5.

414 26 3
                                    


 W końcu mój wzrok się uspokaja. Puk, puk. Co to? Potem śmiech. Odwracam się w stronę, z której dochodzi.
-Jan?
-Cześć słonko?- Jakimś cudem pojawia się przed moją twarzą, a przed chwilą był na końcu pomieszczenia.
-Pomóż mi!
-Chciałabyś.- Zaczyna się śmiać, a ja dopiero teraz zauważam krew na jego rękach, bluzie i twarzy.
-Kim jesteś? Nie jesteś Janem!
-Masz rację nie jestem.- Teraz przede mną stoi Kacper. Przejeżdża nożem po moim brzuchu.- Ciekawe jak być wyglądała z rozciętym brzuchem. Jak sądzisz?
-Pewnie dobrze, mogę ja ta zrobić?- Odwracam się w kierunku drugiego głosu, z drugiej strony łóżka.
-Stasiu? O czym ty mówisz?
-Mamo, zasłużyłaś na to jak mogłaś dać mnie porwać tym potworą. Nie wiesz, co oni mi zrobili, a teraz za wszystko zapłacisz. -Wyciąga nożyczki i rozcina mi bluzkę, tak, że widać brzuch. A potem Kacper całuje mnie w brzuch.
-Ach zawsze chciałem to zrobić. -Bierze nóż i w miejscu, które pocałował robi nacięcie. Krzyczę.
-Przestań! Co ja ci takiego zrobiłam?!
-No właśnie nic, ale nie mogę się zabawić?
-Mogę się przyłączyć?- Spod łóżka wyczołguję się Jan, gdybym go tak długo nie znała to bym nie poznała. Nie ma skóry na twarzy, widać same mięso a z oczu cieknie krew. Krzyczę, już nie wiem czy z bólu czy ze strachu. Zamykam oczy nie chcę tego oglądać. Chwilę po ich zamknięciu dostaję pięścią w twarz.
-Ktoś kazał ci zamykać oczy?- Obraz się zmienił, nie ma już moich bliskich, przede mną stoi wściekły Kuba.
Mam dość wszystko mnie boli. Rana od noża piecze, twarz boli od pięści, a ja nie wiem, co mam o tym myśleć. Dlaczego oni ty byli? Dlaczego mi nie pomogli?
-Pomocy! Kuba, Jan!
-Hahahhah oni Ci nie pomogą, oni też chcą Twojego bólu. Będziesz jeszcze błagać o litość. A bym zapomniał mam coś dla ciebie!- Wyciąga nóż, a przed nim pojawia się klęczący Stasiu. Patrzy na mnie błagającym o pomoc wzrokiem. Mężczyzna podcina mu gardło. A mój kochany synek opada na podłogę.
-Niee! Nie! Tylko nie Stasiu!- W tym momencie chłopak się podnosi, jego głowa zwisa w miejscu podcięcia, on jednak bierze ją i poprawia.
-Hahah ale miałaś minę mamciu. Chętnie bym zobaczył to jeszcze raz!
Znów wszystko znika, tym razem pojawia się Wiktoria. Gładzi mnie ręką po włosach.
-Biedna ty moja. Pomogę ci. Nie bój się. Jestem tu żeby ci pomóc.- Wkłada kluczyk do moich kajdanek, najpierw na nogach, potem na rękach. Jestem wolna! Jednak, co jej odbiło? Przed chwilą mi coś wstrzyknęła, a lata temu chciała zabić.
-Dlaczego?
-Co?
-Dlaczego to robisz? Dlaczego mnie uwalniasz?- Patrzy na mnie ze zdziwieniem.
-Przecież jesteśmy przyjaciółkami, a ja tylko cały czas udawałam. - Mówi Prawdę? Naprawdę jesteśmy przyjaciółkami.- No chodź dalej, zanim wrócą.- Wierzę jej pójdę z nią, nie mam wyjścia. Naprawdę musiałyśmy się przyjaźnić. Tak? Jest moją przyjaciółką? Musi! Bo nikt nie ratuje nieznanej osoby!
-Wierzę Ci, już wstaję. Dziękuję za ratunek.- Uśmiecham się, ale gdy próbuję wstać, łańcuchy się na nowo pojawiają, znów jestem przykuta. A Wiktoria się śmieję, takiego śmiechu jeszcze nie słyszałam. Zaczynam płakać.
-Uwierzyłaś mi!? Hahahah Myślałam, że jesteś mniej łatwo wierna. Kto by chciał pomóc takiej szmacie?- Jeszcze długo się śmieje. Ja zamykam oczy, mam dość. Zabijcie mnie. Tak, zabijcie. Mam dość. Jestem szmatą, jestem zerem. Nie chcę już tu być. Proszę, skończcie za mną. Nie zasługuję żeby żyć. Proszę, zakończcie to.
-Zabij mnie...Zabij...Proszę zabij.- Szepczę, łzy już nie chcą płynąc.- Zabij, zabij....Do kurwy nędzy skończ ze mną!


__________

Naprawdę szaleję. Hi hi hi 

Przeszłość PowracaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz