, co ją wtedy opętało.

Isabelle, pokręciła głową. Odkąd Simon odzyskał wspomnienia często miewał takie filozoficzne nastroje. Izzy to rozumiała i nie robiła mu wyrzutów, ale czasem ta melancholia bywała męcząca. Mimo to dała się wciągnąć w rozmowę o rudowłosej, bo czemu by nie.

-Młodość.- odparła Isabelle, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.- Każdy nastolatek musi się wyszaleć. Nie znałam Clary wcześniej, ale na początku naszej znajomości nie wydawała się zbyt imprezową osobą.

-Tsaa.- Simon przytaknął.- Clary bardzo się zmieniła, ostatnimi czasy.

-Wszyscy się zmieniliśmy.- stwierdziła Izzy.

To była prawda. Wiele przeszli przez ostatnie miesiące i jeśli porównać ich grupkę sprzed powrotu Valentina oraz obecnie różnica była widoczna jak na dłoni. Alec w końcu wyszedł z szafy i zaakceptował siebie i swoje uczucia, przez co stał się również bardziej otwarty na innych, a Jace nauczył się odpowiedzialności i spokorniał (minimalnie). Simon przeszedł chyba najdłuższą drogę z nich wszystkich, co więcej nadal się zmieniał, próbując odnaleźć w sobie prawdziwego Nocnego Łowcę, którym Izzy wierzyła, że może się stać. Clary z nieśmiałej artystki stała się wspaniałą Nocną Łowczynią - zdolną do poświęceń, odważną i pewną siebie. Isabelle natomiast...

Isabelle w końcu uwierzyła, że miłość istnieje naprawdę.

Wiele stracili przez Morgensterna i jego syna, ale także wiele zyskali.

City of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz