Walka

15 3 0
                                    

Dni stawały się coraz krótsze.
Wstawaliśmy gdy było jeszcze ciemno, kładliśmy się obserwowani przez morze gwiazd. Teraz używaliśmy naszych umiejętności w praktyce. Oprócz zaostrzonych treningów naszymi obowiązkami były głównie patrole i polowania. Oczywiście codziennie walczyliśmy dla wprawy - nie tylko z nauczycielami, ale także między sobą. Wszystko było zwyczajnie aż do tego dnia...

  Jak codzień podzieliliśmy się na trzy grupy. Dwie poszły na polowanie. Mi w przydziale przypadł obchód. Miałam patrolować okolicę wraz z dwoma nauczycielami oraz trzema "kolegami". Mój rewir obejmował część pokrytą bagnami. Cholerny rudzielec... Od początku nasz przewodnik mnie nie lubił. Ciągłe złośliwości, karmienie ochłapami. Nawet wpisany w naszą rasę szacunek do wader nie stał mu na przeszkodzie by uprzykrzać mi życie. Przydzielał mi trudne zadania i posyłał na nudne patrole wgłąb lasu. Jeszcze kiedyś mu się odwdzięczę.
   Przydzielili mi do pary innego szczeniaka. No już nie był szczeniakiem. Był sporych rozmiarów basiorem o sierści w kolorze brudnej zieleni czym idealnie pasował do scenerii. Czas mijał nam w milczeniu,  każde szło w swoją stronę na odłegłość woni przeczesując okoliczne zarośla. Swoją drogą czasem trafił się jakiś smaczny kąsek jak niedojedzone przez rysia truchło sarny lub zakopane na czarną godzinę szczątki łosia.
Jak zwykle szłam przodem nasłuchując z nosem wystawionym to na wiatr to tuż przy ziemii. Musze wytrzymać jeszcze trzy miesiące. W tym dwa zimowe.
Łapy pokryte miałam grubą warstwą śmierdzącego bagnistego błota. OCHYDA!. Zwłaszcza dla wilczego nosa. Cuchnęło tam spleśniałą korą, zgnilizną i niewiadomo jeszcze czym. Przysięgam że zagryzę tego sierściucha, wyrwe mu ogon i zakopie w tym bagnie!
Wtem do moich uszu dotarło ostrzegawcze warknięcie. To mój towarzysz jak spod ziemi wyrósł obok mnie i groził wszystkiemu dokoła.
W pierwszej chwili myślałam, że zwariował, ale po chwili też to poczułam. Słaba woń wilków docierała do moich nozdrzy zewsząd. Zjeżyłam sierść i ukazując swe śnieżnobiałe kły wysyłałam groźbę w przestrzeń. Bez echa. Czujnie lustrowałam zarośla, w których ewidentnie coś było. Gdy dostrzegłam ruch jednym susem dopadłam moją ofiarę, którą okazała się drobna wilczyca. Z jej gardła wydobyło się pokojowe skomlenie. Jednak miałam zamiar rozszarpać jej gardło, gdy poczułam szarpnięcie za kark. Wylądowałam dwa metry dalej, zatrzymując się na pniu drzewa. Wstałam z nikłym jękiem i zmierzyłam morderczym wzrokiem sprawcę. Obok białej wilczycy stał teraz brązowy wilk. Wyszczerzyłam kły, żeby nie miał wątpliwości co zamierzam uczynić. Jego wzrok najpierw wyrażał panikę lecz zaraz zastąpiła ją determinacja. Próbował odejść z wilczycą chociaż doskonale wiedział jak kończy się naruszanie terenu obcej watahy. Zastąpiłam mu drogę wydając z siebie ryk złości. Skulił się delikatnie, ale wytrzymał mój wzrok. Rzuciłam mu się do gardła jednocześnie rozdzierając pazurami jego bark. Przewróciłam jego ciało na grzbiet, mocniej wpijając się w jego szyję. Wierzgał, kopał i wyrywał się ze wszystkich sił, lecz nie sposób było wyrwać się z morderczego uścisku. Słyszałam tylko piski i skomlenia kiedy kończyłam jego żywot. Moja szkarłatna sierść pogłębiła swą barwę na pysku. Zlizałam krew patrząc w oczy przestraszonej wadery i warknęłam ostrzegawczo. Natychmiast poderwała się z miejsca, lecz jej ucieczka zakończyła się pomiędzy szczękami mojego towarzysza, który przetrącił jej zwinnie kark. Szkoda... Takie ładne futerko.
Ogarnęłam szybko wzrokiem nasz "plac boju". Natychmiast zaczęłam kopać dół. Przecież nie możemy ich tu tak zostawić, możemy mieć przez to kłopoty. Mój towarzysz patrzył na mnie...jakoś tak dziwnie. Jednak nie przejęłam się tym i kopałam dalej. Gdy dziura była odpowiednich rozmiarów podeszłam do jednego z ciał i wciągnęłam je do dołu.
- Może byś tak pomógł?- zapytałam oddychając ciężko z wysiłku.
Otrząsnął się jakby z otępienia i podszedł do drugiego trupa. Chwycił go w stalowe szczęki i bez żadnego wysiłku zaniósł go do dziury po czym zasypał ziemią. Ja w tym czasie leżałam na ziemii rozkoszując się chwilą wolnego.
Wilk podszedł do mnie i znowu patrzył tym dziwnym wzrokiem.
- Co sie tak gapisz? - zapytałam lekko podirytowana podnosząc się do siadu.
-Niezła jesteś. To znaczy...w walce- odpowiedział z nutą zażenowania w głosie, który ergo był bardzo melodyjny. Chciałabym go usłyszeć podczas pełni ....
Moment...co?. O czym ja myśle?....  Ostatnio moje myśli zmierzają w dość dziwnym kierunku.Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Podniosłam się i wytrzepałam futro. Po czym zaciągnęłam się popołudniowym powietrzem.
-Wracajmy. - powiedziałam głucho i ruszyłam w kierunku dobrze znanej mi polany.
Basior podążył za mną i przez cały czas wlepiał wzrok w mój grzbiet  jakby chciał  wypalić mi dziurę w futrze.

Z daleka usłyszeliśmy wycie, które obwieszczało udane łowy. Mój żoładek przewrócił się i skręcił. Nie tyle z głodu co ze zdenerwowania. O jedzenie trzeba walczyć i jeśli się nie pospieszymy to będziemy chodzili głodni przez najbliższe pare dni. Teraz trudno o pożywienie, ze względu na spadki temperatury karibu przeniosło się w głąb lądu gdzie temperatura była znacznie wyższa. Przyspieszyłam mijając w pośpiechu drzewa. Zew przetrwania opętał moje ciało i już po parunastu minutach wpadłam na polanę. Poczułam krew, a w uszach rozbrzmiały piski, skomlenia, warczenie i ujadanie współbraci. Zamieszanie panujące wokół zdobyczy przypominało istny chaos. Wilki rzucały się na siebie bijąc się o każdy kawałek mięsa i kości. Prawo silniejszego..
Zaraz za mną z krzaków wypadł mój towarzysz i dysząc, powlókł się za mną w stronę zdobyczy. Czujnie rozglądałam się na boki prawie przypadając do ziemii. W panującym rozgardiaszu porwałam większy ochłap i odskoczyłam w bok gdzie nie dosięgał mnie wzrok towarzyszy. Zaczęłam pochłaniać swoją część w zastraszającym tempie, lecz nie dane było mi skończyć. Usłyszałam tuż nad sobą warczenie i podniosłam łeb by sprawdzić swe przypuszczenia.
Cholera... Dlaczego ten rudzielec nie dojebał się do tamtej wilczycy obgryzającej gnat, albo do tych co siłowali się o kości oblepione mięsem... No czemu?!
Spojrzałam w oczy przeciwnika i przełknęłam ostatni kęs z satysfakcją. Zdenerwował się. Inny wilk z pewnością oddałby mu ten ochłap i uciekł z podkulonym ogonem.
Ale nie ja. Warknęłam ostrzegawczo i z satysfakcją patrzyłam jak sierść na jego karku podnosi się. Połknął haczyk. Stanęłam na równe łapy i rzuciłam się na basiora bez żadnego ostrzeżenia. Odpowiedziało mi głuche warczenie, gdy wgryzłam się w jego łapę. Odskoczyłam i oblizałam ostentacyjnie pysk poplamiony krwią. Zdziwienie wymalowane na jego pysku zastąpiła furia. Nie czekając na jego reakcję ponownie skoczyłam by tym razem rozciąć kłami jego bark do kości lecz i on nie pozostał obojętny kąsając mój kark. Zamierzałam zakończyć ten pojedynek jak na "prawdziwego" wilka przystało. Któreś z nas zginie, jeśli nie dziś to na pewno wkrótce.
Skoczyłam na niego i powaliłam na grzbiet wgryzając się w jego gardło....

Ogień w oczach waderyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz