II

606 75 25
                                    

Eren

6.00. Miasto zaczęło budzić się do życia, skutkiem wschodzącego słońca. Dźwięk ulicznego gwaru dawał o sobie znać już od jakiegoś czasu. Silniki ruchliwych samochodów i warkot drogowych maszyn siłą rzeczy musiały dać miejsce melodii mojego budzika, która wdarła się do moich uszu.

Wyłączyłem alarm i powolnym, ospałym ruchem przetarłem twarz dłońmi, nabierając w płuca powietrza.

Choć czułem się sto razy lepiej niż poprzedniego dnia, nadal nie byłem w pełni zadowolony z mojego stanu. Z ogromną chęcią na nowo zatopiłbym się w ciepłej pościeli i dał się pochłonąć objęciom, tak zwanego, Morfeusza.

Wstałem z łóżka i rozejrzałem się po moim pokoju. Dość duże pomieszczenie, o ciemnozielonych ścianach. Mój azyl. Tylko tutaj mogę być naprawdę sobą. Tylko to miejsce oddaje to, co dzieje się w mojej głow...

Runąłem całym ciałem na ziemię, potykając się o coś już przy pierwszym kroku. Dotknąłem dłonią piekącego policzka, który spotkał się z podłogą i spojrzałem w okolice moich stóp. Mógłbym przysiąc, że ta złośliwa bluza, który była sprawczynią wszystkiego pokazałaby mi teraz środkowy palec, gdyby tylko mogła. Byłem tego pewien.

- Aach, miałem tu posprzątać. - Mruknąłem, przewracając się na plecy.

Wziąłem głęboki oddech i wstałem, zabierając walające się obok łóżka ubranie ze sobą.

- Och, wstałaś już? - Zobaczyłem siostrę, krzątającą się po kuchni, gdy wyszedłem ze swojego pokoju.

- Mhm. - Mruknęła cicho, nie odwracając się w moją stronę. Bez większego zainteresowania zalewała wrzątkiem dwa kubki z kawą.

To właśnie była Mikasa. Nawet po ostrej kłótni o mnie dba, zamiast na siłę ignorować.

Wrzuciłem bluzę do kosza na pranie w łazience i wszedłem do kuchni. Podszedłem to siostry i położyłem jej dłoń na ramieniu. Oparłem się bokiem o blat i pochyliłem lekko głowę, by mimo różnicy wzrostu między nami, wynoszącej pół głowy, móc spojrzeć jej w oczy.

- Hej... Mika. Spójrz na mnie. - Powiedziałem łagodnie. Choć do tej pory wczorajsza wymiana zdań nie była dla mnie niczym wielkim i bez problemu mógłbym ją przeprosić, tak teraz, gdy zwróciła na mnie swój smutny wzrok zrobiło mi się jej szkoda. Przegiąłem. Dotarło do mnie. Ona za bardzo mnie kocha, nie mogę używać w stosunku do niej takich słów. Bierze je za bardzo do siebie, a ja jak zwykle dopiero potem widzę, że emocje znowu wzięły nade mną górę.

- Przepraszam. - Powiedziałem z westchnieniem. - Nie powinienem...

- W porządku. - Przerwała mi, wtulając się we mnie. Lekko zaskoczony, zupełnie nie spodziewając się tego odwzajemniłem uścisk. Położyłem jej obie ręce na łopatkach, krzyżując je i również pozwoliłem sobie dać się na chwilę przyjemności, jaką dawał rodzinny, czuły uścisk. Delikatnie poklepałem ją po plecach.

- Hm, to co na śniadanie? - Zacząłem, puszczając ją i uśmiechnąłem się ciepło.

*****

- Eren.

- Ech?... A, cześć, tato! - Odwróciłem się w jego stronę, gdy usłyszałem moje imię. Byłem właśnie w trakcie robienia sobie kawy. Jedną już piłem w domu, jednak lepiej mieć pewność, że nie zasnę w środku pracy.

- Mógłbyś przyjść do mojego biura? Muszę ci coś zaprezentować odnośnie sprawy Zwiadowców.

- Dobrze... A co z resztą? Przecież twoi ludzie muszą wiedzieć tyle samo o tym wszystkim, co my. - Nie byłem pewien, czy odpowiednio przytoczyłem słowa, które mi wcześniej tłumaczył.

Ironia życia [Riren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz