Księżycooki futrzak

14 3 0
                                    

Już drugi raz tego dnia poczułam szarpnięcie i po moim grzbiecie rozpłynęła się fala tępego bólu. Przeleciałam parę metrów w powietrzu i przetoczyłam się kawałek dalej po ubitej ziemi. Po chwili podniosłam łeb i delikatnie zamroczona potrząsnęłam nim. Cholera byłam tak blisko. Rozejrzałam się szukając mej niedoszłej ofiary. Pare metrów przede mną stał w bojowej pozycji księżycooki... Tak w myślach nazywałam burego wilczura. Mierzył wzrokiem warczącego rudzielca. Ten ostatni słaniał się na łapach przez utratę sporej ilości krwi. Nie podjął wyzwania rzuconego mu przez wilczura. Wycofał się unosząc dumnie pysk z groźbą w oczach. Dla mnie i tego, który przerwał mi moją zemstę...

Wilczur patrzył na odchodzącego wilka po czym upewniając się o bezpieczeństwie najbliższego otoczenia odwrócił się i podszedł do mnie bardzo blisko przez co mogłam przyjrzeć mu się dokładniej. Jego puszyste futro miało kolor grafitu z delikatnym przejściem w brąz na podbrzuszu oraz ciemniejszymi smugami na łbie i wzdłóż kręgosłupa. Spojrzał na mnie z troską, ale jednocześnie karcąco. Skuliłam się niezauważalnie. Miał strasznie przytłaczającą sylwetkę, a jego oczy... Spojrzałam w nie spode łba przepraszająco. Czułam się taka..bezbronna i maleńka.
  Jesteś cała? -zapytał przysiadając przede mną.
Pokiwałam łbem twierdząco. Widocznie się rozluźnił, lecz dalej skanował moje ciało tymi płonącymi oczami. Nachylił się nade mną jeszcze bardziej i zaciągnął się moim zapachem. Coś tu jest nie tak! Poderwałam się na równe łapy z ostrzegawczym warknięciem. On jakby uśmiechnął się do siebie i odszedł. Tak po prostu sobie poszedł.. Warknęłam pod nosem. Cholerny futrzak.. Ale jaki seksowny~odezwał się zdradziecki głosik w mojej głowie..... Niech to szlag! Obejrzałam się za nim. Widząc jak jego ciało porusza się w rytm miękkich, wilczych kroków. Chyba się ślinie... Czyżby zbliżała się pełnia? Zauważyłam że im starsza jestem tym bardziej odczuwam ten szczególny czas w miesiącu....

*ZIMA*

Zaskoczyła nas z dnia na dzień. W jedną noc ziemię spowiło około pół metra śniegu tworząc podłoże bardzo niepewnym. Stawialiśmy kroki bardzo ostrożnie by nie wpaść do jakiegoś dołu ukrytego pod zwałami śniegu.
Na domiar złego od trzech dni zwierzyna ucieka nam sprzed nosa. Głód i zimno daje nam się we znaki. Drugi dzień jesteśmy poza leżem bardzo daleko od naszych towarzyszy, jest nas pięcioro. Leżymy teraz pod rozłożystym świerkiem, który chroni nas od przenikliwego mrozu zawieji. Oni zbili się w grupę i ogrzewają się ciepłem własnych ciał. Ja zostałam brutalnie wykluczona z tego grona przez niejakiego rudzielca. Nie umiał przyjąć tego, że prawie pokonała go jakaś tam wadera i to w wieku szkoleniowym, ale nie był na tyle głupi by zadzierać z wilczurem, który wyraźnie dał do zrozumienia, że w razie czego stanie po mojej stronie. Wywaliłam jęzor w uśmiechu na wspomnienie jego podkulonego ogona. No cóż skoro mnie tam nie chcą to muszę radzić sobie sama. Wyszłam spod świerku i skierowałam się za drzewo gdzie nie docierał wiatr. Wykopałam spory dół w śniegu i ułożyłam się w nim ogrzewając miejsce swym ciałem. Po chwili zaznałam przyjemnego uczucia odprężenia. Było mi ciepło i byłam bezpieczna. Zasnęłam śniąc o bezkresnych otwartych przestrzeniach. Śniłam o wolności.

   Jak zwykle wstałam przed świtem, otrzepałam się ze śniegu i zasypałam swoje legowisko. Wystawiłam nos na wiatr przeciągając się. I nagle....ta woń.. łój i piżmo. Wspomnienie parskania i tupotu kopyt. Szczeknęłam na towarzyszy. Weszłam szybko pod sosnę budząc te leniwe kundle. Patrzyli na mnie z rozgoryczeniem dopóki się nie odezwałam.
  Karibu - wypowiedziałam magiczne słowo, a oni szybko podnieśli się i zaczęli węszyć. Rudzielec zawył donośnie subtelną nutę polowania. Niespiesznym truchtem skierowaliśmy się za wonią zdobyczy. W połowie drogi dołączyła do nas reszta wilków. Strategia była bez zarzutu...zawsze skuteczna.. ale nie uwzględniono w niej...MNIE!
A to oznacza, że musze zapolować sama. Wymknęłam się więc niepostrzeżenie. Okrążyłam stado szerokim łukiem i skierowałam się na polanę w poszukiwaniu łatwej zdobyczy. Rozglądając się zza krzaków jałowca poczułam innego wilka. Odróciłam się i dosłownie zderzyłam nosem z tym cholernym futrzakiem.
~Seksownym futrzakiem.
I znowu ten głosik..

   Śledzisz mnie?-zapytałam cicho, ale ze słyszalnym rozdrażnieniem.
  Tak jakby- odpowiedział rozbawiony.
Prychnęłam w odpowiedzi i wróciłam do szukania ofiary.
Podążył za moim wzrokiem.
  Ty z lewej, ja z prawej?-zapytał przekręcając śmiesznie łeb.
W pierwszym odruchu chciałam odmówić, ale z nim moje szanse na odniesienie sukcesu w polowaniu wzrosną.
Przytaknęłam ruchem głowy.
Podeszłam bliżej kryjąc aię między krzakami i podkradłam się do mojej ofiary. Skoczyliśmy w tej samej chwili. Wgryzł się w tylną nogę karibu i unieruchomił je, gdy rozszarpywałam mu gardło. Ofiara jeszcze przez chwilę wierzgała lecz szybko upadła wykrwawiając się.
Odciągneliśmy ją w zarośla i zaczeliśmy naszą małą ucztę. On wybrał nogę, którą wcześniej atakował. Ja natomiast rozprułam jej brzuch by znaleźć wątrobę. Jest bardzo pożywna, a poza tym to moja ulubiona część zaraz po udach. Wyciągnęłam więc bebechy karibu na zewnątrz i zanurzyłam głowę w ciele ofiary. By zaraz potem wyciągnąć triumfalnie smakołyk. Położyłam się i zaczęłam jeść. Zerknęłam na wilka obok mnie. Patrzył na mnie zaciekawiony z dziwnym błyskiem w oczach. Niewiedząc dlaczego podniosłam się i podeszłam, aby położyć kąsek u jego stóp. Po czym wbiłam zęby w udo naszej ofiary. Zjedliśmy może połowę z tego co upolowaliśmy. Przezornie zakopałam niewielkie ochłapy na czarną godzinę, głęboko i daleko od siebie. Po czym położyłam się na boku odpoczywając spokojna i najedzona. Niestety nie dane mi było cieszyć się chwilą gdyż usłyszałam wycie. Ale nie takie zwyczajne. To było ostrzeżenie. Ktoś był na naszym terytorium. Wilk obok mnie odpowiedział po czym skinął na mnie i ruszył. A ja w ślad za nim.
Szybko dotarliśmy w okolice leża gdzie zgromadziły się nasze wilki. Rudzielec stanął na czele grupy i czekał. Wtem z lasu wyłoniły się potężne sylwetki.
Obcy - warknęło moje wnętrze. Czterech albo pięciu basiorów, same mięśnie, jakby wykute z kamienia, potężne sylwetki.

Ich przywódca wysunął się na przód co zrobił też rudzielec. Trzymałam się z boku tak, aby widzieć wszystko dokładnie. Mówili coś ale nie słyszałam dokładnie... "gorączka" ... "pełnia".... "niepokój" i ..."żądza?" tyle udało mi się wyłapać. Żeby usłyszeć więcej musiałabym podejść bliżej, ale nie było nawet takiej możliwości. Wilki były stłoczone i nie udałoby mi się przecisnąć. Rozmowa nagle ucichła. Spojrzenia wszystkich były utkwione we mnie zwłaszcza tej bety, która rozmawiała z rudzielcem.
Nie spuszczając ze mnie wzroku podchodził bliżej. Zdawał się smakować moją woń. Wstałam zaniepokojona tą sytuacją. I wtedy też to poczułam usiadłam tak szybko jak wstałam i zaczęłam się cofać nie odrywając tynych nóg i ogona od podłoża. Cholera, że też akurat teraz, w takim memencie. Wilkowi przede mną zaświeciły się oczy. Skoczył w moim kierunku, lecz drogę zagrodził mu mój bury futrzak... zaraz... wcale nie mój.. to przejęzyczenie!..hihihi~ znowu ten mały chochlik.
Warknął na niego przybierając bojową pozę.
-Moja....- usłyszałam pomiędzy warknięciami..
Ale że ja?...przecież...
Wilk cofnął się zaskoczony posturą wilka który przewyższał go o pół głowy i rzucił mi zawiedzione spojrzenie po czym wycofał się wiedząc, że nie ma szans w tym starciu.
Wtem głos zabrał nasz przywódca.
     Za trzy dni pełnia. Musisz przejść egzamin końcowy. Potem okaże się co z tobą będzie. - Powiedział rudzielec poważnie, z wyższością i czymś na wzór goryczy.
Księżycooki odwrócił się do mnie.
Po czym zaraz groźnym warczeniem odpędził wszystkich tak, że zostaliśmy sami na polanie.

Ogień w oczach waderyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz